ROZDZIAŁ SPRAWDZAŁAM TYLKO
JA, MOGĄ POJAWIĆ SIĘ BŁĘDY ...
LOUIS
Finał ligi mistrzów. Czyste
szaleństwo! Byłem już naprawdę zdenerwowany. Wszyscy tak bardzo na mnie
liczyli. W końcu byłem kapitanem. Przykładem dla wielu. Mój trener, chwilę
przed poklepał mnie po ramieniu życząc szczęścia. Przygotowywaliśmy się przez wiele
tygodni. Strategia gry omawiana wiele razy. Wszystko było zaplanowane.
- Hej, Lou, zróbmy to –
szepnął Liam, kiedy to cały stadion pełną piersią śpiewał nasz hymn. Czułem tak
wiele spojrzeń na sobie. Byłem do tego przyzwyczajony, ale teraz tutaj, było inaczej.
Od tego meczu zależała moja kariera. Może zauważy mnie jakiś inny trener. Jeśli
im się spodobam, mogę spodziewać się nowej oferty „pracy”.
Sędzia podszedł do mnie, a
kapitan przeciwnej drużyny stał naprzeciwko mnie. Przed chwilą przeczytałem na
jego plecach napis „Jenkins”.
Szybko uścisnąłem jego dłoń.
Był o wiele wyższy ode mnie. Miał blond włosy ścięte na krótko i czarny, duży
tatuaż lśniący pod bandaną kapitana.
- Orzeł czy reszka? – sędzia
spojrzał na Jenkisa - Resztka – pojawił się rząd jego krzywych zębów.
- Więc wezmę orła –
mruknąłem próbując ukryć swoje zdenerwowane.
Moneta przecięła powietrze
tworząc łuk i chwilę później została złapana. – Reszka.
Szyderczy uśmiech wymalował
się na twarzy Jenkisa, a ja wydałem z siebie stłumiony jęk. Strapiony
odwróciłem się chcąc ruszyć w stronę mojej drużyny, wtedy powstrzymała mnie
ręka. Palce zacisnęły się na moim ramieniu. - Powodzenia – usłyszałem go.
Powiedział głośno, tak by usłyszało go więcej osób. Wydawało mi się jeszcze jak
zatrzymuje się za moimi plecami. Nie ufałem mu. Później poczułem jego oddech
przy moim uchu – Spróbuj nie wygrać Tomlinson. Fani mogą czcić tylko ciebie,
ale tym razem, to ja zejdę z boiska jako bohater.
- To groźba? – w
jednej chwili poczułem jak całe moje ciało spina się.
- Musisz w końcu zrozumieć,
kochany. Myślę, że znasz moją reputację.
Oh, tak. Niestety byłem w
tym bardzo dobrze obeznany. W tym sezonie zrównał z ziemią wielu
dobrych graczy. I mimo to, wciąż pozostaje na swojej pozycji, w czym pewnie
pomagał fakt, że jego ojciec był trenerem. Ale miał rację. Nikt go nie lubił.
Nawet jego drużyna. A i tak chciał mnie dziś pokonać.
Zmarszczyłem brwi razem i
ustawiłem się na pozycji, dając tym znak reszcie zespołu, że już czas. Gwizdek
zagwizdał i mecz się rozpoczął.
*
Właśnie rozpoczęła się druga
połowa i na razie nic się nie stało. Nasz trener krzyczał, że musimy dać z
siebie więcej. Obecnie jesteśmy razem z przeciwnikami na linii, gdyby nie było
by Liama mieli już nie jedną szansę
na wspaniałą bramkę.
Nie byłem pewny, jaki
Jenkins będzie dalej. Czy wszystko co powiedział coś znaczyło.
John podał mi piłkę.
Odebrałem ją będąc prawie po za boiskiem i szukałem idealnego celu do dryblingu
w stronę bramki. Jednak znów ktoś staranował mnie i straciłem kontakt z piłką.
Wiedziałem, że dawałem dupy.
LISI
Zdenerwowana siedziałam. Gra
wciąż nie była wystarczająco ekscytująca. Harry stał obok mnie i wydzierał się.
Niall miał gwizdek w ustach i pogwizdywał. Lina i Lottie słuchały muzyki, a
Zayn przytulał się od czasu do czasu z Perrie. Swoją dziewczyną.
Zauważyłam jednak, że Louis
był nieobecny. Jego rozmarzony wzrok wędrował bezustannie po niebie, przez co
przeoczył szansę na bramkę. Siedzieliśmy w pierwszym rzędzie i widzieliśmy
wszystko.
Liam był świetny. Było
widać.
Gdy Louisowi znów udało się
odzyskać piłkę, na nieszczęście poślizgnął się na trawie podając piłkę do
przeciwnika. Fani za mną jęknęli w niezadowoleniu, niektórzy nawet go
wygwizdali. Zrobiło mi się go żal. To oczywiste, że każdy z nas miewa gorsze
dni. Zrozumiałam, że muszę coś dla niego zrobić. Powoli wstałam. On musi
poskładać się do kupy, wysilić się! Jeszcze raz jak to było? Że to jego najważniejszy mecz? Że wszystko może się
jeszcze zmienić? Więc dlaczego nie robił nic po to by wygrać?
- Louis! – krzyknęłam
będąc prawdopodobnie jak jeden z tych szalonych fanów, ale nie
usłyszał mnie. Podniósł się z trudem, po czym zaczął biec w moją
stronę. Podniosłam ręce do góry machając nimi, po to by zwrócić na siebie jego
uwagę. - Lou – ale on wciąż mnie ignorował. Nadal nie mogłam zapobiec, a ludzie
z ochrony zaczęli spoglądać na mnie sceptycznie.
Wtedy wpadło mi coś do
głowy. Akurat kiedy sędzia dyskutował z Liamem przeciwko spalonemu, a mecz
został przerwany, wzięłam moje papierowe chorągiewki odrywając je od
patyka i wyciągnęłam z moich rzeczy pióro. Szybko napisałam na nich parę słów i
złożyłam w papierowy samolot. Nie obchodziło mnie to, że było to niedozwolone.
On nie może zostawić swojej drużyny na lodzie. Przecież od tego są przyjaciele,
aby go wspierać i zachęcać, prawda? W przeszłości lub teraz. Jeśli to było
jego największym marzeniem…
- Louis – krzyknęłam znowu,
jednak wciąż brakowało reakcji. Westchnęłam cicho, jednak potem uśmiechnęłam
się – LOUI – krzyknęłam na całe gardło i… Odwrócił się!
Machałam dziko rękoma w
powietrzu wyrzucając samolot, kiedy sędzia nie patrzył. Szybko rzucił w moją
stronę spojrzenie pełne wdzięczności, zanim papier wylądował w kieszeni jego
spodenek, a on sam odwrócił się i powrócił znów do gry.
LOUIS
Ignorowałem krzyki, które
nadchodziły ze wszystkich stron. Musiałem się skoncentrować! Jednak nagle
usłyszałem swoje imię. Nie Louis, lecz to którym tylko jedna osoba mnie
nazywała – LOUI – odwróciłem się podążając za głosem i ujrzałem El,
która machała do mnie. Jej ręka wygięła się i chwilę potem coś
podleciało w moją stronę. Wystawiłem rękę dokładnie, gdzie papierowy samolot
wylądował. Szybko rozwinąłem go.
Tak to
nawet Harry lepiej gra. Spokojnie Lou, potrafisz! Wysil się, zwycięstwo
należy do was.
Uśmiechnąłem na słowa El. „
Tak to nawet Harry lepiej gra” wcześniej zawsze to mówiła, gdy
grywaliśmy w piłkę. Harry był niemożliwie kochany, ale grał
komicznie. Spojrzałem w górę i uśmiechnąłem
się do niej. Dlaczego mam pozwolić Jenkinsowi się zastraszać? Przecież nie on
tutaj decyduje kto wygrywa. Zwycięzcą jest ten kto jest lepszy, a to było
jasne, że to my!
Ruszyłem kiedy usłyszałem
gwizd. Było mi obojętne na jaki temat była
prowadzona dyskusja. My byliśmy przy piłce i Sam z mojej drużyny kopnął piłkę w
moim kierunku – Louis!
Odebrałem ją i pobiegłem z
nią na przód. Zostałem popchnięty z jednej strony, ale nie obchodziło mnie to. Tym razem nie pozwolę, aby ktokolwiek schrzanił
moją szansę na bramkę. Piłka traciła kontakt z moją nogą, ale z jednym dużym
krokiem dogoniłem ją, zanim ktoś mógł sprzątnąć mi ją z przed nosa. Stadion
oszalał. Okrzyki były coraz głośniejsze, zbliżałem się do bramki. Jeszcze
dziesięć metrów Lou! Zacisnąłem zęby i pobiegłem tak szybko na ile pozwalały mi
siły. Reszta zawodników gnała obok mnie. Wiedziałem, że powinienem to rozegrać. Ale chciałem zrobić to teraz! Krótko przed liną
strzeliłem. Moje oczy płonęły, pot spływał po moim czole więc nic nie
widziałem. Wyczerpany przetarłem go z twarzy wypatrując piłki. Nie wiedziałem
jej, ponieważ... Ona była w bramce! Jakby ugryziony przez tarantule zacząłem
krzyczeć radośnie biegnąc w stronę mojej drużyny. Sam przycisnął mnie do piersi oddychając głośno. To nie mieści się w mojej
głowie. 1:0 dla nas! I to wszystko dzięki El. Ponieważ ona dodała mi
odwagi.
- Klasa Tommo! – uśmiechnął
się radośnie i poklepał mnie przyjacielsko po ramieniu. Liam podszedł skacząc i
rzucił się na mnie całą swoją siłą. Śmiejąc się upadliśmy na ziemie. – Jeszcze
tylko siedzieć minut – uśmiechnął się i pomógł mi z powrotem stanąć na nogi. –
Dziesięć minut i wygrywamy, jeśli nic się nie stanie.
Jeśli nic się nie stanie…
Sędzia spojrzał na mnie z
wyrzutem, a Liam zniknął w bramce. Nasi fani krzyczeli. Cieszyli się głośno i
świętowali. Byli z nami. Żyli z nami i to oni nawet z nami grali. Bez nich
piłka nożna byłaby nudna.
Kilka minut później pojawiła
się kolejna świetna szansa na bramkę. Zastanawiałem się co działo się z
graczami. Działali zbyt wolno.
Piłka znów była moja.
Zapomniałem o wszystkim co było dookoła mnie. O Jenkinsie, przeciwnikach…
Liczyła się tylko piłka, bramka i ja. Moja sportowa koszulka przykleiła się do
mojego ciała i wiatr wprawiał moje ciało w drżenie. Jednak zapalił się we mnie
ogień pasji.
Gdy byłem blisko strzelenia
kolejnej bramki, potknąłem się. Coś mocno nacisnęło na moją piszczel i upadłem
na kolana, dodatkowo coś skręcając. Zacząłem wspierać się na swoich rękach
kiedy coś ciężkiego runęło na moje plecy. Walczyłem by złapać powietrze, a mój
podbródek zahaczył o trawę. Moja głowa
nieprawdopodobnie bolała i źle widziałem. Leżał na mnie gracz z
przeciwnej drużyny. Ale nie to wzbudzało we mnie największy strach. Uśmiechnięty
Jenkins biegł prosto na mnie. Był w posiadaniu piłki i grał nią
dopóki nie dotarł do celu. Z wielkim rozmachem wbiegł na mnie. Kończąc z nogą w
moim brzuchu. Krzyczałem ignorując drugą
nogę, która „ukradkiem” uderzyła mnie w nos. Głośny gwizd sprawił jeszcze
większy ból. Krew głośno pulsowała w moich
uszach, a widoczność była przyćmiona. Powoli wstali oboje, ale ja nie mogłem
się poruszyć. Wszystko mnie bolało.
- Oh, Tommo wszystko w
porządku – Sam podbiegł do mnie.
- Właśnie, wszystko jest w
porządku? – przedrzeźnił go Jenkins.
- Nie ja… -
jęknąłem chcąc położyć się na plecach, ale nie mogłem. Wszystkie kończyny
przyciągnąłem do brzucha i jęknąłem.
- Spoko Sam, weź moją
odznakę kapitana. Musisz mnie zastąpić – wyszeptałem, zanim poczułem silne
ramiona i zostałem przeniesiony na noszę.
Heej! To był jeden z tych
gorszych chyba. Piłka nożna mimo, wszystkiego nie jest moją mocną stroną - po
niemiecku, ale chyba dałam radę xD
Tak mi przykro z powodu
Louisa :(
wattpad (gdzie
zapraszam chętnych też na Beside you z Ashtonem Irwinem, co prawda trzeba zakładać konto, ale osobiście uważam, że naprawdę warto! C: )
twitter (jeśli
macie do mnie jakieś pytania)
FYH (blog,
który piszę sama)
Matko tak bardzo nie lubię Jankinsa. Biedny Lou, musi cierpieć.
OdpowiedzUsuńRozdział świetny <3
@lovju69
nie lubię tego Jankinsa, biedaczek Lou :((
OdpowiedzUsuńrozdział świetny <3 @flayalive
Zabije tamtego debila za to co zrobił Lou jaki ch*j
OdpowiedzUsuń@SexyKociak_xo
podoba mi sie! @weronajn
OdpowiedzUsuńCo to kurwa bylo!!?
OdpowiedzUsuńJankins!! Chuj z ciebie! I ty jestes zawodnikiem!! CZERWONA KARTKA DLA TEGO CHUJA!
Sorry, ale kocham pilke i cos takiego?! To jest niemozliwe.
Lou... biedaku :(
To musialo bolec...
Lisi.... dobrze sie zachowalas. Dzieki tobie Lou zdobik gola. ;)
Swietny rozdzial *-*
Czekam nn
@andrejjj99
Matko bidny Lou :'( Jankins to pedał co majtki sprzedał! Jak ja bym tam była to źle by z nim było oj uwierz! Jak on mógł sfaulować Louisa!?!?!
OdpowiedzUsuńDobra dość emocji. Dalej sie nie dowiedziałam co sie stało jak El przebiegła przez boisko :( no ale trudno wiem, że to nie twoja wina :)