piątek, 26 czerwca 2015

Rozdział 24

LISI
Moje gardło paliło, jakby to tam właśnie był ogień. Kiedy otworzyłam oczy, od razu zdałam sobie sprawę z tego, że leże w szpitalu. Gdzie byłam wcześniej? Przezornie zajrzałam na lewą stronę sali; żadne krzesło nie było zajęte, nic nawet nie wskazywało na to, że ktoś tam był. Że Louis tam był. Gdybym tak nie myliła się co do tego.
- Jestem tutaj, El – coś dotknęło mojej ręki więc odwróciłam się zaskoczona.
- Louis – powiedziałam cicho, a moje usta ułożyły się w uśmiechu. Był tutaj – obok mnie. I trzymał mnie właśnie za rękę.
Wyglądał normalnie, żadnych śladów sadzy i tym razem miał na sobie świeże ubranie, nawet T-shirt.
Nie wiedziałam, jak późno już było.
- Jak się czujesz? – uśmiechnął się krzywo, a ja próbowałam nie dać się zahipnotyzować jego oczom, lub gapić się w nasze złączone palce.
- Całkiem dobrze. – Mój wzrok skierowany był na ciemno niebieską kotarę dokładnie za nim – Moje gardło mnie boli, ale tak będzie.
- Lekarz mówił, że zatrułaś się dymem. Boże, nawet nie wiesz, jak bardzo byłem przerażony – powiedział głaszcząc mnie po dłoni. Teraz nie mogłam zrobić nic innego niż wpatrywać się w jego niebieskie oczy – Nigdy nie chciałem zostawić cię samej,, myślałem, że to jedyna właściwa możliwość – potrząsnął głową spoglądając prosto na mnie.
- Louis, wierzę ci – mruknęłam.
- To było niewybaczalne, mogłaś umrzeć – kontynuował.
- Ale tak się nie stało.
Ostrożnie podniósł swoją drugą rękę i chwycił moją lewą. – Naprawdę El. Bardzo przepraszam, za wszystko. Moje błędy w ostatnich miesiącach, nie mogę tego tak zostawiać. Nie powinienem kłamać. Nie powinienem się zmieniać. Chciałbym, żeby wczorajsza noc nigdy się nie zdarzyła.
- No cóż szkoda, że tak nie było – zawstydzona przygryzłam wargę. W końcu nie zapomniałam tego krótkiego pocałunku. Powinnam zwrócić na to jego uwagę? Nie, zły moment.
- Staliśmy prawie w płomieniach – z poważnym wyrazem twarzy puścił moje dłonie i schował je na chwilę do kieszeni, z której usłyszałam nagle niski szum. Dzwonił jego telefon.
- Tak? Tutaj Tomlinson – Spojrzenie Lousia padło na chwilę na mnie zanim wstał.
- Oh Hi! Roger! – Spojrzałam na niego uważnie, jego napięte plecy. Koszulka opinała szerokie ramiona, gdy jedną ręką przecierał kark – Jestem na Ibizie. Na wakacjach! – wydawał się być nieco zirytowany – Nie. Ale trenowałem cały rok, mała przerwa mi się należy – spojrzał znów przez chwilę do tyłu, na mnie. Spojrzenie było spięte, potem opuścił pokój. Zaciekawiona zmarszczyłam czoło. Kto dzwonił? I co się stało?
Drzwi się otworzyły, ale do środka weszła tylko pielęgniarka.
- Dzień dobry, panienko Styles – przyprowadziła wózek do mnie i postawiła mój obiad na nocnym stoliku – Dziś wieczorem możesz wrócić do domu. Proszę dobrze wypocząć, zatrucia nie można lekceważyć. Musi panienka unikać zdenerwowania – nalała jeszcze herbaty i postawiła sztućce obok talerza z zupą – Smacznego.
Właściwie nie byłam głodna. Mieszałam łyżeczką w zupie. Moim prawdziwym pragnieniem był prysznic. Moje włosy śmierdziały dymem. Zapach był mi znany przez późne wieczorowe ogniska z rodziną. Odłożyłam łyżeczkę i spojrzałam na okno. Louis nigdy nie będzie chciał znów ze mną być. Udowodnił mi, że na naszą głębszą relację nie ma miejsca w jego życiu. Że ja nie mogę znaleźć więcej miejsca. Jego marzeniem był sport. Nawet jego zainteresowanie medycyną, którą pieścił przez dwanaście lat, zostało zaniedbane.
To był naprawdę najkrótszy pocałunek, po którym odszedł i wszystko zapomniał. Tak to właśnie z nim było.
Drzwi zapiszczały, a Lou wszedł do środka przerywając moje rozmyślania.
- El muszę z tobą porozmawiać – odetchnął i przysunął sobie krzesło z jednej strony mojego łóżka.
- Powiedz to – mruknęłam i spojrzałam na niego. To było jasne, że miał negatywne wiadomości i nastrój opadł do samej piwnicy.  Nie tak pesymistycznie, Elisabeth! Może chciał powiedzieć, że nadal istnieje pewna możliwość bycia razem w przyszłości! Albo, że możesz wziąć prysznic. Lub mama już nie długo przyjdzie w odwiedziny. Wszystko jest możliwe.
- Dzwonił mój trener.
I diabli wzięli przybycie mamy, prysznic a nawet naszą świetlaną przyszłość. – Jutro przychodzi trener z Hiszpanii i chce spojrzeć na moje umiejętności. To wielkie marzenie, grać dla niego. On trenuje najlepszą drużynę na świecie.
- Chcesz jeszcze dziś wyjechać?  - doszłam do wniosku zaciskając mocno usta. Musiał znów odchodzić. W momencie, kiedy go potrzebowałam.
- Zgadza się. Dał mi miesiąc na próbę.
Mój wzrok spoczął na ścianie.
- Lepiej już się zbieraj – warknęłam tłumiąc łzy i złość. – Ale dziękuje, że miałeś odwagę, by mi o tym opowiedzieć.
- El, naprawdę rozumiem, że okropnie głęboko cię zraniłem.
- Sprytny chłopak – syknęłam krzyżując moje drżące ręce. Wstał i starł łzę z mojego policzka. Zaniepokojona odwróciłam głowę w drugą stronę i gapiłam się w okno. Jego ręka wciąż znajdowała się na moim policzku.
- El – mruknął delikatnie zauważyłam kątem oka, że pochylił ku mnie. Jego miękkie palce chwyciły moją brodę, a później odwrócił moją twarz do jego. W moich oczach płoną gniew. Zbliżył znów swoje usta, nie mogłam zrobić nic innego niż wpatrywanie się w niego. Nie, to  nie powinno odbywać się jak wtedy. Nie jak ten ostatni pocałunek na lodach. Nie, żaden całus na pożegnanie.
Kiedy jego usta prawie spotkały moje, wzięłam się w garść aby to się nie stało i zamachnęłam się. Moja ręka delikatnie mrowiała, gdy uderzyłam go w policzek. On był zszokowany, a siła jaką w to włożyłam, lekko go odepchnęła. Nie, tym razem musiałam coś zmienić.
- Co…? – zmieszany spojrzał na mnie.
- Wiesz, wprawdzie przeszkadza mi, że musisz teraz iść, ale jeszcze bardziej przeszkadza mi to, że nie możesz być ze mną szczery. Przestań mnie całować jeśli zapominasz o każdym wspólnym momencie. Przestań ignorować to jak wiele dla mnie znaczysz. Ja rozumiem, że nie jesteś zdolny do związku. Ale zostaw mnie w spokoju, bo inaczej ranisz mnie jeszcze bardziej – mój głos stał się głośniejszy, musiałam się pozbierać, pod jego zmartwionym wzrokiem nie mogłam topnieć. Moje dłonie chciały ułożyć się na jego czerwonych policzkach i głaskać je. Moja podświadomość była niemożliwa.
- Myślę, że rozumiem – powiedział cicho ruszając w stronę drzwi.
Piłkarski dupek – odezwała się moją podświadomość jak zwykle pierwsza na miejscu.
Mój oddech przyspieszył i czułam jak całe powietrze zostało wyciśnięte z moich płuc. Dysząc i kaszląc próbowałam się uspokoić.
„Musi panienka unikać zdenerwowania” – głos pielęgniarki odbił się w mojej głowie echem. „Zatrucia nie można lekceważyć”
Położyłam ramiona między obojczykami i spróbowałam wyregulować oddech. Dyszałam ciężko, moja wizja nie mogła się spełnić. Sama siedziałam tutaj i walczyłam o powietrze. Ale pobierałam za mało powietrza, a wydychałam zbyt wiele.
Nadusiłam jeszcze czerwony przycisk, zanim straciłam przytomność.
Siedem tygodni później
Minęło już siedem tygodni odkąd wróciliśmy z Ibizy. Siedem tygodni po tym, jak byłam zatruta dymem. Siedem tygodni bez Louisa. Jego okres próbny się przedłużył, wiedzieliśmy co to oznacza. Louis dostał się do drużyny. Jego miejsce było teraz w Hiszpanii.
Niall wyjechał dwa tygodnie temu i zaczęła się szkoła. Wróciło moje codzienne życie sprzed dwóch miesięcy. Tak jak przed powrotem Louisa. Wydawało się, jakby lata nigdy nie było, jakby było małą historią. Tylko jedna rzecz była inna. Scott i Ryan mieszkali teraz u nas. Ryan ukończył już szkołę, dlatego też odbywał właśnie praktykę w jednej z firm zajmujących się architekturą.
I Harry, który razem z Zaynem wciąż wierzyli w wielką wygraną w xFactorze.
- Od dwóch tygodni Louis się nie meldował – powiedziała Lottie, gdy poszłyśmy po szkole do parku. Siedziałyśmy na ławce, gdzie Niall i ja przed dwoma miesiącami jedliśmy lody. Obserwowałam gałęzie drzew, które poruszały się na wietrzę w tą i powrotem. Obserwowałam dzieci, które chciały namówić swoich rodziców na kulkę lodów. Obserwowałam parę zakochanych, która przytulała się siedząc na trawie. I znów przeszył mnie ten ból. Jak mogło tak łatwo pójść? Louis widział we mnie kogoś więcej niż tylko przyjaciółkę. A jednak był to niemożliwe.
- Myślisz, że Harry mnie zapyta? – głos Lottie wyrwał mnie z głębokich przemyśleń.
- O co? – zaciekawiona spojrzałam na nią.
- Wcale mnie nie słuchałaś, prawda? – potrząsnęła tylko krótko niewzruszona głową.
- Na jesienny bal w przyszłym tygodniu. Zapyta mnie Harry, czy nie?
- Jestem zaskoczona, że jeszcze tego nie zrobił. Jesteście razem, więc myślę, że tak.
Ona skinęła z ulgą głową – A ty? Jak tam z Niallem? – założyła nogę na nogę i oparła łokcie na oparciu ławki.
Wzruszyłam ramionami. Pomiędzy mną i Niallem nie wydarzyło się nic więcej. Myślę, że jego krótki moment przeminął.
- Lody? Zdajesz się być naprawdę załamana, Lisi. Co jest? – Lottie wstała i zaczęła wygrzebywać pieniądze ze spodni. Wzruszyłam ponownie ramionami. To wszystko było za bardzo skomplikowane.
Westchnęła. – Okej, zaraz będę z powrotem – elegancko odwróciła się i pobiegła przez trawnik. Moje palce przewijały listę piosenek na telefonie aż nie znalazły tej odpowiedniej.
„Sorry seems to be the hardest word” – jakie prawdziwe. Ten wers z Blue i Elton John pasowały idealnie do mojego małego szarego świata.
„What do I got to do To make you love me? What do I got to do To make you care…”
Nie mogłam oprzeć się tej myśli, co teraz było absurdalne. Kiedy on pierwszy raz mnie pocałował. Cholera, dlaczego teraz nawiedzają mnie te emocjonalne myśli. Może przez tą piosenkę. To był widocznie zły wybór.
 „It’s sad, so sad. It’s a sad sad situation” śpiewał Elton John, a ja biegałam przez foyer hotelu. Moja mama miała tutaj galę, na której ja pomagałam. Harry jak zwykle był spóźniony, dlatego też ja musiałam teraz wlec skrzynki z oświetleniem, szkłami i małymi ciasteczkami na siódme piętro. Bez tchu kładę ostatnią skrzynkę na ziemię i wciskam srebrny przycisk windy.
- El? – słyszę za sobą męski głos i odwracam się.
- Oh, cześć Louis – uśmiecham się spoglądając na niego i przesunęłam pierwszą skrzynkę by zrobić przerwę – Co tutaj robisz?
- Harry pytał mnie, czy mogę pomóc – on złapał inne pudło i zaniósł ją w inne miejsce małego pomieszczenia.
- Harry’ego jeszcze nie ma – uśmiechnęłam się i przeszłam obok niego by podnieść karton.
- Domyśliłem się – posłał mi wymuszony uśmiech, który zauważałam w ciągu ostatnich dni, w które się widzieliśmy dość często. Zauważyłam też, jakie to było piękne na swój sposób – Na które piętro? – zapytał, gdy wszystkie skrzynki były w windzie.
- Siódme – oparłam się o ścianę i obserwowałam jak wciska przycisk. Jego włosy, były mokre, musiało padać na dworze, albo brał chwilę temu szybki prysznic. I znów to sobie robiłam, być może za dużo myślałam o chłopcu. Czy on to zauważał? Że się nim interesuje?
Zabrzmiał cichy dźwięk  i drzwi się otworzyły. Przed nami rozciągał się elegancki korytarz, a na końcu były wielkie, jasne drzwi.
- Chodź, zabiorę te ciężkie pudła – jego ramiona szarpnęły do przodu, kiedy chciałam unieść karton z kieliszkami do szampana. Mój wzrok powędrował do niego, kiedy upomniał się o to i wziął worek z kablami z moich rąk. Szedł parę metrów przede mną, dlatego nieśmiało spoglądałam przed siebie. Cholera, teraz zdaje sobie sprawę z tego, jak ten facet doprowadza mnie do szaleństwa. W pewien sposób. Łapałam się na tym, że zawsze, gdy był do mnie odwrócony plecami, gapiłam się. Na jego głowę, ramiona czy tyłek. Jego ciało, szybko przyciągnęło mój wzrok. Przy czym osobiście znałam go dopiero od dwóch miesięcy.
- Bardzo dziękuje za pomoc, moje kochanie – uśmiechnęła się moja mama, kiedy postawiliśmy na swoim miejscu w sali ostatnią skrzynkę – Możecie iść jeśli chcecie, Harry zrobi resztę.
- Wrócę wieczorem – uśmiechnęłam się nakładając na siebie jeansową kurtkę. Gdy wyszłam z salonu słyszałam, jak Louis podążył za mną. Intensywnie wpatrywałam się w podłogę. Dopiero kiedy dotarłam do windy dogonił mnie.
- Gdzie teraz idziemy? – on oparł się o ścianę i spojrzał na mnie zaciekawiony.
- Do domu, musze ubrać się w coś innego przed galą – uśmiechnęłam się i zagryzłam moje usta, aby za bardzo się nie deformowały.
- Mam cię zabrać? Padało na dworze kiedy tu przyszedłem.
Aha, czyli jednak deszcz.
- Chętnie, jeśli nie masz nic do roboty – teraz też musiałam ugryźć się w dolną wargę, aby moje rozpromienienie nie było aż tak widoczne.
- To nic wielkiego, ale… mogłabyś może z tym skończyć?
- Z czym?
- Z  przygryzaniem wargi – nerwowo przeczesał palcami swoje włosy i zarumienił się. Zaskoczona spojrzałam na niego – Dobra, to sprawia że czuję się trochę… zmieszany, rozumiesz?
Szczerze mówiąc nie. Z czystego zakłopotania teraz on sam przygryzł wargę. Tak okej, to naprawdę może wyprowadzać z równowagi. Powinien przestać!
- W takim razie też przestań! - Mruknęłam zaciskając wargi. Jego spojrzenie było najpierw zdziwione, ale potem uśmiechnął się krótko. Jednym krokiem stanął przede mną. Oh, kochany Boże, nie zapomnij oddychać, Elisabeth!
- Chce czegoś spróbować. W filmach to zawsze dzieje się w windzie – wyszeptał, a ja rozszerzyłam oczy wyczekując.
- Co? – wymamrotałam próbując zerwać kontakt wzrokowy, ale nie udawało mi się.
- To – nie dał mi czasu na zastanowienie. W ciągu kilku sekund chwycił moją twarz, przeciągnął kciukiem po moich ustach, a potem spuścił głowę. Byłam tak zaskoczona, że zapomniałam jak właściwie się całuje. Przez parę sekund przyciskał swoje usta do moich, a później odsunął się. O nie, proszę Louis wróć! Jego wzrok błyszczał przez chwilę rozczarowaniem. Klasa Lisi, wszystko schrzaniłaś.
Moja ręka podniosła się szybko w powietrze, schwytałam jego twarz przyciągając ją bliżej siebie – Przepraszam, ale coś po prostu odebrało mi oddech – wymamrotałam przyciskając swoje usta do jego. Uśmiech zagrał na jego twarzy, gdy oddawał pocałunek.
Duncan James śpiewał już z siódmy raz pierwszy wers tej piosenki gdy otworzyłam oczy. Lottie machał do mnie ręką w powietrzu. Była właśnie w samym środku kolejki.
- Sorry seems to be the hardest word, prawda? Zapętlone? – głos sprawił, że się skrzywiłam. Pospiesznie wyrwałam słuchawki z uszu i wpatrywałam się w niego.
- Louis? – powiedziałam zdumiona. Potem zacisnęłam oczy – Skąd to wiesz?
-Poruszasz cały czas swoimi ustami. Od jakiegoś kwadransa. Zapamiętać zwrotki nie jest tak prosto jak dźwięk.– Stalker.
- Co tutaj robisz? – zmieniłam temat.
- Życzę ci miłego dnia, El – puścił mimo uszu moje oschłe zachowanie i odwrócił się. Miał na sobie spodnie do biegania i T-shirt. Właśnie postanowił biegać.
- Skąd się tu wziąłeś? Myślałam, że jesteś w Hiszpanii? – warknęłam głośniej i szarpnęłam, przesunęłam się od niego. Westchnął ciężko.
- Jestem już tutaj od dwóch tygodni. Hiszpania nie jest dla mnie. W ostatnim tygodniu znów uczyłem się na studia.
  - Dlaczego nikt nic nie wiedział?
- Nikomu nie powiedziałem. Nikomu poza tobie. Ale ty zdecydowanie nie czytasz listów – westchnął ponownie.
- Nie, znajdowały szybką i elegancką drogę prosto do kosza na papiery – warknęłam i spojrzałam na trawę.
- Przeczytaj je. – mruknął wstając. I co teraz? Znów chce odejść? – Przeczytaj je, uwierz mi, tak będzie lepiej – potem zniknął na drodze żwirowej i torował sobie drogę przez park. 





Witam, wracam z naszym kochanym tłumaczeniem po tak długiej przerwie, mam nadzieję, że skoro chcecie dalej mimo braku zakończenia to tutaj jesteście :D 
Mam nadzieję, że wakacje zaczynają wam się super i właśnie balujecie do białego rana :) Na kolejny na pewno nie będziecie czekać tak długo, postaram się by pojawił się za dwa tygodnie góra trzy :) Całuje.
Pytania?
tt: @Reniferowa_ 
Zapraszam na moje własne opowiadania! :)x

Proszę uszanuj moją pracę, każda wasza opinia -komentarz jest dla mnie ważna! :)x
            

2 komentarze:

  1. jezu piękne! oby te listy przeczytała! czekam na nowy rozdz :)

    OdpowiedzUsuń
  2. W koncu jestem z komentarzem!
    Rozdzial swietny!
    Nie mam juz pojecia co z tym Lou?
    Wrocil z Hiszpani. Ok, ale to jesy dziwne... jeszcze te listy...
    Czekam nn rozdzial o mam nadzieje, ze dowiem sie o co chodzi. 😘
    @andrejjj99

    OdpowiedzUsuń