środa, 30 lipca 2014

Rozdział 7

ROZDZIAŁ SPRAWDZAŁAM TYLKO JA, MOGĄ POJAWIĆ SIĘ BŁĘDY ...

LOUIS

Finał ligi mistrzów. Czyste szaleństwo! Byłem już naprawdę zdenerwowany. Wszyscy tak bardzo na mnie liczyli. W końcu byłem kapitanem. Przykładem dla wielu. Mój trener, chwilę przed poklepał mnie po ramieniu życząc szczęścia. Przygotowywaliśmy się przez wiele tygodni. Strategia gry omawiana wiele razy. Wszystko było zaplanowane.
- Hej, Lou, zróbmy to – szepnął Liam, kiedy to cały stadion pełną piersią śpiewał nasz hymn. Czułem tak wiele spojrzeń na sobie. Byłem do tego przyzwyczajony, ale teraz tutaj, było inaczej. Od tego meczu zależała moja kariera. Może zauważy mnie jakiś inny trener. Jeśli im się spodobam, mogę spodziewać się nowej oferty „pracy”.
Sędzia podszedł do mnie, a kapitan przeciwnej drużyny stał naprzeciwko mnie. Przed chwilą przeczytałem na jego plecach napis „Jenkins”.
Szybko uścisnąłem jego dłoń. Był o wiele wyższy ode mnie. Miał blond włosy ścięte na krótko i czarny, duży tatuaż lśniący pod bandaną kapitana.
- Orzeł czy reszka? – sędzia spojrzał na Jenkisa - Resztka – pojawił się rząd jego krzywych zębów.
- Więc wezmę orła – mruknąłem próbując ukryć swoje zdenerwowane.
Moneta przecięła powietrze tworząc łuk i chwilę później została złapana. – Reszka.
Szyderczy uśmiech wymalował się na twarzy Jenkisa, a ja wydałem z siebie stłumiony jęk. Strapiony odwróciłem się chcąc ruszyć w stronę mojej drużyny, wtedy powstrzymała mnie ręka. Palce zacisnęły się na moim ramieniu. - Powodzenia – usłyszałem go. Powiedział głośno, tak by usłyszało go więcej osób. Wydawało mi się jeszcze jak zatrzymuje się za moimi plecami. Nie ufałem mu. Później poczułem jego oddech przy moim uchu – Spróbuj nie wygrać Tomlinson. Fani mogą czcić tylko ciebie, ale tym razem, to ja zejdę z boiska jako bohater.
-  To groźba? – w jednej chwili poczułem jak całe moje ciało spina się.
- Musisz w końcu zrozumieć, kochany. Myślę, że znasz moją reputację. 
Oh, tak. Niestety byłem w tym bardzo dobrze obeznany. W tym sezonie zrównał z  ziemią wielu dobrych graczy. I mimo to, wciąż pozostaje na swojej pozycji, w czym pewnie pomagał fakt, że jego ojciec był trenerem. Ale miał rację. Nikt go nie lubił. Nawet jego drużyna. A i tak chciał mnie dziś pokonać.  
Zmarszczyłem brwi razem i ustawiłem się na pozycji, dając tym znak reszcie zespołu, że już czas. Gwizdek zagwizdał i mecz się rozpoczął.

 *

Właśnie rozpoczęła się druga połowa i na razie nic się nie stało. Nasz trener krzyczał, że musimy dać z siebie więcej. Obecnie jesteśmy razem z przeciwnikami na linii, gdyby nie było by Liama  mieli już nie jedną szansę na wspaniałą bramkę.
 Nie byłem pewny, jaki Jenkins będzie dalej. Czy wszystko co powiedział coś znaczyło.
John podał mi piłkę. Odebrałem ją będąc prawie po za boiskiem i szukałem idealnego celu do dryblingu w stronę bramki. Jednak znów ktoś staranował mnie i straciłem kontakt z piłką. Wiedziałem, że dawałem dupy. 
  
LISI

Zdenerwowana siedziałam. Gra wciąż nie była wystarczająco ekscytująca. Harry stał obok mnie i wydzierał się. Niall miał gwizdek w ustach i pogwizdywał. Lina i Lottie słuchały muzyki, a Zayn przytulał się od czasu do czasu z Perrie. Swoją dziewczyną.
Zauważyłam jednak, że Louis był nieobecny. Jego rozmarzony wzrok wędrował bezustannie po niebie, przez co przeoczył szansę na bramkę. Siedzieliśmy w pierwszym rzędzie i widzieliśmy wszystko.
Liam był świetny. Było widać.
Gdy Louisowi znów udało się odzyskać piłkę, na nieszczęście poślizgnął się na trawie podając piłkę do przeciwnika. Fani za mną jęknęli w niezadowoleniu, niektórzy nawet go wygwizdali. Zrobiło mi się go żal. To oczywiste, że każdy z nas miewa gorsze dni. Zrozumiałam, że muszę coś dla niego zrobić. Powoli wstałam. On musi poskładać się do kupy, wysilić się! Jeszcze raz jak to było? Że to jego najważniejszy mecz? Że wszystko może się jeszcze zmienić? Więc dlaczego nie robił nic po to by wygrać?
- Louis! – krzyknęłam będąc  prawdopodobnie jak jeden z tych szalonych fanów, ale nie usłyszał mnie.  Podniósł się z trudem, po czym zaczął biec w moją stronę. Podniosłam ręce do góry machając nimi, po to by zwrócić na siebie jego uwagę. - Lou – ale on wciąż mnie ignorował. Nadal nie mogłam zapobiec, a ludzie z ochrony zaczęli spoglądać na mnie sceptycznie.
Wtedy wpadło mi coś do głowy. Akurat kiedy sędzia dyskutował z Liamem przeciwko spalonemu, a mecz został przerwany, wzięłam moje papierowe chorągiewki odrywając je od patyka i wyciągnęłam z moich rzeczy pióro. Szybko napisałam na nich parę słów i złożyłam w papierowy samolot. Nie obchodziło mnie to, że było to niedozwolone. On nie może zostawić swojej drużyny na lodzie. Przecież od tego są przyjaciele, aby go wspierać i zachęcać, prawda? W przeszłości lub teraz. Jeśli to było jego największym marzeniem…
- Louis – krzyknęłam znowu, jednak wciąż brakowało reakcji. Westchnęłam cicho, jednak potem uśmiechnęłam się – LOUI – krzyknęłam na całe gardło i… Odwrócił się!
Machałam dziko rękoma w powietrzu wyrzucając samolot, kiedy sędzia nie patrzył. Szybko rzucił w moją stronę spojrzenie pełne wdzięczności, zanim papier wylądował w kieszeni jego spodenek, a on sam odwrócił się i powrócił znów do gry.

LOUIS

Ignorowałem krzyki, które nadchodziły ze wszystkich stron. Musiałem się skoncentrować! Jednak nagle usłyszałem swoje imię. Nie Louis, lecz to którym tylko jedna osoba mnie nazywała  – LOUI – odwróciłem się podążając za głosem i ujrzałem El, która machała do mnie.  Jej ręka wygięła się i chwilę potem coś podleciało w moją stronę. Wystawiłem rękę dokładnie, gdzie papierowy samolot wylądował. Szybko rozwinąłem go.
 Tak to nawet Harry lepiej gra. Spokojnie Lou, potrafisz! Wysil się,  zwycięstwo należy do was.
Uśmiechnąłem na słowa El. „ Tak to nawet Harry lepiej gra”  wcześniej zawsze to mówiła, gdy grywaliśmy w piłkę.  Harry był niemożliwie kochany, ale grał komicznie. Spojrzałem w górę i uśmiechnąłem się do niej. Dlaczego mam pozwolić Jenkinsowi się zastraszać? Przecież nie on tutaj decyduje kto wygrywa. Zwycięzcą jest ten kto jest lepszy, a to było jasne, że to my!
Ruszyłem kiedy usłyszałem gwizd. Było mi obojętne na jaki temat była prowadzona dyskusja. My byliśmy przy piłce i Sam z mojej drużyny kopnął piłkę w moim kierunku – Louis!
Odebrałem ją i pobiegłem z nią na przód. Zostałem popchnięty z jednej strony, ale nie obchodziło mnie to. Tym razem nie pozwolę, aby ktokolwiek schrzanił moją szansę na bramkę. Piłka traciła kontakt z moją nogą, ale z jednym dużym krokiem dogoniłem ją, zanim ktoś mógł sprzątnąć mi ją z przed nosa. Stadion oszalał. Okrzyki były coraz głośniejsze, zbliżałem się do bramki. Jeszcze dziesięć metrów Lou! Zacisnąłem zęby i pobiegłem tak szybko na ile pozwalały mi siły. Reszta zawodników gnała obok mnie. Wiedziałem, że powinienem to rozegrać. Ale chciałem zrobić to teraz! Krótko przed liną strzeliłem. Moje oczy płonęły, pot spływał po moim czole więc nic nie widziałem. Wyczerpany przetarłem go z twarzy wypatrując piłki. Nie wiedziałem jej, ponieważ... Ona była w bramce! Jakby ugryziony przez tarantule zacząłem krzyczeć radośnie biegnąc w stronę mojej drużyny. Sam przycisnął mnie do piersi oddychając głośno. To nie mieści się w mojej głowie. 1:0 dla nas! I to wszystko dzięki El. Ponieważ ona dodała mi odwagi.
- Klasa Tommo! – uśmiechnął się radośnie i poklepał mnie przyjacielsko po ramieniu. Liam podszedł skacząc i rzucił się na mnie całą swoją siłą. Śmiejąc się upadliśmy na ziemie. – Jeszcze tylko siedzieć minut – uśmiechnął się i pomógł mi z powrotem stanąć na nogi. – Dziesięć minut i wygrywamy, jeśli nic się nie stanie.
Jeśli nic się nie stanie…
Sędzia spojrzał na mnie z wyrzutem, a Liam zniknął w bramce. Nasi fani krzyczeli. Cieszyli się głośno i świętowali. Byli z nami. Żyli z nami i to oni nawet z nami grali. Bez nich piłka nożna byłaby nudna.
Kilka minut później pojawiła się kolejna świetna szansa na bramkę. Zastanawiałem się co działo się z graczami. Działali zbyt wolno.
Piłka znów była moja. Zapomniałem o wszystkim co było dookoła mnie. O Jenkinsie, przeciwnikach… Liczyła się tylko piłka, bramka i ja. Moja sportowa koszulka przykleiła się do mojego ciała i wiatr wprawiał moje ciało w drżenie. Jednak zapalił się we mnie ogień pasji.
Gdy byłem blisko strzelenia kolejnej bramki, potknąłem się. Coś mocno nacisnęło na moją piszczel i upadłem na kolana, dodatkowo coś skręcając. Zacząłem wspierać się na swoich rękach kiedy coś ciężkiego runęło na moje plecy. Walczyłem by złapać powietrze, a mój podbródek zahaczył o trawę. Moja głowa nieprawdopodobnie bolała i  źle widziałem. Leżał na mnie gracz z przeciwnej drużyny. Ale nie to wzbudzało we mnie największy strach.  Uśmiechnięty Jenkins biegł prosto na mnie.  Był w posiadaniu piłki i grał nią dopóki nie dotarł do celu. Z wielkim rozmachem wbiegł na mnie. Kończąc z nogą w moim brzuchu. Krzyczałem ignorując drugą nogę, która „ukradkiem” uderzyła mnie w nos. Głośny gwizd sprawił jeszcze większy ból. Krew głośno pulsowała w moich uszach, a widoczność była przyćmiona. Powoli wstali oboje, ale ja nie mogłem się poruszyć. Wszystko mnie bolało.
- Oh, Tommo wszystko w porządku – Sam podbiegł do mnie.
- Właśnie, wszystko jest w porządku? – przedrzeźnił go Jenkins.
- Nie ja…  - jęknąłem chcąc położyć się na plecach, ale nie mogłem. Wszystkie kończyny przyciągnąłem do brzucha i jęknąłem.
- Spoko Sam, weź moją odznakę kapitana. Musisz mnie zastąpić – wyszeptałem, zanim poczułem silne ramiona i zostałem przeniesiony na noszę. 











Heej! To był jeden z tych gorszych chyba. Piłka nożna mimo, wszystkiego nie jest moją mocną stroną - po niemiecku, ale chyba dałam radę xD 
Tak mi przykro z powodu Louisa :( 

wattpad (gdzie zapraszam chętnych też na Beside you z Ashtonem Irwinem, co prawda trzeba zakładać konto, ale osobiście uważam, że naprawdę warto! C: ) 
twitter (jeśli macie do mnie jakieś pytania) 
FYH (blog, który piszę sama) 

6 komentarzy:

  1. Matko tak bardzo nie lubię Jankinsa. Biedny Lou, musi cierpieć.
    Rozdział świetny <3
    @lovju69

    OdpowiedzUsuń
  2. nie lubię tego Jankinsa, biedaczek Lou :((
    rozdział świetny <3 @flayalive

    OdpowiedzUsuń
  3. Zabije tamtego debila za to co zrobił Lou jaki ch*j
    @SexyKociak_xo

    OdpowiedzUsuń
  4. podoba mi sie! @weronajn

    OdpowiedzUsuń
  5. Co to kurwa bylo!!?
    Jankins!! Chuj z ciebie! I ty jestes zawodnikiem!! CZERWONA KARTKA DLA TEGO CHUJA!
    Sorry, ale kocham pilke i cos takiego?! To jest niemozliwe.
    Lou... biedaku :(
    To musialo bolec...
    Lisi.... dobrze sie zachowalas. Dzieki tobie Lou zdobik gola. ;)
    Swietny rozdzial *-*
    Czekam nn
    @andrejjj99

    OdpowiedzUsuń
  6. Matko bidny Lou :'( Jankins to pedał co majtki sprzedał! Jak ja bym tam była to źle by z nim było oj uwierz! Jak on mógł sfaulować Louisa!?!?!
    Dobra dość emocji. Dalej sie nie dowiedziałam co sie stało jak El przebiegła przez boisko :( no ale trudno wiem, że to nie twoja wina :)

    OdpowiedzUsuń