LISI
Moje gardło paliło,
jakby to tam właśnie był ogień. Kiedy otworzyłam oczy, od razu zdałam sobie
sprawę z tego, że leże w szpitalu. Gdzie byłam wcześniej? Przezornie zajrzałam na
lewą stronę sali; żadne krzesło nie było zajęte, nic nawet nie wskazywało na
to, że ktoś tam był. Że Louis tam był. Gdybym tak nie myliła się co do tego.
- Jestem tutaj, El –
coś dotknęło mojej ręki więc odwróciłam się zaskoczona.
- Louis – powiedziałam
cicho, a moje usta ułożyły się w uśmiechu. Był tutaj – obok mnie. I trzymał
mnie właśnie za rękę.
Wyglądał normalnie,
żadnych śladów sadzy i tym razem miał na sobie świeże ubranie, nawet T-shirt.
Nie wiedziałam, jak
późno już było.
- Jak się czujesz? –
uśmiechnął się krzywo, a ja próbowałam nie dać się zahipnotyzować jego oczom,
lub gapić się w nasze złączone palce.
- Całkiem dobrze. – Mój
wzrok skierowany był na ciemno niebieską kotarę dokładnie za nim – Moje gardło
mnie boli, ale tak będzie.
- Lekarz mówił, że
zatrułaś się dymem. Boże, nawet nie wiesz, jak bardzo byłem przerażony –
powiedział głaszcząc mnie po dłoni. Teraz nie mogłam zrobić nic innego niż
wpatrywać się w jego niebieskie oczy – Nigdy nie chciałem zostawić cię samej,,
myślałem, że to jedyna właściwa możliwość – potrząsnął głową spoglądając prosto
na mnie.
- Louis, wierzę ci –
mruknęłam.
- To było
niewybaczalne, mogłaś umrzeć – kontynuował.
- Ale tak się nie
stało.
Ostrożnie podniósł
swoją drugą rękę i chwycił moją lewą. – Naprawdę El. Bardzo przepraszam, za
wszystko. Moje błędy w ostatnich miesiącach, nie mogę tego tak zostawiać. Nie
powinienem kłamać. Nie powinienem się zmieniać. Chciałbym, żeby wczorajsza noc
nigdy się nie zdarzyła.
- No cóż szkoda, że tak
nie było – zawstydzona przygryzłam wargę. W końcu nie zapomniałam tego
krótkiego pocałunku. Powinnam zwrócić na to jego uwagę? Nie, zły moment.
- Staliśmy prawie w
płomieniach – z poważnym wyrazem twarzy puścił moje dłonie i schował je na
chwilę do kieszeni, z której usłyszałam nagle niski szum. Dzwonił jego telefon.
- Tak? Tutaj Tomlinson
– Spojrzenie Lousia padło na chwilę na mnie zanim wstał.
- Oh Hi! Roger! –
Spojrzałam na niego uważnie, jego napięte plecy. Koszulka opinała szerokie
ramiona, gdy jedną ręką przecierał kark – Jestem na Ibizie. Na wakacjach! –
wydawał się być nieco zirytowany – Nie. Ale trenowałem cały rok, mała przerwa
mi się należy – spojrzał znów przez chwilę do tyłu, na mnie. Spojrzenie było
spięte, potem opuścił pokój. Zaciekawiona zmarszczyłam czoło. Kto dzwonił? I co
się stało?
Drzwi się otworzyły,
ale do środka weszła tylko pielęgniarka.
- Dzień dobry, panienko
Styles – przyprowadziła wózek do mnie i postawiła mój obiad na nocnym stoliku –
Dziś wieczorem możesz wrócić do domu. Proszę dobrze wypocząć, zatrucia nie
można lekceważyć. Musi panienka unikać zdenerwowania – nalała jeszcze herbaty i
postawiła sztućce obok talerza z zupą – Smacznego.
Właściwie nie byłam
głodna. Mieszałam łyżeczką w zupie. Moim prawdziwym pragnieniem był prysznic.
Moje włosy śmierdziały dymem. Zapach był mi znany przez późne wieczorowe
ogniska z rodziną. Odłożyłam łyżeczkę i spojrzałam na okno. Louis nigdy nie
będzie chciał znów ze mną być. Udowodnił mi, że na naszą głębszą relację nie ma
miejsca w jego życiu. Że ja nie mogę znaleźć więcej miejsca. Jego marzeniem był
sport. Nawet jego zainteresowanie medycyną, którą pieścił przez dwanaście lat,
zostało zaniedbane.
To był naprawdę
najkrótszy pocałunek, po którym odszedł i wszystko zapomniał. Tak to właśnie z
nim było.
Drzwi zapiszczały, a
Lou wszedł do środka przerywając moje rozmyślania.
- El muszę z tobą
porozmawiać – odetchnął i przysunął sobie krzesło z jednej strony mojego łóżka.
- Powiedz to –
mruknęłam i spojrzałam na niego. To było jasne, że miał negatywne wiadomości i
nastrój opadł do samej piwnicy. Nie tak
pesymistycznie, Elisabeth! Może chciał powiedzieć, że nadal istnieje pewna
możliwość bycia razem w przyszłości! Albo, że możesz wziąć prysznic. Lub mama
już nie długo przyjdzie w odwiedziny. Wszystko jest możliwe.
- Dzwonił mój trener.
I
diabli wzięli przybycie mamy, prysznic a nawet naszą świetlaną przyszłość. –
Jutro przychodzi trener z Hiszpanii i chce spojrzeć na moje umiejętności. To
wielkie marzenie, grać dla niego. On trenuje najlepszą drużynę na świecie.
- Chcesz jeszcze dziś
wyjechać? - doszłam do wniosku
zaciskając mocno usta. Musiał znów odchodzić. W momencie, kiedy go
potrzebowałam.
- Zgadza się. Dał mi
miesiąc na próbę.
Mój wzrok spoczął na
ścianie.
- Lepiej już się
zbieraj – warknęłam tłumiąc łzy i złość. – Ale dziękuje, że miałeś odwagę, by
mi o tym opowiedzieć.
- El, naprawdę
rozumiem, że okropnie głęboko cię zraniłem.
- Sprytny chłopak –
syknęłam krzyżując moje drżące ręce. Wstał i starł łzę z mojego policzka.
Zaniepokojona odwróciłam głowę w drugą stronę i gapiłam się w okno. Jego ręka
wciąż znajdowała się na moim policzku.
- El – mruknął
delikatnie zauważyłam kątem oka, że pochylił ku mnie. Jego miękkie palce
chwyciły moją brodę, a później odwrócił moją twarz do jego. W moich oczach
płoną gniew. Zbliżył znów swoje usta, nie mogłam zrobić
nic innego niż wpatrywanie się w niego. Nie, to nie powinno odbywać się jak wtedy. Nie jak
ten ostatni pocałunek na lodach. Nie, żaden całus na pożegnanie.
Kiedy jego usta prawie
spotkały moje, wzięłam się w garść aby to się nie stało i zamachnęłam się. Moja
ręka delikatnie mrowiała, gdy uderzyłam go w policzek. On był zszokowany, a
siła jaką w to włożyłam, lekko go odepchnęła. Nie, tym razem musiałam coś
zmienić.
- Co…? – zmieszany
spojrzał na mnie.
- Wiesz, wprawdzie
przeszkadza mi, że musisz teraz iść, ale jeszcze bardziej przeszkadza mi to, że
nie możesz być ze mną szczery. Przestań mnie całować jeśli zapominasz o każdym
wspólnym momencie. Przestań ignorować to jak wiele dla mnie znaczysz. Ja
rozumiem, że nie jesteś zdolny do związku. Ale zostaw mnie w spokoju, bo
inaczej ranisz mnie jeszcze bardziej – mój głos stał się głośniejszy, musiałam
się pozbierać, pod jego zmartwionym wzrokiem nie mogłam topnieć. Moje dłonie
chciały ułożyć się na jego czerwonych policzkach i głaskać je. Moja
podświadomość była niemożliwa.
- Myślę, że rozumiem –
powiedział cicho ruszając w stronę drzwi.
Piłkarski
dupek – odezwała się moją podświadomość jak zwykle pierwsza
na miejscu.
Mój oddech przyspieszył
i czułam jak całe powietrze zostało wyciśnięte z moich płuc. Dysząc i kaszląc
próbowałam się uspokoić.
„Musi panienka unikać
zdenerwowania” – głos pielęgniarki odbił się w mojej głowie echem. „Zatrucia
nie można lekceważyć”
Położyłam ramiona
między obojczykami i spróbowałam wyregulować oddech. Dyszałam ciężko, moja
wizja nie mogła się spełnić. Sama siedziałam tutaj i walczyłam o powietrze. Ale
pobierałam za mało powietrza, a wydychałam zbyt wiele.
Nadusiłam jeszcze
czerwony przycisk, zanim straciłam przytomność.
Siedem
tygodni później
Minęło już siedem
tygodni odkąd wróciliśmy z Ibizy. Siedem tygodni po tym, jak byłam zatruta
dymem. Siedem tygodni bez Louisa. Jego okres próbny się przedłużył,
wiedzieliśmy co to oznacza. Louis dostał się do drużyny. Jego miejsce było
teraz w Hiszpanii.
Niall wyjechał dwa
tygodnie temu i zaczęła się szkoła. Wróciło moje codzienne życie sprzed dwóch
miesięcy. Tak jak przed powrotem Louisa. Wydawało się, jakby lata nigdy nie
było, jakby było małą historią. Tylko jedna rzecz była inna. Scott i Ryan
mieszkali teraz u nas. Ryan ukończył już szkołę, dlatego też odbywał właśnie
praktykę w jednej z firm zajmujących się architekturą.
I Harry, który razem z
Zaynem wciąż wierzyli w wielką wygraną w xFactorze.
- Od dwóch tygodni
Louis się nie meldował – powiedziała Lottie, gdy poszłyśmy po szkole do parku.
Siedziałyśmy na ławce, gdzie Niall i ja przed dwoma miesiącami jedliśmy lody.
Obserwowałam gałęzie drzew, które poruszały się na wietrzę w tą i powrotem.
Obserwowałam dzieci, które chciały namówić swoich rodziców na kulkę lodów.
Obserwowałam parę zakochanych, która przytulała się siedząc na trawie. I znów
przeszył mnie ten ból. Jak mogło tak łatwo pójść? Louis widział we mnie kogoś
więcej niż tylko przyjaciółkę. A jednak był to niemożliwe.
- Myślisz, że Harry
mnie zapyta? – głos Lottie wyrwał mnie z głębokich przemyśleń.
- O co? – zaciekawiona
spojrzałam na nią.
- Wcale mnie nie słuchałaś,
prawda? – potrząsnęła tylko krótko niewzruszona głową.
- Na jesienny bal w
przyszłym tygodniu. Zapyta mnie Harry, czy nie?
- Jestem zaskoczona, że
jeszcze tego nie zrobił. Jesteście razem, więc myślę, że tak.
Ona skinęła z ulgą
głową – A ty? Jak tam z Niallem? – założyła nogę na nogę i oparła łokcie na
oparciu ławki.
Wzruszyłam ramionami.
Pomiędzy mną i Niallem nie wydarzyło się nic więcej. Myślę, że jego krótki
moment przeminął.
- Lody? Zdajesz się być
naprawdę załamana, Lisi. Co jest? – Lottie wstała i zaczęła wygrzebywać
pieniądze ze spodni. Wzruszyłam ponownie ramionami. To wszystko było za bardzo
skomplikowane.
Westchnęła. – Okej,
zaraz będę z powrotem – elegancko odwróciła się i pobiegła przez trawnik. Moje
palce przewijały listę piosenek na telefonie aż nie znalazły tej odpowiedniej.
„Sorry
seems to be the hardest word” – jakie prawdziwe. Ten
wers z Blue i Elton John pasowały idealnie do mojego małego szarego świata.
„What
do I got to do To make you love me? What do I got to do To make you care…”
Nie mogłam oprzeć się
tej myśli, co teraz było absurdalne. Kiedy on pierwszy raz mnie pocałował.
Cholera, dlaczego teraz nawiedzają mnie te emocjonalne myśli. Może przez tą
piosenkę. To był widocznie zły wybór.
„It’s sad, so sad. It’s a sad sad situation”
śpiewał Elton John, a ja biegałam przez foyer hotelu. Moja mama miała tutaj
galę, na której ja pomagałam. Harry jak zwykle był spóźniony, dlatego też ja
musiałam teraz wlec skrzynki z oświetleniem, szkłami i małymi ciasteczkami na
siódme piętro. Bez tchu kładę ostatnią skrzynkę na ziemię i wciskam srebrny
przycisk windy.
-
El? – słyszę za sobą męski głos i odwracam się.
-
Oh, cześć Louis – uśmiecham się spoglądając na niego i przesunęłam pierwszą
skrzynkę by zrobić przerwę – Co tutaj robisz?
-
Harry pytał mnie, czy mogę pomóc – on złapał inne pudło i zaniósł ją w inne
miejsce małego pomieszczenia.
-
Harry’ego jeszcze nie ma – uśmiechnęłam się i przeszłam obok niego by podnieść
karton.
-
Domyśliłem się – posłał mi wymuszony uśmiech, który zauważałam w ciągu ostatnich
dni, w które się widzieliśmy dość często. Zauważyłam też, jakie to było piękne
na swój sposób – Na które piętro? – zapytał, gdy wszystkie skrzynki były w
windzie.
-
Siódme – oparłam się o ścianę i obserwowałam jak wciska przycisk. Jego włosy,
były mokre, musiało padać na dworze, albo brał chwilę temu szybki prysznic. I
znów to sobie robiłam, być może za dużo myślałam o chłopcu. Czy on to zauważał?
Że się nim interesuje?
Zabrzmiał
cichy dźwięk i drzwi się otworzyły.
Przed nami rozciągał się elegancki korytarz, a na końcu były wielkie, jasne
drzwi.
-
Chodź, zabiorę te ciężkie pudła – jego ramiona szarpnęły do przodu, kiedy
chciałam unieść karton z kieliszkami do szampana. Mój wzrok powędrował do
niego, kiedy upomniał się o to i wziął worek z kablami z moich rąk. Szedł parę
metrów przede mną, dlatego nieśmiało spoglądałam przed siebie. Cholera, teraz
zdaje sobie sprawę z tego, jak ten facet doprowadza mnie do szaleństwa. W
pewien sposób. Łapałam się na tym, że zawsze, gdy był do mnie odwrócony plecami,
gapiłam się. Na jego głowę, ramiona czy tyłek. Jego ciało, szybko przyciągnęło
mój wzrok. Przy czym osobiście znałam go dopiero od dwóch miesięcy.
-
Bardzo dziękuje za pomoc, moje kochanie – uśmiechnęła się moja mama, kiedy
postawiliśmy na swoim miejscu w sali ostatnią skrzynkę – Możecie iść jeśli
chcecie, Harry zrobi resztę.
-
Wrócę wieczorem – uśmiechnęłam się nakładając na siebie jeansową kurtkę. Gdy
wyszłam z salonu słyszałam, jak Louis podążył za mną. Intensywnie wpatrywałam
się w podłogę. Dopiero kiedy dotarłam do windy dogonił mnie.
-
Gdzie teraz idziemy? – on oparł się o ścianę i spojrzał na mnie zaciekawiony.
-
Do domu, musze ubrać się w coś innego przed galą – uśmiechnęłam się i zagryzłam
moje usta, aby za bardzo się nie deformowały.
-
Mam cię zabrać? Padało na dworze kiedy tu przyszedłem.
Aha,
czyli jednak deszcz.
-
Chętnie, jeśli nie masz nic do roboty – teraz też musiałam ugryźć się w dolną
wargę, aby moje rozpromienienie nie było aż tak widoczne.
-
To nic wielkiego, ale… mogłabyś może z tym skończyć?
-
Z czym?
- Z przygryzaniem wargi – nerwowo przeczesał
palcami swoje włosy i zarumienił się. Zaskoczona spojrzałam na niego – Dobra,
to sprawia że czuję się trochę… zmieszany, rozumiesz?
Szczerze
mówiąc nie. Z czystego zakłopotania teraz on sam przygryzł wargę. Tak okej, to
naprawdę może wyprowadzać z równowagi. Powinien przestać!
-
W takim razie też przestań! - Mruknęłam zaciskając wargi. Jego spojrzenie było
najpierw zdziwione, ale potem uśmiechnął się krótko. Jednym krokiem stanął
przede mną. Oh, kochany Boże, nie zapomnij oddychać, Elisabeth!
-
Chce czegoś spróbować. W filmach to zawsze dzieje się w windzie – wyszeptał, a
ja rozszerzyłam oczy wyczekując.
-
Co? – wymamrotałam próbując zerwać kontakt wzrokowy, ale nie udawało mi się.
-
To – nie dał mi czasu na zastanowienie. W ciągu kilku sekund chwycił moją
twarz, przeciągnął kciukiem po moich ustach, a potem spuścił głowę. Byłam tak
zaskoczona, że zapomniałam jak właściwie się całuje. Przez parę sekund
przyciskał swoje usta do moich, a później odsunął się. O nie, proszę Louis
wróć! Jego wzrok błyszczał przez chwilę rozczarowaniem. Klasa Lisi, wszystko
schrzaniłaś.
Moja
ręka podniosła się szybko w powietrze, schwytałam jego twarz przyciągając ją
bliżej siebie – Przepraszam, ale coś po prostu odebrało mi oddech –
wymamrotałam przyciskając swoje usta do jego. Uśmiech zagrał na jego twarzy,
gdy oddawał pocałunek.
Duncan James śpiewał już z siódmy raz
pierwszy wers tej piosenki gdy otworzyłam oczy. Lottie machał do mnie ręką w
powietrzu. Była właśnie w samym środku kolejki.
- Sorry seems to be the hardest word,
prawda? Zapętlone? – głos sprawił, że się skrzywiłam. Pospiesznie wyrwałam
słuchawki z uszu i wpatrywałam się w niego.
- Louis? – powiedziałam zdumiona. Potem
zacisnęłam oczy – Skąd to wiesz?
-Poruszasz cały czas swoimi ustami. Od
jakiegoś kwadransa. Zapamiętać zwrotki nie jest tak prosto jak dźwięk.– Stalker.
- Co tutaj robisz? – zmieniłam temat.
- Życzę ci miłego dnia, El – puścił mimo
uszu moje oschłe zachowanie i odwrócił się. Miał na sobie spodnie do biegania i
T-shirt. Właśnie postanowił biegać.
- Skąd się tu wziąłeś? Myślałam, że
jesteś w Hiszpanii? – warknęłam głośniej i szarpnęłam, przesunęłam się od
niego. Westchnął ciężko.
- Jestem już tutaj od dwóch tygodni.
Hiszpania nie jest dla mnie. W ostatnim tygodniu znów uczyłem się na studia.
- Dlaczego nikt nic nie wiedział?
- Nikomu nie powiedziałem. Nikomu poza
tobie. Ale ty zdecydowanie nie czytasz listów – westchnął ponownie.
- Nie, znajdowały szybką i elegancką
drogę prosto do kosza na papiery – warknęłam i spojrzałam na trawę.
- Przeczytaj je. – mruknął wstając. I co
teraz? Znów chce odejść? – Przeczytaj je, uwierz mi, tak będzie lepiej – potem
zniknął na drodze żwirowej i torował sobie drogę przez park.
Witam, wracam z naszym kochanym tłumaczeniem po tak długiej przerwie, mam nadzieję, że skoro chcecie dalej mimo braku zakończenia to tutaj jesteście :D
Mam nadzieję, że wakacje zaczynają wam się super i właśnie balujecie do białego rana :) Na kolejny na pewno nie będziecie czekać tak długo, postaram się by pojawił się za dwa tygodnie góra trzy :) Całuje.
Pytania?
tt: @Reniferowa_
Zapraszam na moje własne opowiadania! :)x
> Proszę uszanuj moją pracę, każda wasza opinia -komentarz jest dla mnie ważna! :)x
jezu piękne! oby te listy przeczytała! czekam na nowy rozdz :)
OdpowiedzUsuńW koncu jestem z komentarzem!
OdpowiedzUsuńRozdzial swietny!
Nie mam juz pojecia co z tym Lou?
Wrocil z Hiszpani. Ok, ale to jesy dziwne... jeszcze te listy...
Czekam nn rozdzial o mam nadzieje, ze dowiem sie o co chodzi. 😘
@andrejjj99