piątek, 20 maja 2016

Rozdział 33

LISI
- Teraz mój plan przeciwko miłosnej choroby został całkowicie niewłaściwy. – Lottie wyciągnęła się na sofie, położyła budyń czekoladowy obok i chwyciła dwa opakowanie DVD.
Właśnie zachichotałam. Mój nastrój naprawdę się nie poprawił. Film Pamiętnik na razie leciał w tle, nie zwracałam na szmer uwagi. To wszystko wydawało się tak doskonałe, ostatecznie zakończone. Bezboleśnie. Łatwo. Po prostu wspaniale.
- Wyglądasz jak bujająca w obłokach owca – skomentowała moja przyjaciółka. – To jest naprawdę… męczące. Jakoś.
- Jesteś po prostu zazdrosna. – Uśmiechnęłam się do niej i przytuliłam stos miękkich poduszek.
- O nie. – Machnęła mocno ręką, przez co miałam obawy, czy nie uderzy mnie czasem DVD lub coś. – Jestem zadowolona! Zadowolona, że mój brat już tu nie mieszka.
Zdążyła się uchylić, zanim podsuszka poleciała w jej stronę.
- Zaczekaj! – Roześmiała się, trzymając dłoń w powietrzu dla obrony. – Przestań, przestań! – Jej dźwięczny śmiech zniknął, kiedy bezlitośnie rzucałam w nią dalej. – Ja… chce cię o coś zapytać, proszę przestań, Lisi. – Usiadła i chwyciła jedną małą poduszkę grożąc. – Ostrzegam cię, zostaw. – Zabrzmiała poważnie. – Wiesz może o co chodzi Louisowi? Rzadko się pojawia.
Z podniesioną ręką, żeby uniknąć poduszki spojrzałam na nią trochę zdziwiona. – Dlaczego pytasz? – wymamrotałam. On sam za wiele też mi nie powiedział; co aktualnie się dzieje.
- Bo… – Jej ręka powędrowała do stosu magazynów i wyciągnęła jeden z nich. To był Speedy, magazyn sportowy z zeszłego tygodnia. – Spójrz.
Pochyliła się do przodu, opierając się ręką na jej jednym kolanie i zmrużyłam oczy.
Wciąż zbyt młody na sportową karierę? Mówił tytuł. Slogan jak ZA AGRESYWNIE, NIE GOTOWI i STRACH POJAWIA SIĘ NAWET W SAMEJ DRUŻYNIE wbiło mi się w oczy. Zaskoczona uniosłam brwi.
- Nie potrzebujesz czytać artykułu, powtarza się to przez cały czas. – Lottie wysunęła mi gazetę z ręki; obraz wściekłego, krzyczącego Louisa przyciągnął moją uwagę. O mój Boże.
­- Co…? – szepnęłam zdenerwowana i spojrzałam w tekst zaraz obok Louisa.
Musisz mnie słuchać, jestem szefem!
Cholerny gnojku, zapłacisz mi za to!
Przełknęłam. Innych tekstów nie miałam zamiaru czytać.
- Louis podczas ostatnich meczy był naprawdę ostry. Ostatnio na przykład życzył jednemu ze swoich szwedzkich rywali śmierci. – Moja przyjaciółka rzuciła spojrzenie na gazetę – Irlandzki kapitan Jenkins, pisało w SPEEDY, głośno przeklinał, poszedł do szatni i  była dziesięciominutowa przerwa.
- Sama nie wierzysz w co mówisz – mruknęłam cynicznie. Może zbyt cynicznie, ale złość gotowała się we mnie. Powinniśmy się cieszyć
– Juhu prasa sprawia, że ich kariery nabierają tempa – niszcząc przy tym wszystko.
- Nie, ale.. – przerwałam jej od razu - Jenkis jest dupkiem i oszustem. Obie wiemy do czego jest zdolny. Na pewno było na odwrót. Louis nie mógłby kogoś zranić. – potrząsnęłam dziko głową, jak małe dziecko.
- Lisi, ja nie powiedziałam tego. To mój brat i też go znam. Jednak myślę, że powinniśmy się martwić.
Z westchnieniem odrzuciłam głowę do tyłu, zamknęłam oczy i odetchnęłam głęboko. Chciałabym po prostu z nim porozmawiać. Wszystko by się wyjaśniło. Kropka.
- Porozmawiam z nim – mruknęłam zdecydowanie i spojrzałam na nią.
*
- Jest jesień, nie ma nawet jeszcze zimy, Louis. I chcesz iść ze mną na lodowisko? – uśmiechając się trzymałam słuchawkę przy uchu.
- Dlaczego nie? Ono jest krótko otwarte no choć – coś brzęczącego i szeleszczącego dało się słyszeć w jego głosie, ale potem zdałam sobie sprawę, że z pewnością właśnie uśmiecha się łobuzersko.
- Ja… – przerwałam. Jazda na lodowisku, tak naprawdę nie była dobrym miejscem do rozmowy.
Po za tym, nigdy nie jeździłam dobrze na łyżwach. Może jako dziecko, ale to było dawniej, kiedy mój tata tutaj mieszkał.
- Odbiorę cię. Chwilę po obiedzie, około wpół do trzeciej. – To brzmiało jak zapowiedź, bez sprzeciwu. – Jest sobota, El. W sobotę zawsze chłopcy zapraszają gdzieś swoje dziewczyny. To taki stereotyp.
Pokręciłam głową, ale zaraz potem zdałam sobie sprawę, że on tego nie widzi. – Od kiedy trzymasz się stereotypów? Nie możemy zrobić czegoś bardziej… spokojniejszego? Coś co ewentualnie nie sprawi, że będę zawstydzona?
- Nie, bez komentarza. Do zobaczenia później. – Zapadła cisza, a później jeden dźwięk.
- Ja też cię kocham – mruknęłam, kręcąc głową i odkładając telefon na stół.
- Wszystko w porządku, kochanie? – Mama podniosła wzrok znad papierów, które były ułożone przed nią na stole. Czarne kwadratowe okulary postarzały ją i sprawiały, że była bledsza. Zauważyłam małe zmarszczki wokół jej oczu. Cienie pod oczami stawały się coraz większe. Odpoczywa?
- Oczywiście, jest w porządku. Po obiedzie idę z Louisem na… łyżwy. – Powinnam być szczęśliwa, ale czułam się przygnębiona. Miałam nadzieję, że moje pytanie nie popsuje naszego popołudnia. Louis zawsze był bardzo… osobliwy i czasami… wrażliwy.
- Och. – Uniosła brew – Słodki pomysł, nie wiedziałam, że hala została ponownie otwarta.
- Ja też nie. – Cicho wstałam biorąc opróżniony talerz do ręki. Nikogo nie było więcej w domu, oprócz mamy i mnie. Miała mrożoną pizze w piekarniku, jednak jej oczy wciąż krążyły po ważnych dokumentach.
- Możesz wziąć moje stare łyżwy, są w komodzie, dolna szuflada. W korytarzu – zawołała za mną, gdy umieściłam naczynie w zmywarce.
Zastanawiałam się czy Louis czytał często artykuły osobie. Czy przeszkadza mu to, czy może potrafi je zignorować? Nie każdy jest tak wrażliwy emocjonalnie jak ty, Elisabeth.
Zdecydowanie weszłam do łazienki, spuściłam rolety, ściągnęłam wyblakłe spodnie i szeroki sweter.
 Korzystając z czasu pozwoliłam ciepłej wodzie opadać na moje ciało, patrzyłam prosto przed siebie. Bez punktu zaczepienia. Nagła zmiana temperatury wreszcie wyrwała mnie z bezmyślnego lenistwa. Dyszałam z przerażenia skacząc z jednej nogi na drugą, gdy lodowata woda ogarnęła moje ciało. Drżąc wyszłam z pod prysznica. Artykuł nie chciał zostawić mnie w spokoju, czarne litery tańczyły mi przed oczami, rozmazane, tworząc nowe słowa i zwroty.
Za młody na karierę… Nie kontroluje się na boisku… Nieprofesjonalny jako kapitan… rozczarowanie dla trenera Rogera!
Tak było, Louis? Czy się zmieniłeś, czy praca zmieniła twoje życie? Czy to prawda, co o tobie mówią? Czy to prawda, co oba typy opowiadały dziś w piekarni? Proszę powiedz, że nie pozwoliłeś na to i pozostałeś sobą. To było twoim snem. Tak dużo temu poświęciłeś.
Mokrymi palcami złapałam ręcznik i owinęłam się. Gula we mnie rosła, a niewypowiedziane słowa piekły na języku.
Nie, niemożliwe. Louis nie wziął narkotyków.
*
- Czekaj, pomogę ci – Louis ułożył moją nogę na swoich kolanach i starał się dobrze zawiązać moje łyżwy. Choć na dworze było nieprzyjemnie zimno, to tu było jeszcze gorzej. Mroźno. W końcu to lodowisko, idiotko.
Naprawdę nie umiem jeździć, Louis. – Podjęłam jeszcze jedną próbę.
- Nauczę cię, uwierz mi, będziesz jeszcze lepsza niż ja. – Zaciskając zęby zawiązał również drugą łyżew tak, że mogłam wstać.
- Oczywiście. – Rzuciłam w jego stronę sarkastyczne spojrzenie, trzymając się go i przechodząc na powierzchnie lodu.
- Nie myśl tak pesymistycznie Mi flor. – Uśmiechnął się, jego ciepłe palce chwyciły mnie tuż pod brodą, uniósł ją i pocałował mnie.
- Mi flor? Od kiedy znasz hiszpański? – Odwzajemnił uśmiech przykładając rękę do szyi.
- Na zgrupowaniu w Hiszpanii. Musiałem się zwracać jakoś czarująco do pokojówki. – Ponownie się uśmiechnął.
Dotarliśmy do bandy, kilka osób jechało już z prądem po lodzie. Włożyłam rękawice i przytuliłam się mocno do ręki Louisa.
- Uspokój się, spójrz na mnie, więc – zaczął, drugą ręką miał rozciągniętą – złapie cię jeśli upadniesz. Nic ci się niestanie, obiecuje!
Obiecuję… przypomniałam sobie o momencie, gdy zostaliśmy uwięzieni w płonącym WC.
„- El, spójrz na mnie – rękami chwycił moje policzki i spojrzał prosto w moje oczy – Obiecuje, że przetrwamy, okej? Proszę tylko zaufaj mi, tylko ten jeden raz. – Spojrzałam na jego twarz, czujnie mnie obserwował – Obiecuję, że pomogę ci się stąd wydostać”
Tak, powinnam mu ufać, nie miałam wyboru.
- Zaufaj mi – mruknął i pewno chwycił moje obie dłonie – Co jest?
Spojrzałam na nogi, chwiałam się – Idź – chuchnęłam w szalik.
- Kiedy ostatni raz jeździłaś? – uśmiechnął się i przejechaliśmy kawałek. Ostrożnie sunęłam po lodzie. Niemniej jednak nie odważyłam się podnieść nogi.
- Z dwanaście lat temu? Albo czternaście, nie pamiętam dokładnie. – Intensywnie skupiłam się na nogach, które sunęły po ludzie.
- Nie można tego zapomnieć, założę się, że tak naprawdę jesteś lodową boginią i tylko czekasz na moment, żeby mi to pokazać! – Uśmiechając się, przyśpieszył.
- Oczywiście. – Mocno zatopiłam palce w jego rękawiczkach. – W piłkę gram jeszcze lepiej.
Zaśmiał się lekko, zatrzymał się i pociągnął mnie do siebie – Moja księżniczka na lodzie – mruknął dając mi buziaka w czubek nosa. Chciałam przyciągnąć swoją twarz bliżej jego, ale on zaczął chichotać. - Na nagrody trzeba zasłużyć, mi flor!
Spojrzałam na niego badając jego twarz, a on mówił dalej. Nie, ten człowiek nie mógł być pod wpływem czegokolwiek. Może nawet nie widział artykułu o nim.
- Mam coś na twarzy? – zapytał, wreszcie jego głos brzmiał prawdziwie.
- Hm, czekaj – wyszeptałam puszczając jego rękę. Moje palce owinęły się wokół jego policzków, jednak jedna łyżwa uciekła mi i straciłam równowagę. Ramie Louisa objęło mnie w pasie, zanim upadłam na ziemie. – Ups – wymamrotałam patrząc na niego.
- Oczywiście wiele rozrywek. – Uśmiechnął się dając mi kolejny pocałunek w nos i podciągnął nas oboje do góry.
Potem zaczęliśmy znów ćwiczyć. Minuty, w których ciągnął mnie po lodzie trwały wieczność. Miałam właśnie przejść z jednej nogi na drugą, kiedy została ogłoszona przerwa. Louis puścił jedną z moich rąk i stanął obok mnie. Zanim zdążyłam zaprotestować, ukucnął i wyciągnął nogę chwiejąc się. Mój krzyk pomocy zgasił bezczelnym uśmiechem. Co za idiota.
- Moje stopy marzną i boli mnie kostka – parsknęłam kiedy zdjął łyżew. Oczy Louisa podążyły za wielką maszyną, która przesuwała się po lodzie.
Oparłam się na jego ramieniu.
- Louis?
- Tak? – Odwrócił się do mnie. Czy teraz był odpowiedni moment?
- Ja… przeczytałam ten raport o tobie. W Speedy, wiesz o tym?
Jego twarz i oczy zmieniły się. Co to było?
- Tak, wiem El. Ale nie trzeba wierzyć, w to co mówią ludzie. Takie plotki mogą pojawić się o każdej sławie, nie ma czym się martwić.
- Nie martwię się o to. – Bawiłam się palcami. – Ale martwię się o ciebie.
- Dlaczego? Bo uznano mnie za wściekłego, radykalnego i gwałtownego gracza futbolu? Nie, nie trzeba. – Ręką ujął mnie za ramię, przyciągając mnie bliżej siebie – To potrwa przez pewien czas, a potem się uspokoi, to wszystko – szepnął w moje włosy, a następnie mnie pocałował.
- Czy to prawda, co było tam napisane? – Teraz dopiero główne pytanie.
Przez kilka sekund panowała cisza, nie puścił mnie, nie zrobił nic. Potem podniósł głos, tuż obok mojego ucha.
- Rzeczywiście wymsknęło mi się kilka przekleństw. Jednak nie były skierowane do jakiegoś konkretnego przeciwnika. Reszta nie jest prawdą, nie brałem udziału w przemocy.
Ostrożnie kiwnęłam głową, miałam rację. Nie był wstanie tego zrobić, w żadnym wypadku.
- Jeśli jest coś, co chcesz mi powiedzieć to… - próbowałam powiedzieć to jak najciszej.

- Wiem – uśmiechnął się, odwrócił moją głowę i ostrożnie przyłożył swoje wargi do moich.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz