wtorek, 15 marca 2016

Rozdział 31

LISI

 Wciągałam zmęczona nogi po schodach do drzwi naszego domu.  Zgrzytałam już zębami, po raz kolejny byłam całkowicie przemoczona. Ta pora roku była fatalna. Ciągle mokro i zimno. Palcem szybko wcisnęłam dzwonek i cofając rękę czekałam. Usłyszałam odgłos ciężkich kroków, cofnęłam się zaskoczona, gdy w drzwiach pojawiła się twarz Nialla.
- N-Niall, ty? – patrzyłam na niego niedowierzając, aż w mojej głowie nie pojawił się myśl, by zamknąć buzie ze zdumienia.
- Cześć Lisi – uśmiechnięty przyciągnął mnie do ciasnego uścisku, a ja odpowiedziałam mu tym samym. – Twoja mama właśnie mnie odebrała. Nawiasem  mówiąc czeka na ciebie w salonie. – Puścił mnie, w pełni obudzona pozbyłam się przemoczonego płaszcza i zrzuciłam buty. Ciekawa, poszłam korytarzem i zobaczyłam zgromadzoną rodzinę na sofie.
- Cześć – mruknęłam cicho i nieznacznie machnęłam ręką.
- Elisabeth, siadaj. – Scott rzucił w moją stronę przyjazny uśmiech. Gdy usiadłam, wciąż między nami była dziwna cisza. Całkowite skupienie, nikt nie był pewien czy powinien mówić. Wreszcie, to mama była tą osobą, która zabrała głos.
- Scott i ja musimy wam coś powiedzieć. My, więc on… Nigdy nie byłam typem osoby, która długo przemawia, dlatego zrobię to szybko – urwała, a wszystkie pary oczu były ogromnie zainteresowane. – Chcemy się pobrać. – Ok. Więc tego się nie spodziewałam. Z zaskoczenia moje usta otworzyły się po raz drugi, odchrząknęłam.
– To, ekhm, dobrze. – Uśmiechnęłam się W ciągu dwóch tygodni. Chcieliśmy… tak szybko jak to możliwe. – Scott potarł nos, a my skinęliśmy lekko. – Cieszę się – usta Ryana ułożyły się w uśmiechu, który trochę rozluźnił nastój. – My się cieszymy. – Oczy mamy błyszczały, a jej prawa ręką poszukiwała dłoni Scotta.

Gdy weszłam do mojego pokoju, poczułam się niedobrze. Obrazy z Louisem, stojącego w deszczu z twarzą odzwierciedlającą czyste rozczarowanie grały w moim umyśle. Prawda. Nie byłam w stanie mu powiedzieć. I również teraz nie będę mogła tego zrobić. Po pierwsze byłam niepewna. Po drugie, moja duma była zbyt wielka. Coś jest pomiędzy nami, że nie mogę powiedzieć mu konkretnie mojego zadnia prosto w twarz. Ujawić przed nim moje uczucia. To było nie możliwe. Nie mogłam tego zrobić. Zamyślona obracałam telefon między palcami na przemian włączając i blokując ekran. Moje oczy skierowały się na listę kontaktów, kliknęłam na numer Louisa. Nastrój między nami był nie do zniesienia.
 „Cześć tu poczta Louisa Tomlinsona. Po prostu za jakiejś przyczyny nie mogę odebrać. Proszę zostaw wiadomość po sygnale.”
Zanim zabrzmiał dźwięk rozłączyłam się. Na pewno nie chciał ze mną rozmawiać. Bez humoru wyciągnęłam się na łóżku patrząc w ścianę. Miałam dopiero osiemnaście lat, a moje życie było niczym rollercoaster. Musiałam robić o wiele ważniejsze rzeczy, ale moim umyśle stale przesiadywał Louis. Ufałam mu. Naprawdę. Ale to kuszące uczucie miłości zniknęło. To ekscytujące uczucie, które przechodzi przez twoje ciało w momencie, gdy jesteś zakochany. Tego brakowało. Nasza miłość ostygła. Wyblakła. Kto wie jak długo moglibyśmy razem to znieść. Kto wie…
Po tym wszystkim dni były dziwne. Nigdzie go nie widziałam. Wychowanie fizyczne opuszczałam, ale nie widziałam go nawet na korytarzu. Nawet gdy przychodziłam wcześniej na stołówkę, lub szczególnie późno ją opuszczałam. Nie było go. Jego telefon był wyłączony. Nie były to dla mnie łatwe dni. Myśli wciąż obracały się wokół niego – Louisa, którego serca nie było mi wolno posiadać. Nie możliwe. Musiałam to ignorować. Po kursie sztuki podeszłam do stojaków na rowery. Jak co dzień. Tym razem ciepłe jesienne słonce świeciło przez kolorowe liście drzew, które nie spadły jeszcze na ziemię. Im dalej kroczyłam przez szkolne podwórko, tym bardziej czułam się winna. Pamięć o wydarzeniach z przed kilku dni wróciła z wielką siłą, przełknęłam ślinę. Zostawił mnie tam stojącą. W deszczu. Ta niechęć i odstęp, który trzymał. Zastanawiałam się, co myślał. Co czuł. Czy był zraniony? Zły? Smutny? Pewnie wszystko razem. Tak jak wtedy gdy on uświadomił mi, że byłam tylko małą El – dobrą przyjaciółką. Kilka kamyków leżało przed moim rowerem kopnęłam je energicznie ruszając. Powinnam znów ruszyć z projektem Wyrzuć Louisa z głowy? Podobnie jak podczas wakacji? Ponieważ to tak wspaniale działało. Wspięłam się na rower, a moje oczy powędrowały na parking nauczycielski. Stał tam ON oparty o drzwi swojego samochodu i rozmawiał z kobietą. Nie mogłam jej rozpoznać, jednak wydawało mi się, że dobrze się rozumieją. Jak długo już tam oboje stali? Czy Louis mógł mnie przed tym zauważyć? Drżały mi ręce, kiedy pedałowałam mocniej by przyśpieszyć. Pochyliłam się do przodu, próbując utrzymać prosto kierownice, jednak im bardziej byłam napięta, tym mniejszą miałam kontrole. Moje przednio koło wpadło w poślizg, a ja i tak „dodałam więcej gazu”. Zanim zdążyłam cokolwiek zrobić, mój rower zsunął się na asfalt a ja upadłam. To nie bolało, rower po prostu zablokował moją nogę. Jednak łzy przyszły jeszcze szybciej niż się spodziewałam. Cała droga była pusta – zaczęłam płakać. Nie mogąc nic zrobić z wylatującymi łzami z moich oczu odepchnęłam rower i usiadłam z trudem. Czułam się po prostu nieszczęśliwa. Wcześniej mieliśmy z bratem punkt spotkań w Starbucks. Albo z Lottie w mieście. Ale ponieważ oboje byli razem, byłam sama. Nawet Niall miał inne plany niż zmaganie się z siostrą gospodarza. Kiedy strzepnęłam brud ze spodni usłyszałam warkot silnika i czarne volvo Luisa pojawiło się obok. Ponieważ nic mi to nie da, ledwo mogłam sobie poradzić, aby nie wytknąć mu języka. W końcu miałam osiemnaście lat, a nie sześć. Energicznie odwróciłam się wsiadając ponownie na rower i ruszyłam tak szybko jak tylko mogłam. Nie wiedząc dokąd jadę, walczyłam z jesiennym wiatrem, co dziesięć sekund musiałam przetrzeć oczy, aby uwolnić je od łez. Nie jestem wstanie powiedzieć ile zajęło mi dotarcie do domu. Długo. Naprawdę długo. Miałam wrażenie jakbym przejechała cały Londyn. Przez cały dzień. Powoli zmierzchało – zapowiadała się zimna pogoda, co można było wyczytać ze słońca na niebie. Pozostawiłam rower na podwórku wrzucając klucze do torby. Wciąż miałam łzy w oczach – kompletnie nie chciały mnie słuchać. Moje spojrzenie było utkwione w podłodze, które przeszkadzały mi w drodze do drzwi, mimo to dotarłam szybko. Nie chciałam nikogo spotkać, rozmawiać lub być wypytywana. Pragnęłam zamknąć się w swoim pokoju samotnie, jak zrobiłam to wiele lat temu jako dziecko. Moje tempo nie spadło, gdy wspinałam się po schodach, gdy nagle drzwi otworzyły się, a ja na coś wbiegłam. Lub kogoś. Energicznie i automatycznie cofnęłam się po schodach.
- Oh, to ty – powiedział głos, spojrzałam w górę. Tak, to ja. Louis spojrzał na mnie.
- Czy ty płaczesz? Wszystko w porządku? - Wściekła unikałam jego spojrzenia i odrzuciłam rękę, która chciała mi pomóc, zachwiałam się na nogach.
- Wszystko w porządku – mruknęłam chłodno i odgarnęłam splątany kosmyk włosów z twarzy.
- Nie wygląda tak – odpowiedział, a ja zauważyłam jego niechętną sympatie. Dość wyraźnie dawał mi do zrozumienia swoją antypatię; dystans, który chciał zachować.
- Ależ skąd. - Louis przypadkowo zatrzasnął drzwi, a ja chciałam wetknąć klucz, który trzymałam trzęsącymi się dłońmi. Po paru sekundach czubek wysunął się z zamka, a ja jęknęłam zdenerwowana.
- Nie wiedziałem, że twoja mama ponownie wychodzi za mąż – powiedział nagle. To powinno być teraz tematem?
- Również byłam zaskoczona – wymamrotałam monotonnie i szarpnęłam kluczami ponieważ się zacięły.
- Pomóc ci? – jego głos był coraz bliżej.
- Nie.
- Naprawdę?
- Nie! – z szarpnięciem wyciągnęłam klucz. Wspaniale, drzwi były nadal zamknięte.
- Jaki jest twój problem? – zapytał po kilku sekundach ciszy.
- Drzwi się nie otwierają – odpowiedziałam kwaśno i odwróciłam się.
- Miałem namyśli twój zły  nastrój.
- Ponieważ klucz..
- El, wiesz o co pytam. – Jego oczy patrzyły na mnie pytająco. Zauważałam w nich coś na wzór smutku. Troszeczkę ciekawości. Coś cierpliwego.
- To ty ignorujesz mnie dniami, zejdź mi z drogi – wymamrotałam zakładając ramiona na piersi. Jego oczy rozszerzyły się z zaskoczenia.
- To cię złości? – Szczerze mówiąc, nie. Jednak było to nie do zniesienia. Jakoś. Ta emanująca ignorancja była taka nowa. Tak obca. Wzruszyłam ramionami.
- El – podszedł krok bliżej. – Pokazałaś mi jak to w twojej głowie wygląda. I muszę to zaakceptować, jednak potrzebuje do tego czasu… - jak wygląda w mojej głowie? Gdyby wiedział prawdę  na pewno by zwariował. Z pewnością był ostatnią osobą, która wiedziała co pomyślałam i poczułam. Stanął dokładnie przede mną, a ja natychmiast spojrzałam w dół. Mój puls przyśpieszył. Czy to może oznaczać to wspaniałe uczucie o nazwie miłość? Nie. To były pozostałości po dawnych czasach. Stara sprawa. Utracony los.
- Ale to jest … ja – dzień jest dziwny kiedy cię nie widzę – wyznałam cicho, moje spojrzenie przewędrowało po jego ciele aż do twarzy. - Ty potrzebujesz czasu, ja potrzebuje czasu. Zastanawiam się czy nie byłoby lepiej, gdy… - przerwałam. Co uczynił? Jego twarz w mgnieniu oka znalazła się przy mojej, mój oddech się urywał. Jego ręka złapała moją szyję i przyciągnął mnie do siebie tak, że jego usta dotknęły moje. - Co… - mruknęłam w jego usta i pocałowałam go. To był odruch, stało się niemal samoistnie. Nie mogłam się powstrzymać. – Louis… - zaczęłam ponownie, mając jednak zamknięte oczy. Mój umysł nie chciał uwierzyć w to co robię, nie mógł zaakceptować tego co moja podświadomość postanowiła. Przycisnął mnie do ściany, trzymając jedną rękę na mojej twarzy drugą opierając się obok mnie. Palcem pogłaskałam go po policzku, badałam rysy jego twarzy, zatrzymując się na szyi. Nie mogłam przestać, choć wszystko we mnie dzwoniło a ostrzegawcze głosy wołały: Stop! Stop! Stop! Ale nie mogliśmy przestać. Żadne z nas. Przyciągnęłam go bliżej siebie. Tęskniłam za tym. Za tą bliskością. Dotykiem. Pocałunkami. – Powinniśmy przystopować - mruknęłam przerywając pocałunek i opierając swoje czoło o jego. Nasze oddechy były szybkie i nieregularnie.
 – Wiem – wymamrotał i znów zaczął mnie całować, ale odsunęłam się.
- Mówię poważnie, Louis. – Niechętnie wzięłam ręce z jego ramion. – Jeśli my… Możemy znów zbyt szybko się uzależnić od siebie. To po prostu nie ma sensu. A po za tym.. – Czy mam mu powiedzieć? Czy może już to wiedział? Nie mogłam tak po prostu powiedzieć „Kocham cię”. Bo przez tą odległość nauczyłam się kochać Lou w inny sposób. Brakowało mi pasji. Brakowało mi siły. Czy byłaby możliwość, żeby znów się pojawiły?
- Jest okej. – Nerwowo odsunął się i zszedł kilka schodów w dół. Wspaniale. Teraz znów był obrażony. Cholera.
- Louis…
- Nie naprawdę, rozumiem. Sądzę, że to nie był taki odurzający pocałunek. – Odwrócił się i skierował do samochodu. Wściekła odchyliłam głowę do tyłu. Wściekła na samą siebie. Przez kilka tygodniu nie chciałam niczego więcej niż uczuć Louisa, a teraz – teraz to było dokładnie odwrotnie. 



5 komentarzy:

  1. kiedy nast rozdzial?! :((( juz sie doczekac nie moge!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z powodu, że tak mało się interesowało (trochę też z mojej winy, bo niestety nie tłumacze z prędkością światła) zapomniałam kompletnie tutaj dodawać rozdziały...
      Większość znajdziesz na Wattpadzie pod moją nazwą: Reniferowa
      Ale jeśli bardzo chcesz, mogę postarać się odświeżyć gdy znajdę chwilę i dodać zaległe rozdziały ;)

      Usuń
  2. Nie czepiam się ciebie pod żadnym względem! :D No ale gdybyś mogła i miała chęć dodać tu rozdziały jeszcze byłabym naprawdę bardzo wdzięczna :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. UF :D dodałam więc oba rozdziały, które od jakiegoś czasu są dostępne na wattpadzie! :) Niestety nie jestem w stanie powiedzieć kiedy pojawi się 34... musisz być cierpliwa dalej <3 Kocham!

      Usuń
  3. Jeju! Dzięki wielkie! Uwielbiam Cię haha :D Sama jak widzisz mam wielką cierpliwość skoro wytrwałam do teraz XD Będę czekać na dalsze wpisy <3

    OdpowiedzUsuń