LISI
Wciągałam zmęczona nogi po schodach do drzwi
naszego domu. Zgrzytałam już zębami, po
raz kolejny byłam całkowicie przemoczona. Ta pora roku była fatalna. Ciągle
mokro i zimno. Palcem szybko wcisnęłam dzwonek i cofając rękę czekałam. Usłyszałam
odgłos ciężkich kroków, cofnęłam się zaskoczona, gdy w drzwiach pojawiła się
twarz Nialla.
-
N-Niall, ty? – patrzyłam na niego niedowierzając, aż w mojej głowie nie pojawił
się myśl, by zamknąć buzie ze zdumienia.
-
Cześć Lisi – uśmiechnięty przyciągnął mnie do ciasnego uścisku, a ja
odpowiedziałam mu tym samym. – Twoja mama właśnie mnie odebrała. Nawiasem mówiąc czeka na ciebie w salonie. – Puścił
mnie, w pełni obudzona pozbyłam się przemoczonego płaszcza i zrzuciłam buty.
Ciekawa, poszłam korytarzem i zobaczyłam zgromadzoną rodzinę na sofie.
-
Cześć – mruknęłam cicho i nieznacznie machnęłam ręką.
-
Elisabeth, siadaj. – Scott rzucił w moją stronę przyjazny uśmiech. Gdy
usiadłam, wciąż między nami była dziwna cisza. Całkowite skupienie, nikt nie
był pewien czy powinien mówić. Wreszcie, to mama była tą osobą, która zabrała
głos.
-
Scott i ja musimy wam coś powiedzieć. My, więc on… Nigdy nie byłam typem osoby,
która długo przemawia, dlatego zrobię to szybko – urwała, a wszystkie pary oczu
były ogromnie zainteresowane. – Chcemy się pobrać. – Ok. Więc tego się nie
spodziewałam. Z zaskoczenia moje usta otworzyły się po raz drugi, odchrząknęłam.
–
To, ekhm, dobrze. – Uśmiechnęłam
się – W ciągu dwóch tygodni. Chcieliśmy… tak
szybko jak to możliwe. – Scott potarł nos, a my skinęliśmy lekko. – Cieszę się
– usta Ryana ułożyły się w uśmiechu, który trochę rozluźnił nastój. – My się
cieszymy. – Oczy mamy błyszczały, a jej prawa ręką poszukiwała dłoni Scotta.
Gdy
weszłam do mojego pokoju, poczułam się niedobrze. Obrazy z Louisem, stojącego w
deszczu z twarzą odzwierciedlającą czyste rozczarowanie grały w moim umyśle. Prawda. Nie byłam w stanie mu
powiedzieć. I również teraz nie będę mogła tego zrobić. Po pierwsze byłam
niepewna. Po drugie, moja duma była zbyt wielka. Coś jest pomiędzy nami, że nie
mogę powiedzieć mu konkretnie mojego zadnia prosto w twarz. Ujawić przed nim
moje uczucia. To było nie możliwe. Nie mogłam tego zrobić. Zamyślona obracałam
telefon między palcami na przemian włączając i blokując ekran. Moje oczy
skierowały się na listę kontaktów, kliknęłam na numer Louisa. Nastrój między
nami był nie do zniesienia.
„Cześć
tu poczta Louisa Tomlinsona. Po prostu za jakiejś przyczyny nie mogę odebrać.
Proszę zostaw wiadomość po sygnale.”
Zanim
zabrzmiał dźwięk rozłączyłam się. Na pewno nie chciał ze mną rozmawiać. Bez
humoru wyciągnęłam się na łóżku patrząc w ścianę. Miałam dopiero osiemnaście
lat, a moje życie było niczym rollercoaster. Musiałam robić o wiele ważniejsze
rzeczy, ale moim umyśle stale przesiadywał Louis. Ufałam mu. Naprawdę. Ale to
kuszące uczucie miłości zniknęło. To ekscytujące uczucie, które przechodzi
przez twoje ciało w momencie, gdy jesteś zakochany. Tego brakowało. Nasza
miłość ostygła. Wyblakła. Kto wie jak długo moglibyśmy razem to znieść. Kto
wie…
Po
tym wszystkim dni były dziwne. Nigdzie go nie widziałam. Wychowanie fizyczne
opuszczałam, ale nie widziałam go nawet na korytarzu. Nawet gdy przychodziłam
wcześniej na stołówkę, lub szczególnie późno ją opuszczałam. Nie było go. Jego
telefon był wyłączony. Nie były to dla mnie łatwe dni. Myśli wciąż obracały się
wokół niego – Louisa, którego serca nie było mi wolno posiadać. Nie możliwe.
Musiałam to ignorować. Po kursie sztuki podeszłam do stojaków na rowery. Jak co
dzień. Tym razem ciepłe jesienne słonce świeciło przez kolorowe liście drzew,
które nie spadły jeszcze na ziemię. Im dalej kroczyłam przez szkolne podwórko,
tym bardziej czułam się winna. Pamięć o wydarzeniach z przed kilku dni wróciła
z wielką siłą, przełknęłam ślinę. Zostawił mnie tam stojącą. W deszczu. Ta
niechęć i odstęp, który trzymał. Zastanawiałam się, co myślał. Co czuł. Czy był
zraniony? Zły? Smutny? Pewnie wszystko razem. Tak jak wtedy gdy on uświadomił
mi, że byłam tylko małą El – dobrą przyjaciółką. Kilka kamyków leżało przed
moim rowerem kopnęłam je energicznie ruszając. Powinnam znów ruszyć z projektem
Wyrzuć Louisa z głowy? Podobnie jak
podczas wakacji? Ponieważ to tak wspaniale działało. Wspięłam się na rower, a
moje oczy powędrowały na parking nauczycielski. Stał tam ON oparty o drzwi swojego samochodu i rozmawiał z kobietą. Nie
mogłam jej rozpoznać, jednak wydawało mi się, że dobrze się rozumieją. Jak
długo już tam oboje stali? Czy Louis mógł mnie przed tym zauważyć? Drżały mi
ręce, kiedy pedałowałam mocniej by przyśpieszyć. Pochyliłam się do przodu,
próbując utrzymać prosto kierownice, jednak im bardziej byłam napięta, tym
mniejszą miałam kontrole. Moje przednio koło wpadło w poślizg, a ja i tak
„dodałam więcej gazu”. Zanim zdążyłam cokolwiek zrobić, mój rower zsunął się na
asfalt a ja upadłam. To nie bolało, rower po prostu zablokował moją nogę.
Jednak łzy przyszły jeszcze szybciej niż się spodziewałam. Cała droga była
pusta – zaczęłam płakać. Nie mogąc nic zrobić z wylatującymi łzami z moich oczu
odepchnęłam rower i usiadłam z trudem. Czułam się po prostu nieszczęśliwa. Wcześniej
mieliśmy z bratem punkt spotkań w Starbucks. Albo z Lottie w mieście. Ale ponieważ
oboje byli razem, byłam sama. Nawet Niall miał inne plany niż zmaganie się z
siostrą gospodarza. Kiedy strzepnęłam brud ze spodni usłyszałam warkot silnika
i czarne volvo Luisa pojawiło się obok. Ponieważ nic mi to nie da, ledwo mogłam
sobie poradzić, aby nie wytknąć mu języka. W końcu miałam osiemnaście lat, a
nie sześć. Energicznie odwróciłam się wsiadając ponownie na rower i ruszyłam
tak szybko jak tylko mogłam. Nie wiedząc dokąd jadę, walczyłam z jesiennym
wiatrem, co dziesięć sekund musiałam przetrzeć oczy, aby uwolnić je od łez. Nie
jestem wstanie powiedzieć ile zajęło mi dotarcie do domu. Długo. Naprawdę
długo. Miałam wrażenie jakbym przejechała cały Londyn. Przez cały dzień. Powoli
zmierzchało – zapowiadała się zimna pogoda, co można było wyczytać ze słońca na
niebie. Pozostawiłam rower na podwórku wrzucając klucze do torby. Wciąż miałam
łzy w oczach – kompletnie nie chciały mnie słuchać. Moje spojrzenie było
utkwione w podłodze, które przeszkadzały mi w drodze do drzwi, mimo to dotarłam
szybko. Nie chciałam nikogo spotkać, rozmawiać lub być wypytywana. Pragnęłam
zamknąć się w swoim pokoju samotnie, jak zrobiłam to wiele lat temu jako
dziecko. Moje tempo nie spadło, gdy wspinałam się po schodach, gdy nagle drzwi
otworzyły się, a ja na coś wbiegłam. Lub kogoś. Energicznie i automatycznie
cofnęłam się po schodach.
- Oh, to ty – powiedział głos,
spojrzałam w górę. Tak, to ja. Louis
spojrzał na mnie.
- Czy ty płaczesz? Wszystko w porządku? - Wściekła
unikałam jego spojrzenia i odrzuciłam rękę, która chciała mi pomóc, zachwiałam
się na nogach.
- Wszystko w porządku – mruknęłam chłodno i
odgarnęłam splątany kosmyk włosów z twarzy.
- Nie wygląda tak – odpowiedział, a ja
zauważyłam jego niechętną sympatie. Dość wyraźnie dawał mi do zrozumienia swoją
antypatię; dystans, który chciał zachować.
- Ależ skąd. - Louis przypadkowo zatrzasnął
drzwi, a ja chciałam wetknąć klucz, który trzymałam trzęsącymi się dłońmi. Po
paru sekundach czubek wysunął się z zamka, a ja jęknęłam zdenerwowana.
- Nie wiedziałem, że twoja mama ponownie wychodzi za mąż – powiedział
nagle. To powinno być teraz tematem?
- Również byłam zaskoczona – wymamrotałam monotonnie i szarpnęłam kluczami
ponieważ się zacięły.
- Pomóc ci? – jego głos był coraz bliżej.
- Nie.
- Naprawdę?
- Nie! – z szarpnięciem wyciągnęłam klucz. Wspaniale, drzwi były nadal
zamknięte.
- Jaki jest twój problem? – zapytał po kilku sekundach ciszy.
- Drzwi się nie otwierają – odpowiedziałam kwaśno i odwróciłam się.
- Miałem namyśli twój zły nastrój.
- Ponieważ klucz..
- El, wiesz o co pytam. – Jego oczy patrzyły na mnie pytająco. Zauważałam w
nich coś na wzór smutku. Troszeczkę ciekawości. Coś cierpliwego.
- To ty ignorujesz mnie dniami, zejdź mi z drogi – wymamrotałam zakładając
ramiona na piersi. Jego oczy rozszerzyły się z zaskoczenia.
- To cię złości? – Szczerze mówiąc, nie. Jednak było to nie do zniesienia.
Jakoś. Ta emanująca ignorancja była taka nowa. Tak obca. Wzruszyłam ramionami.
- El – podszedł krok bliżej. – Pokazałaś mi jak to w twojej głowie wygląda.
I muszę to zaakceptować, jednak potrzebuje do tego czasu… - jak wygląda w mojej
głowie? Gdyby wiedział prawdę na pewno
by zwariował. Z pewnością był ostatnią osobą, która wiedziała co pomyślałam i
poczułam. Stanął dokładnie przede mną, a ja natychmiast spojrzałam w dół. Mój
puls przyśpieszył. Czy to może oznaczać to wspaniałe uczucie o nazwie miłość?
Nie. To były pozostałości po dawnych czasach. Stara sprawa. Utracony los.
- Ale to jest … ja – dzień jest dziwny kiedy cię nie widzę – wyznałam
cicho, moje spojrzenie przewędrowało po jego ciele aż do twarzy. - Ty
potrzebujesz czasu, ja potrzebuje czasu. Zastanawiam się czy nie byłoby lepiej,
gdy… - przerwałam. Co uczynił? Jego twarz w mgnieniu oka znalazła się przy
mojej, mój oddech się urywał. Jego ręka złapała moją szyję i przyciągnął mnie
do siebie tak, że jego usta dotknęły moje. - Co… - mruknęłam w jego usta i
pocałowałam go. To był odruch, stało się niemal samoistnie. Nie mogłam się
powstrzymać. – Louis… - zaczęłam ponownie, mając jednak zamknięte oczy. Mój
umysł nie chciał uwierzyć w to co robię, nie mógł zaakceptować tego co moja
podświadomość postanowiła. Przycisnął mnie do ściany, trzymając jedną rękę na
mojej twarzy drugą opierając się obok mnie. Palcem pogłaskałam go po policzku,
badałam rysy jego twarzy, zatrzymując się na szyi. Nie mogłam przestać, choć
wszystko we mnie dzwoniło a ostrzegawcze głosy wołały: Stop! Stop! Stop! Ale nie mogliśmy przestać. Żadne z nas.
Przyciągnęłam go bliżej siebie. Tęskniłam za tym. Za tą bliskością. Dotykiem.
Pocałunkami. – Powinniśmy przystopować - mruknęłam przerywając pocałunek i opierając swoje czoło o jego. Nasze
oddechy były szybkie i nieregularnie.
– Wiem – wymamrotał i znów zaczął
mnie całować, ale odsunęłam się.
- Mówię poważnie, Louis. – Niechętnie wzięłam ręce z jego ramion. – Jeśli
my… Możemy znów zbyt szybko się uzależnić od siebie. To po prostu nie ma sensu.
A po za tym.. – Czy mam mu powiedzieć? Czy może już to wiedział? Nie mogłam tak
po prostu powiedzieć „Kocham cię”. Bo przez tą odległość nauczyłam się kochać
Lou w inny sposób. Brakowało mi pasji. Brakowało mi siły. Czy byłaby możliwość,
żeby znów się pojawiły?
- Jest okej. – Nerwowo odsunął się i zszedł kilka schodów w dół. Wspaniale.
Teraz znów był obrażony. Cholera.
- Louis…
- Nie naprawdę, rozumiem. Sądzę, że to nie był taki odurzający pocałunek. –
Odwrócił się i skierował do samochodu. Wściekła odchyliłam głowę do tyłu.
Wściekła na samą siebie. Przez kilka tygodniu nie chciałam niczego więcej niż
uczuć Louisa, a teraz – teraz to było dokładnie odwrotnie.
kiedy nast rozdzial?! :((( juz sie doczekac nie moge!!!
OdpowiedzUsuńZ powodu, że tak mało się interesowało (trochę też z mojej winy, bo niestety nie tłumacze z prędkością światła) zapomniałam kompletnie tutaj dodawać rozdziały...
UsuńWiększość znajdziesz na Wattpadzie pod moją nazwą: Reniferowa
Ale jeśli bardzo chcesz, mogę postarać się odświeżyć gdy znajdę chwilę i dodać zaległe rozdziały ;)
Nie czepiam się ciebie pod żadnym względem! :D No ale gdybyś mogła i miała chęć dodać tu rozdziały jeszcze byłabym naprawdę bardzo wdzięczna :(
OdpowiedzUsuńUF :D dodałam więc oba rozdziały, które od jakiegoś czasu są dostępne na wattpadzie! :) Niestety nie jestem w stanie powiedzieć kiedy pojawi się 34... musisz być cierpliwa dalej <3 Kocham!
UsuńJeju! Dzięki wielkie! Uwielbiam Cię haha :D Sama jak widzisz mam wielką cierpliwość skoro wytrwałam do teraz XD Będę czekać na dalsze wpisy <3
OdpowiedzUsuń