środa, 8 kwietnia 2015

Rozdział 23

Wkurzający. I to jak wkurzający?! Czy on nie rozumiał problemu? Że nie mogę znieść bycia jego najlepszą przyjaciółką? Siedziałam w zamyśleniu na zamkniętej klapie i przyciągnęłam obie nogi do mojego tułowia. Znów usłyszałam okrzyki pijanych ludzi, jednak na szczęście odeszli. On nie powinien życzyć sobie, żebym nie paliła mojego pamiętnika. Gdyby tylko wiedział, co tam wypisywałam. Miałam go już bardzo długo, ale było coś, co pamiętałam najbardziej. Czterdziesta siódma strona. Znałam to na pamięć. Zaczynało się: Mój zmienny strach odszedł. Został zastąpiony głębokim i krwawiącym uczuciem bólu. Louis zawsze mnie rozczarowywał. Czy tego chciał, czy nie. Wtedy czasy były inne. Moja mama była z nami, Lottie za granicą, a Louis…  Dźwięk słodkiego, licealnego życia. Tak prawdopodobnie nadal by było, gdyby nie zniknął i nie zostawił mnie pełną zmartwień.
Mój zmienny strach odszedł. Został zastąpiony głębokim i krwawiącym uczuciem bólu. Louis zniknął, około miesiąca temu. Najpierw nie pokazał się na imprezie Zayna. Potem nie odbierał telefonu. Tak strasznie się o niego bałam. „On dorósł, Lisy. Nie martw się.” Mówił Zayn, zawsze gdy zbliżało mi się na płacz. Co jeśli miał jakiś wypadek? Dla policji nikt nie był zaginiony. Nie mogłam zrobić nawet informacji o zaginięciu, Harry mi zabronił.
- Jeśli on się do ciebie nie odzywa, to jest prawdziwym dupkiem - stwierdziła moja przyjaciółka Scarlett. Od przyszłego miesiąca razem z rodziną będzie w Irlandii. Biegłyśmy wtedy na stacje metra, Harry czekał na mnie w Starbucksie, ponieważ wcześniej skończył.
- Ale co jeśli naprawdę coś się stało? Co jeśli jest teraz ranny i leży w szpitalu? – ponownie zaczęłam siadając na miejscu w metrze.
- Wtedy… - Scarlett wzruszyła ramionami i przeczesała ręką przez ciemne włosy. Nerwowo postukała w ekran swojego telefonu. - Harry już czeka.
Ah, tak. Scarlett i Harry. To była kolejna rzecz. Ciągle się obściskują, a potem mówią: „Niee, my jesteśmy tylko dobrymi przyjaciółmi” Ta, jasne.
Tymczasem metro zatrzymało się na następnej stacji, a my wysiadłyśmy i przeciskałyśmy się między innymi pasażerami. - Wiesz, wystarczyłby jeden SMS, a moje serce nie eksplodowałoby z troski. - Zaczęłam ponownie, gdy przechodziłyśmy przez ulicę, po to by za chwilę zniknąć w Starbucksie. Rozpoznałam Harry’ego przy naszym stałym stole, który chował nos w laptopie. Nie byłyśmy nawet blisko, kiedy się odwrócił. Bezczelny uśmiech pojawił się na jego twarzy.
- Cześć Hazz, tak mi przykro. Przez to, że na lekcji bujałam w obłokach zmuszono mnie do rozmowy w cztery oczy z nauczycielem, przez dziesięć minut - przeprosiłam go stawiając moją torbę na wolnym krześle.
- Pozwól, że zgadnę, rozmyślałaś o Louisie? - posłał Scarlett dyskretne, przyjazne spojrzenie, następnie znów spojrzał na mnie.
- Tak, zrozumienie tego nie jest łatwe -  wzruszyłam ramionami i pochyliłam się do przodu. - Skype? Z kim rozmawiasz?
- Ach -  Harry zamknął szybko laptopa i w kilka kolejnych sekund schował go do torby. Sceptycznie zmarszczyłam brwi.
- Harry…?
- Ehm, nie chcesz czegoś sobie kupić Scar, pójdę z tobą? Albo ty Lisi? Chciałbym krótko porozmawiać z Scarlett.
Narzekając wstałam i wyciągnęłam portfel z kieszeni. Zamówiłam oczywiście muffinkę i kawę, uśmiechając się do sprzedawczyni. - Nowe papierowe kubki wyglądają super – uśmiechnęła się również i postawiła moją mufinkę na ladzie. - Nowy projekt, sponsorowany przez magazyn z plotkami. Kogo wolisz bardziej? Rihannę, Johnny’ego Deppa, czy Justina Timberleke’a?
- Obojętne mi to – mruknęłam i położyłam odpowiednią liczbę pieniędzy pod jej nos. Zabrała pieniądze i odwróciła się na chwilę by zrobić moją kawę.
- Też myślę, że jest słodki - skomentowała, gdy trzymałam już kubek w dłoni. Pytająco wpatrywałam się w wielokolorowy kubek. Tak szybko wysunął mi się z dłoni, że nie mogłam jakkolwiek zareagować. Gorąca ciecz rozprzestrzeniała się po moim szkolnym mundurku, a ja wciągnęłam powietrze.
- Tak, jest gorący, ale nie musisz od razu wylewać kawy - zszokowana obeszła dookoła i wytarła kawę. Wpatrywałam się w kubek. Automatycznie zrobiłam kilka kroków do tyłu. To nie może być on, oh nie!
Ale był tutaj nawet napis pod obrazkiem. Louis Tomlinson. On był przedstawiony w stroju piłkarskim. W ciągu miesiąca stał się gwiazdą.
Gorączkowo odwróciłam się do wyjścia i wybiegłam. Zanim dotarłam do drogi, łzy wściekle  płynęły po mojej twarzy.

Skrzywiłam się z powodu moich myśli. To wspomnienie… Louis zawsze mnie tylko rozczarowywał. Bez przerwy.
- El?! – nagle rozbrzmiał znajomy głos… zbyt blisko. Louis. Co do diabła robił on w damskiej toalecie?!
- Louis? Poważnie? Prześladujesz mnie nawet w toalecie? Powiedz, nie jesteś tym zmęczony? – rozwścieczona otworzyłam drzwi i spojrzałam na niego. Jego twarz wykrzywiona była w panice. Coś się stało?
- To… Toaleta płonie! Musimy się stąd wynieść jak najszybciej. – wyjąkał próbując zaczerpnąć powietrza.
Niepewnie zmarszczyłam czoło – Jeśli to żart… - zaczęłam, ale przerwał mi od razu.
- Nie, nie jest – pokręcił głową. Zszokowana, otworzyłam szerzej oczy. Złapał mnie niemożliwie szybko za rękę i pociągnął do wyjścia. Wystarczyła chwila, belka przed nami złamała się i upadla na ziemię. Szybko popchnął mnie do tyłu.
Nad jego ramieniem widziałam coraz więcej drewna i rosnące płomienie tworzące ścianę ognia. Nie mieliśmy już jak uciec, było za późno. Jedynym wyjściem dla nas  było czekanie.
- Co teraz zrobimy, Louis? – zawyłam zrozpaczona i zignorowałam gorące łzy, które wypływały z moich oczu. Było tutaj coraz cieplej.  Zdejmij ten szeroki Top – wymamrotał i sam zdjąć swój T-shirt.
- I po co powinnam to zrobić? – Sceptycznie uniosłam brwi ku górze, gdy odwrócił się do mnie.
- To może się szybko zapalić – wzięłam brzeg Topu i przeciągnęłam go przez głowę. Moja naga skóra zaczęła swędzieć, ogień był zbyt blisko.
- Może powinniśmy wołać o pomoc – zasugerowałam i podbiegłam obok niego ciut bliżej ściany ognia. Krzyczałam głośno, ale wydawało się, że ta ściana wszystko zatrzymuje. Głośne trzaski pochłaniały mój głos.
- Chodź tutaj, jesteś za blisko – powiedział Louis, a ja zdałam sobie sprawę, że usiadł na sedesie. Ściany ostatnich kabin również były już w płomieniach. Bezradnie obserwowałam jak je pochłaniały. Moja prawda ręka ściskała top, inna gładziła moje morkę włosy. Ktoś musi przyjść z pomocą. Teraz! Natychmiast! Przystanęłam przy wybitym oknie i ponownie krzyczałam. Za około pięć minut ogień nas dosięgnie.
- Louis? Lisi? – nagle zabrzmiał głos z zewnątrz.
- Harry, jesteśmy tutaj w środku! – krzyczałam z całej siły i podeszłam bliżej ognia. Moja dolna warga drżała, nie płacz Lisi, nie płacz. Ale szok poluzował łzy w moich oczach i pozwolił im spłynąć.
- Straż pożarna już tutaj jest – odkrzyknął, a potem słyszałam tylko pędzące kroki. Wyczerpana osunęłam się na kolana, jeden żałosny jęk zabrzmiał z pomiędzy płomieni.
- El – mruknął Louis i podszedł do mnie. Jego silne ramię objęło moje półnagie ciało i postawił mnie na nogi i pociągną do środka kabiny. Powoli usiadł na klapie i wziął mnie na swoje kolana. – Zabiorą nas stad – powiedział do ucha i objął mnie w pasie.
- Louis, co ty gadasz? Jesteśmy zgubieni! – wybuchłam płaczem.
- Nad nami jest możliwe wyjście, będę musiał wyrwać kraty. – pokazał palcem w górę, a ja spojrzałam przerażona w stronę okna. My ledwo się zmieścimy. No i było za wysoko.
- El, spójrz na mnie – rękami chwycił moje policzki i skierował tak, bym spojrzała prosto w jego niebieskie oczy. – Obiecuje ci, że wszystko będzie z nami dobrze, okay? Uwierz mi proszę, chociaż ten raz – Spojrzałam na jego twarz. Czujnie mnie obserwował. – Obiecuje, że pomogę ci się wydostać.
- Co proponujesz? – nieumyślnie zahaczyłam swoje palce o szlufki jego spodni.
- Przejdę pierwszy, potem ty abym mógł cię złapać, okay? – zepchnął mnie delikatnie ze swoich kolan aby móc wspiąć się na deskę.
- Nie Louis. Nie zostawiaj mnie tutaj znów samej. Proszę nie. – Panicznie złapałam go za rękę.
- El, to jest jedyna szansa.
- Nie chcę zostać sama, Louis.  – płakałam znowu. Nagle pochylił się nade mną i spojrzał na mnie długo.
- El. Zaufaj mi, nigdy bym sobie nie wybaczył, gdybym zostawił cię na lodzie – odgarnął włosy z mojej twarz – Zrobiłem to raz, uwierz mi, że uczę się na swoich błędach.
- Louis proszę – znów błagałam. On nie może iść, nie może mnie tutaj zostawić samą w płonącym domu. Pogładził szybko mój policzek, aż jego palce chwyciły mój podbródek.  Błyskawicznie, tak nagle, przysunął moją twarz do swojej, że luka między nami zniknęła. Tylko delikatnie i naprawdę krótko przycisnął swoje usta do moich.
- Widzimy się tam – krzyknął krótko, kiedy wspinał się do góry. Kilka razy musiał uderzyć w karty, zanim grzechocząc wypadły.
- Louis… - szepnęłam i znów zaczęłam płakać. Teraz byłam tutaj sama. Ogień ogarniał cały obszar umywalek. Przerażona usiadłam na kolanach na toalecie i czekałam, aż jego głos znów zabrzmi. Parapet był zbyt wysoko, abym mogła się wspiąć. Ostrożnie odwróciłam się i stanęłam na desce. Louis miał mięśnie – ja nie. – Louis! – krzyknęłam znów i podciągnęłam do góry. Ale naprawdę byłam zbyt ciężka i słaba. Moje dłonie ześlizgnęły się i upadłam na podłogę. Krzyk bólu wypadł mi z ust, kiedy wstawałam. Ogromna blizna pojawiła się na skórze mojego brzucha. Ponownie stanęłam na desce i wytarłam spocone dłonie o spodnie. – Raz, dwa, trzy – musi się udać – mruknęłam i wyciągnęłam się w górę.
- El? – rozbrzmiał głos Lou.
- Idę właśnie, ja… - ale coś pociągnęło mnie w dół. Ciężka ściana kabiny spadła na mnie. Mój przenikliwy krzyk zagłuszył wszystko, ale co to dało? Zostałam przygnieciona przez jeszcze nie palące się drewno. I nie było nikogo, kto mógłby mi pomóc. – Louis! – krzyczałam tak głośno, że moje gardło ochrypło. – Pomocy! – zamknęłam oczy. Drewno miało się niedługo zapalić. Coś mocnego trafiło w moje stopy, przesunęłam wzrokiem pod płytkach. Coś twardego i zimnego pryskało trafiało we mnie z płonącej ściany.
Czekaj – pryskało? Otworzyłam oczy. Poprzez szary dym dało się zobaczyć zarysy postaci. Napadł mnie kaszel, gdy otworzyłam usta aby krzyczeć.
- Ja.. Ja jestem, tu- tutaj! – dyszałam tak głośno, jak tylko mogłam i zaciskałam znów oczy, gdy dym mi je podrażniał. Głuche kroki dźwięczały i słyszałam głosy moich wybawców. Deska na moich plecach przygniatała mnie i odbierała powietrze. Próbowałam się uwolnić i kopałam nogami. Cieszyłam się, że chociaż ściana nie upadła na moją głowę, tylko na bok. Ucisk nagle zniknął. Strażacy zrzucili ścianę ze mnie, która powoli stawała w płomieniach. Jeden pochylił się i podniósł mnie delikatnie. Zerknęłam tylko w  ukrytą twarz, gdy obok mnie lała się woda z pomiędzy drewnianych ścian. Osunęłam się w ramionach strażaka i zamknęłam palące mnie oczy. Moje gardło było wypełnione sadzą i zatykało się. Zaczęłam kaszleć więc przytrzymywałam rękę przy ustach.
- Nosze! Dziewczyna jak najszybciej musi trafić do szpitala! – ryknął dziewczyna, który mnie trzymał i biegł coraz szybciej.
- El! – krzyknął ktoś obok mnie, kiedy to strażak kład mnie na noszach i razem z lekarzem popchnął do karetki.
- Jadę z wami, to jest moja przyjaciółka – rozległ się znowu ten głos i ktoś złapał mnie za rękę. Potem drzwi i zamknęły się i cały zgiełk z zewnątrz zniknął. Słyszałam tylko moje nierówne, szybkie bicie serca. Wraz z innym.
- Louis? – westchnęłam i znów zakaszlałam. Lekarz zaczął mnie kontrolować medycznymi przyrządami.
- Jestem tutaj – odpowiedział i ścisnął mocniej moją  dłoń.
- Wyszedłeś z tego cało i zdrowo – uśmiechnęłam się krzywo, a on zaśmiał się krótko.
- Tak El, oczywiście najważniejsze jest to, że ja wyszedłem z tego cało i zdrowo – pokręcił po prostu głową.
- Tak łatwo zeskoczyłeś – powiedziałam po paru minutach ciszy.
- Wiedziałem, że będzie to najlepsze rozwiązanie.
- Zostawiłeś mnie tam samą, w tym palącym się domu – moje ciało wciąż drżało. Myśl, o tym co właśnie się stało było straszna.
- Jest mi tak przykro – puścił moją dłoń i okrył mnie mocniej kocem – Obiecałem Ci, że…
- że mnie uratujesz, tak – dokończyłam jego zdanie i otworzyłam oczy. Spoglądał na mnie zamyślony.
- Jak znów mogę to naprawić? – szepnął przerywając nasz kontakt wzrokowy.

- Zostań ze mną – szepnęłam ponownie zamykając oczy. Moje gardło znów złapało i musiałam przyłożyć rękę do ust – Zostań ze mną tak długo jak możesz – Wtedy mój ogromny strach zniknął. Został zastąpiony głęboką miłością.


Nawet jeśli Louis zachowuje się jak głupek, to czasami awww <3

Nie wiem kiedy będzie kolejny, nie chce wam obiecywać, ale z całą pewnością jest dłuższy niż ten i trochę zajmie mi jego przetłumaczenie! :)

tt: @Reniferowa
hasztag: #SuTPL 

Zapraszam na Wild Heart  z Harrym! :)

4 komentarze:

  1. Rozdział świetny ! <3
    Lou na końcu taki kochany.Ciekawe na jak długo xd
    Do nastęnego <3
    @lovju69

    OdpowiedzUsuń
  2. Awwww <3 Kocham to ff!
    Louis jest dupkiem, ale na koncu byl taki kochany! Lsnsnzjzsj
    Zobaczymy na jak dlugo.
    Czekam nn.
    @andrejjj99

    OdpowiedzUsuń
  3. Awww <3! Suodkie ^* czekam na nn ;3

    OdpowiedzUsuń