czwartek, 2 czerwca 2016

Rozdział 34

LISI
Nie poruszałam już więcej tego tematu. Uwierzyłam mu. Louis nie był typem ukazującym taki rodzaj agresji.
- Ugotuje dziś dla ciebie – szepnął mi do ucha otwierając drzwi do mieszkania. Trzymał mocno moją talię wciągając mnie na korytarz, zamknął drzwi i pomógł mi zdjąć kurtkę.
- Strasznie się spieszysz – zauważyłam, a on rzucił płócienną kurtkę na krzesło. Z bezczelnym uśmiechem chwycił mnie za rękę ciągnąc w swoją stronę. W ostatniej chwili udało mi się wziąć oddech zanim zaczął mnie całować.
Pocałunek wziął górę, tłumiąc moje zmartwienia. Istniał tylko on. Tutaj. Ze mną.
- Więc co ugotujesz? – zapytałam dysząc, odsuwając się na pewną odległość, abyśmy mogli porozmawiać.
- Hm, to zależy od tego jak długo masz ochotę siedzieć sama przed telewizorem – uśmiechnął się puszczając mnie.
- Makaron jest w porządku. – Pobiegłam za nim do kuchni i oparłam się o ladę. – Nie zależy mi aż tak na sosie, najważniejsze żebyś miał parmezan. – Kolejny uśmiech przebiegł mu przez twarz, z błyskiem w oku odwrócił się i odszedł kawałek kucając. Z jednej z dolnych szuflad wyjął garnek i patelnie.
- Strasznie ci się spieszysz – powtórzył moje słowa z wcześniej. Szczerząc się, zagryzłam dolną wargę i krzyżując ramiona, gdy on nalewał wodę. – Będziesz mnie oglądać jak gotuję? – Kiedy nie odpowiedziałam, odwrócił się od pieca i podszedł do mnie. – Nie ma mowy! Chodź, poszukasz jakiś ubrań do spania. – Jego dłoń pchnęła mnie delikatnie w stronę drzwi.
Spanie? Chwileczkę. – Nocuje tutaj? – zapytałam nagle przystając.
- Tak, ja… To byłoby świetne, El – zawstydzony uniósł krzywo kąciki ust do góry – Więc… Jeśli oczywiście tylko chcesz.
- Jasne. – Co za pytanie – Po prostu na to nie liczyłam. – Z lekkim uśmiechem przeszłam przez korytarz i weszłam do sypialni. Powietrze było świeże i chłodne, jakby ktoś niedawno wietrzył. Może też to właśnie ciemne meble wprawiały w takie odczucie. Czarne metalowe łóżko z szarą pościelą, szare masywne szafy oraz biały kredens. Jedyną odrobiną koloru w tym obrazie były zdjęcia na stoliku nocnym. Na drugi rzut oka zdałam sobie sprawę, że to była jego rodzina; zdjęcie musiało być wykonane kilka lat temu – Lottie i Louis wyglądali o wiele młodziej. Mogłam tylko się domyślać, że dookoła Lottie w kręgu stali krewni.
Druga fotografia zszokowała mnie. Nie była chyba aż tak stara – może z przed półtora roku. On i ja. Szczęśliwi. W dniu jego urodzin siedzieliśmy pod choinką w salonie Tomlinsonów.
Oderwałam oczy od zdjęcia i otworzyłam ciężke drzwi szafy. Bez zbędnych ceregieli, wyciągnęłam ciemny T-shirt, który mógłby mi słów żyć jako koszula nocna. Zapach świeżego płynu do płukania natychmiast dotarł do moich nozdrzy .
Kątem oka zauważyłam dwa pudełka; chciałam się już odwrócić, ale coś czarnego rzuciło się w moje oczy. Z wahaniem podeszłam i podniosłam ciemną broń z ziemi. W ręku była cięższa niż myślałam. Potężna, groźna.
- Coś znalazłaś? – głos sprawił, że cała zadrżałam. On opierał się o drzwi, skinął na koszulkę w moim ręku.
- Tak – wymamrotałam i odłożyłam pistolet na kartonie. – Obiad gotowy?
- Tak, tak jakby. – Wkładając ręce do kieszeni podszedł do mnie. – Oh, co tam masz? – Spojrzenie prześlizgnęło się po kartonach.
- Tylko się rozglądałam – szepnęłam cicho zgodnie z planem i zacisnęłam zęby. C’mon Ellie on ma tylko pistolet w mieszkaniu. Nie ma powodu żeby się gorączkować.
Haha. Zabawne.
- Nie ma problemu. – Jego palce chwyciły brzeg koszulki i przeciągnął ją nad głową.
- Jest prawdziwy? – wyrwało mi się nagle. Cholera, Ellie. Jesteś przerażającym kontrolerem.
- Co? – spojrzał na mnie znad świeżego ubrania.
- No… uh.. pistolet.
- O Boże, nie. – Rzucił w moją stronę uspokajający uśmiech. – To z przeszłości, można nim było strzelać kolorowymi kulkami. W tym kartonie są moje wspomnienia z dzieciństwa.
Mój puls w kilka sekund zwolnił ze 250 do umiarkowanego.
- Czy myślałaś, że mam prawdziwą broń?
Bezradnie wzruszyłam ramionami. Co ja mogę o tym wiedzieć.
- Głodna? – Złapał mnie za rękę, całując delikatnie we włosy. Byłam mu wdzięczna za tą zmianę tematu.
Był ubrany tylko w spodnie do biegania, a ja w jego koszulkę – leżeliśmy w łóżku oglądając film, który leciał w telewizji. Jego regularny oddech, który słyszałam, gdy moja głowa leżała na jego klatce piersiowej, wyciszał mnie. Tak, powodowało to, że byłam senna.
- Zmęczona, co? – szepnął mi do ucha przyciągając bliżej. Moje powieki opadały, ponownie zamknęłam oczy.
- Tylko trochę… - Nie chciałam tak wcześnie zasypiać w końcu nie zawsze mamy czas, aby się razem zatrzymać.
- W porządku – Przerwał nasz intymny uścisk, opierając się łokciem na materacu. – Film i tak jest nudny.
Na chwilę po prostu zamknęłam powieki, aż nie poczułam że leże w łóżku. Zaskoczona otworzyłam oczy – Louis pochylał się nade mną, z rękami po obu stronach.
- Wiesz, że nie będę dobrze spać jeśli mi nie dasz całusa na dobranoc, prawda? – Obrażony skrzywił się, kiedy delikatnie uniosłam brwi do góry. – Nie rób mi tego, Elizabeth Styles – jego czoło przez chwilę stykało się z moim, delikatnie musnął wargami mój podbródek.
- Zero strachu – odetchnęłam, zanim zaczął mnie całować.
-‘-
Tydzień w którym jest bal jesienny rozpoczął się. Tydzień w którym Irlandczycy nas opuszczą. Niall i Lina, zostali żeby nam pomóc.
- Dziwnie będzie wkrótce to wszystko zostawić – Niall chwycił paczkę z chipsami. Jego oczy utkwione były w ekranie – oglądał piłkę nożną podczas gdy ja trzymałam w rękach jedną książkę z biblioteki szkolnej. – Nie Svenson biegnij! To była idealna okazja na bramkę! – machnął podenerwowany ręką w powietrzu – Ale jakoś tęsknie za Irlandią. Wiesz wiele rzeczy jest tutaj innych i.. Jasna cholera tak trudno strzelić piłkę do głupiej siatki przeciwnika, kiedy dookoła nie ma żadnego przeciwnika?!
Nie odpowiedziałam, prawdopodobnie i tak by nie usłyszał. Szybko rzuciłam okiem na telewizor, żeby sprawdzić drużyny. Szwecja przeciwko Rosji. Nic specjalnego.
Chłopak sapnął kilka razy, nawet kiedy otworzyłam pierwszą stronę książki.
Luna i Jerard. Wyzwanie miłości, napisane przez Samanthe Cruz. Dla Janett, która na zawsze pozostanie w moim sercu.
Prolog
Jared. Zostałam uratowana, mój brat zabity. Uciekając od mojej nienawiści. W poszukiwaniu miłości.
Co jest dobre a co złe? Jakie myśli i wspomnienia codziennie będą mi się przypominały? Jak bardzo jesteśmy bezsilni wobec losu? Ty i ja…
­­­­­- Co czytasz? – zapytał głos obok mnie. Niall ściszył swój ton.
- Dziewczęcy romans – mruknęłam zamykając i spojrzałam na niego. Paczka po chipsach leżała pusta na stoliku, zbierał żelki do ręki.
- Idziesz teraz już na bal?
- Nie. – W środku byłam lekko zirytowana, wolałabym zainteresować się prologiem książki.
- Dlaczego nie? – zaczął znowu.
- Nie mam partnera. Louis jest obecnie nauczycielem zastępującym.
- Oh szkoda mogłoby być naprawdę śmiesznie, to będzie nasza ostatnia noc pobytu tutaj – i wow, Lisi widziałaś to? – wpatrywał się z błyszczącymi oczami w ekran.
- Co?
- Serio, on tam jest!
- Kto?
- Louis! Jest ze swoją drużyną w Szwecji. Wiedziałaś to?
Westchnęłam i odchyliłam się na poduszce i wyciągnęłam nogi na jasnej, chłodnej skórze kapany.
- Tak powiedział mi, że będzie tam zawodowo w Szwecji. – Więcej mnie nie interesowało. Nie tylko gra, ale też jakie drużyny.
- Och, to takie fajne – z rozmarzeniem pochwycił pilota i zrobił głośniej. – Dlaczego on mnie tam nie zabrał? Siedzi tuż za barierkami. – Rozczarowany zakończył swój wywiad. – Wiesz Lisi, Svenson i Jenkins naprawdę są konkurencją dla Louisa. Jeśli chodzi o piłkę nożną.
Jednym uchem słuchałam tego co mówił, wzorkiem szukałam miejsca, w którym przerwałam czytanie.
Jak bardzo jesteśmy bezsilni wobec losu? Ty i ja to zbyt intensywne by zapomnieć. Mogę czuć tylko nie nawieść, jesteś osobą, której naprawdę się boje. Gardzę. A jednak nie jest obojętna. Wywołujesz u mnie wiele wybuchowych i zaborczych uczuć. Pokazujesz mi strony, których bez ciebie nigdy bym nie odkryła – znienawidzonych i prześladowanych przestępców. Wdzięczność nie byłaby dokładna opisując co czuje. Niewłaściwa do tego, by powiedzieć co czuje do ciebie. Ponieważ żadne słowo nie może tego opisać, żadne stwierdzenie tylko w przybliżeniu –
- Niall, dlaczego ten telewizor jest taki głośny? – Harry wszedł do pokoju. Cicho jęknęłam, nie można mieć chwili spokoju? Ryan pojawił się za nim w drzwiach.
- Zaczął się nowy sezon, zobacz szwedzki zespół prowadzi. Właśnie skończyła się pierwsza połowa.
- O nie, nie mogę tego odpuścić – Ryan pochwycił butelkę piwa od Nialla i rzucił się obok mnie na kanapę. – Faul, rosyjski kapitan jest i tak najlepszy.
Przewróciłam oczami, gdy Harry położył nogi na moich kolanach i uśmiechnął się szeroko. – Lubię Szwedów. Svenson jest naprawdę niesamowity, Louis powinien czuć się zagrożony na pozycji jako gracz roku.
Zirytowana zamknęłam książkę, starając się zrzucić z siebie nogi brata. Cała trójka zignorowała mnie, gdy zaczęłam opuszczać sale. Jednak trzask z telewizora, którego ton był jeszcze głośniejszy, zatrzymał mnie.

- Gra musi zostać wstrzymana – poinformował spiker widzów. – Nagły huk okazał się dźwiękiem strzału. Ochrona znalazła Svensona martwego w jego przebieralni. Po sprawcy nie ma żadnego śladu. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz