LISI
-
Jest tam kto? – zapytałam odwracając się do drzwi i wpatrując w klamkę.
-
Może to wiatr? – Niall wskazał na otwarte okno i znów spojrzał na mnie.
Wzruszając otworzyłam drzwi i wyjrzałam na zewnątrz. Nic. Długi korytarz
szpitala był pusty.
-Nikogo
tu nie ma – powiedziałam chwilę po nim.
-
Na zewnątrz jest naprawdę wietrznie – stwierdził – albo pielęgniarka zamknęła
drzwi.
-
Być może – wymamrotałam popychając krzesło – Niall? Idę teraz do domu, mama
czeka. – Uśmiechnęłam się do niego zakładając na ramię torbę. – Zapytam Linę
może jutro wpadnie.
-
Dziękuję za wizytę. – Uśmiechnął się kładąc z powrotem na poduszce. – Zobaczymy
się jutro, chciałbym też zadzwonić do brata.
-
Okej, na razie. – Machając na pożegnanie, wyszłam z pokoju.
LOUIS
Przerzuciłem
sobie ręcznik przez ramię i ogromnym łykiem opróżniłem butelkę. Po
wyczerpującym dniu potrzebowałam treningu. Po raz ostatni uklęknąłem na
podłodze, wspierając się na rękach unosiłem swoje ciało w górę i w dół. Po
prawie siedemdziesięciu pompkach zaczerpnąłem powietrza. Wyczerpany usiadłem na
łóżku i odchyliłem się do tyłu. Byłem po treningu. Wcześniej było mi łatwiej
zmęczyć się.
Telefon
zadzwonił nagle i głośno, zmęczony zwlokłem się z łóżka. Kiedy go znalazłem
nacisnąłem bez spoglądania na to kto dzwoni.
-
Halo? Tutaj Tomlinson.
-
Cześć, to ja. – Zabrzmiał kobiecy głos, ale nie mogłem go przyporządkować.
-
Tak świetnie, to też ja – mruknąłem i przebiegłem przez mieszkanie.
-
Louis, tu twoja mama. – Widziałem oczyma wyobraźni jak uśmiechała się gdzieś
rozbawiona.
-
Och, hej – powiedziałem głośniej. – Jest jakiś specjalny powód dla którego
dzwonisz?
-
Tak, chciałabym zaprosić cię na obiad. Za godzinę.
-
Dzięki, mamo. Będę tam. – Zaśmiałem się do telefonu i rzuciłem pogardliwym
spojrzeniem na nieotwarte pudełko pizzy. Ciche pohukiwanie oznaczało, że po
drugiej stronie odłożono słuchawkę, odłożyłem telefon idąc z powrotem do
sypialni. W dobrym nastroju wyciągnąłem z szafy świeże ubranie i udałem się do
łazienki.
Nie
trwało to długo, gdy prowadziłem samochód. Po dziesięciu minutach dotarłem na
podjazd mojego starego domu i wyłączyłem silnik. Na zewnątrz słyszałem już
głosy mojej rodziny, więc podszedłem do drzwi. Musiałem kilkakrotnie dzwonić aż
otworzyły się. Przede mną stała Lina, która uśmiechnęła się.
-
Cześć Louis, czekamy na ciebie. – Wciąż się uśmiechając wskazała na stół, który
widziałem przez otwarte drzwi. – Czy może mam powiedzieć teraz panie Tomlinson?
Lekko
zmrużyłem oczy. – Cześć Lina – chichocząc, wszedłem na korytarz i zdjąłem
kurtkę. Zapach Lasagne dotarł do moich nozdrzy i kopnąłem moje trampki w kąt. –
Gdzie reszta? – zapytałem Linę.
-
Twoja mama jest w kuchni, bliźniaczki na urodzinach, a Lottie rozmawia przez
telefon z Harrym. Bal jest w temacie. – Przez chwilę oczekiwała odpowiedzi a
później zakładając ramiona na piersi i przeszła obok mnie do jadalni.
-
Taniec amatorów? – Dokuczyłem lekko siadając na krześle.
-
Wręcz przeciwnie, ale nie chciałabym zjawić się sama. – Wzruszyła ramionami – A
bal jest w przyszłym tygodniu, nie sądzę, żeby ktokolwiek mi towarzyszył.
-
Och, Lina nie bądź taka pesymistyczna. – Poczułem jak moje policzki robią się
gorące, gdy o czymś pomyślałem. Jednak moja ciekawość była większa niż rozum. –
Czy El ma już towarzysza?
Usta
Liny drgnęły z rozbawienia do góry. – Wiedziałam, że chcesz ją zapytać. Jednak ona
idzie już z Niallem.
-
Niallem? – Otworzyłem szeroko buzię. Wczoraj byliśmy tak blisko, dzisiaj w sali
sportowej… Czy to dlatego, że Niall został pobity? Dlatego, że ona teraz myśli,
że to moja wina? Ale ja nikogo o to nie prosiłem, a ona mi nie wierzy. Może
naprawdę nie mam już więcej żadnej szansy.
-
Tak, ja…
Drzwi
otworzyły się a do środka weszła Lottie i mama. – Cześć wam oboju. – Uśmiechnięte
usiadły przy stole. Lina posłała w moją stronę krótkie skruszone spojrzenie.
LISI
Głośny
bębniący deszcz przywitał mnie, kiedy w jeszcze półśnie wyszłam za drzwi. Znów
byłam ostatnia w drodze do szkoły i tym razem nie było Ryana, który by mi
pomógł. Wyciągnęłam mój rower z garażu i przetarłam rękawem siedzenie, bo już
pierwsze krople deszczu na niego spadły.
Moje
blond włosy kleiły się do mojej twarzy i musiałam nieustanie odsuwać je na bok,
gdy wiatr targał je w tę i z powrotem. Chciałabym żeby znów były wakacje.
Moją
jedyną pozytywną myślą dzisiaj było: żadnego sportu. Na szczęście mamy tylko
dwa razy w tygodniu w-f. A i tak muszę myśleć o moim głównym problemie.
Louisie. Jak on może ciągle przesiadywać w mojej głowie.
Opony
zapiszczały na brukowanym dziedzińcu, kiedy zatrzymałam rower. Niebo zmieniło
kolor na ciemniejszy, jakby dokoła miały pojawić się duchy w zadymionym mokrym
powietrzu. Nadchodziła burza. A Elisabeth Styles wzięła rower, świetnie.
Większość
uczniów biegała jeszcze przez po korytarzu, a ja udałam się do ogromnej
biblioteki. Musimy wypożyczyć Makbeta Szekspira na angielski.
Cisza
rozciągła się tak jak guma do życia, kiedy przechodziłam przez bibliotekę. Przy
większości stołów, pracowali uczniowie, którzy mieli wciśnięte nosy w strony
książek.
Dotykałam
palcem grzbietów książki, gdy wzrokiem przeszukiwałam tytuły. Książki ułożone
stosami były kilka razy wyższe, zdecydowanie górowała nade mną ostatnia półka. Naprzeciw
mnie stała książka z połyskującym tytułem; dokładnie na wysokości moich oczu.
Wyciągnęłam ją uważnie. Wydawało się, że nikt nigdy jej nie sprawdzał. Ze stron
pył spadał po cichu na podłogę. Luna i
Jared. Wyzwanie miłości było na okładce. Dodali jedynie zarys głowy dziewczyny,
która została pokazana w profilu. Czarno na białym. Odwróciłam książkę i
uważnie wytarłam kurz, aby móc coś przeczytać.
Jared. Zostałam uratowana, mój brat
zabity. Uciekając od mojej nienawiści. W poszukiwaniu miłości.
-
Potrzebujesz pomocy? – nagle stanęła obok mnie bibliotekarka.
-
Tak, nie mogę znaleźć Makbeta – powiedziałam szybko i cofnęłam się o krok.
-
Tutaj możesz długo szukać. Są tu przechowywane książki, które są tylko przez
chwilę. W większości przypadków to nawet
oryginalny rękopis. Nie wypożyczam ich.
-
Oh tak – kiwając głową, utrzymałam dystans do tych książek. Trzymałam tą jedną
mocno, chowając za plecami.
-
Położę ją dla ciebie na stole. Książeczka ma również dodatkowo kurs. – Skinęła na
mnie, a później odwróciła. Kiedy to opuściła korytarz odetchnęłam z ulgą.
Jestem pewna, że nikt nie widział jak kładę książkę do torby, a także opuszczam
obszar biblioteki.
Lottie
i ja siedziałyśmy jak zwykle na naszych miejscach w stołówce czekając na Linę. Potrzeba
mi dziś dodatkowego czasu, żeby przeczytać. – Zastanawiam się, kiedy mi w końcu
opowiesz – poczułam jak Lottie w ciszy
spogląda na mnie krytycznie.
-
Co mam ci powiedzieć? – Zdumiona, odwróciłam się do niej.
-
To, że Niall cię zapytał. – Zamieszała grubą słomką w swoim koktajlu mlecznym.
Sceptycznie uniosłam brew. Niall? Zastanawiające.
-
On mnie nie zapytał – mruknęłam marszcząc brwi.
-
Daj spokój Lisi, Liny nie ma. Możesz powiedzieć mi prawdę. – Popijając swój
trunek przez słomkę wykonała ten dziwny dźwięk siorbania.
-
Ale on naprawdę mnie nie zapytał, jak się o tym dowiedziałaś? – Nie potrafiłam
tego pojąć.
-
Wtajemniczony informator. – Wyjaśniła i zaczęła gryźć słomkę.
-
Ale … - W tym momencie podeszła do nas Lina i zamilkłam. Ona też tak myślała?
Że to Niall mnie zaprosił? To były absolutne bzdury. My wczoraj tylko ćwiczyliśmy…
Przez chwilę.
-
Ale to nie prawda, wczoraj byłam… - Zostało mi przerwane.
-
Hej, mogę się do was dosiąść? – Louis stanął obok mnie, utkwiłam wzrok w blacie
stołu.
-
Nauczyciele siedzą w oddzielnej stołówce – powiedziała Lottie, słyszałam jak
się uśmiecha.
-
Tak, ale tam wszyscy palą. – Było coś śmiesznego w jego zdaniu. Coś…
dziecięcego.
-
Palący nauczyciele są sexy – roześmiała się jego siostra zacisnęłam usta, żeby
nie zaśmiać się razem z nią. On był sexy nawet nie paląc.
-
Sportowiec – skomentowała Lina – Jasne siadaj.
Och,
nie. Jak mogłabym teraz elegancko jeść?
-
Więc Lisi, gdzie skończyłyśmy? Jeszcze nie dokończyłaś swojego zdania –
powiedziała zachęcająco Lottie, czułam wzrok na sobie. Cały stół spoglądał na
mnie.
-
Nieważne, skończyłam – wyjaśniłam wstając. Gdy odnosiłam moją tacę pomyślałam -
coś tutaj poszło nie tak.
-
Chętnie zabiorę cie do domu – usłyszałam głos za mną, kiedy opuściłam budynek
szkoły.
Nie
odwracając się dopadłam stojak na rowery. – Nie, dziękuje.
-
Pada deszcz El, daj spokój. – Jego głos był bliżej i nagle mój puls
przyśpieszył. – Właściwie to ja powinienem
być zły – dodał cicho.
-
Ty? – Odwróciłam się ze zdziwieniem robiąc szybki krok do tyłu, gdy stanął
przede mną.
-
Tak, ja. W końcu wybierasz się na bal z Niallem.
On
brzmi zazdrośnie? Podobało mi się to. Jakoś.
-
Nie powiedziałeś, że chcesz iść ze mną – powiedziałam prowokująco zakładając
ramiona na piersi.
-Ale
jeszcze mam… nie zauważyłaś? – Zdesperowany przeczesał palcami włosy.
-
Nie. – odwróciłam się chwytając rower.
Westchnął.
– No cóż… to nie – mruknął, byłam zaskoczona. Tak szybko zrezygnował? – W takim
razie zapytam panią Hunter.
Cholera,
teraz mnie ma. Pani Hunter jest nowa. Wysoka brunetka, stażystka i przede
wszystkim piękna.
Powoli
się odwróciłam. – Kto o tym opowiadał, że Niall mnie zapytał, co? – spojrzałam
na niego wyczekująco, aż oderwał wzrok od swoich butów i również na mnie
spojrzał.
Wzruszył
ramionami – Lina.
-
I jak to udowodniła? – dopytałam się. Ponownie wzruszył ramionami, a ja
pokręciłam głową. – Louis, Niall chciał zapytać Linę czy pójdą razem na bal. On
po prostu ze mną ćwiczył, bo nigdy wcześniej tego nie robił. – Zrobiłam pauzę. –
Więc co teraz?
Jego
twarz rozjaśniła się. Zawstydzony przygryzł wargę i pokręcił głową. – Debiutant
– uśmiechnął się.
Nie
mówiąc nic więcej wyciągnęłam rower i otarłam rękawem krople wody z siodełka.
-
El właściwie chciałem o czymś jeszcze z tobą pomówić – powiedział potem.
Zmieszana przepchnęłam mój rower obok niego i pobiegłam w stronę szkolnej
bramy. Jego ogromne kroki sprawiły, że szybko pojawił się obok mnie, spuściłam wzrok.
Właściwie to nadal powinnam być zła. Ale to nie było możliwe, nie u mnie.
Sprawiał, że mój gniew mimo wszystko topniał. – Chodzi o Nialla. I wypadek.
Obrzydliwa
gula pojawiła się w moim gardle.
-
Po prostu chce żebyś mi uwierzyła.
-
W co? W to, że niby naprawdę nic nie zrobiłeś? – zapytałam zła. Mój nastój
natychmiast zmienił kierunek, jak huśtawka.
-
Mówię ci o tym cały czas. Nigdy nie chciałem, by stało mu się coś takiego. Harry,
nawet twój brat się odwrócił ode mnie. Naprawdę myślisz, że tego chciałem? Że
planowałem to? Jak seryjny morderca. Ale nim nie jestem.
Zatrzymałam
się na chwilę. – Louis, nigdy nie myślałam, że jesteś seryjnym mordercą –
mruknęłam delikatnie spoglądając na niego. Wyszliśmy już ze szkolnego podwórka.
-
Tak to wygląda. Ja po prostu nie rozumiem twojej nienawiści – dotarliśmy do
jego samochodu.
-
Nie nienawidzę cię. Jestem rozczarowana i zdezorientowana. I zła, Ale nie nienawidzę
cię – wyjaśniłam zawzięcie żując moją wargę.
-
Mam coś teraz udowodnić czy co? El nie żyjemy w jakimś twoim różowym śnie. Stało
się to co się stało i to jest straszne, ale nie mogę nic z tym zrobić. Co mam
zrobić żeby cię przekonać? Myślałem, że się znamy. Powinnaś wiedzieć, że nigdy nie
byłym w stanie tego zrobić.
Przełknęłam
ślinę. – Louis mieliśmy nowy początek. Nie znam cię tak dobrze. Zmieniło się
wiele rzeczy.
-
Powtarzasz się – syknął wyraźnie zirytowany i rzucił torbę do bagażnika.
-
To jest po prostu prawda.
-
Prawda. – Strona się odwróciła. Teraz to właśnie on był na mnie zły.
-
Gdybyś tylko choć raz stanęła w prawdzie. Gdybyś choć raz potrafiła powiedzieć,
że mnie kochasz.
Cisza.
Moje oczy stawały się lekko wilgotne im dłużej na niego patrzyłam. Kiedy nie
odpowiedziałam kiwnął do siebie. – Myślałem że tak. – Następnie obszedł
samochód wsiadł, a po dziesięciu sekundach zniknął z pola widzenia.
Dlaczego ona mu tego nie powiedziała ?! :') cri :(
OdpowiedzUsuńPisaj szybko nexta:))
Ojj :( Niech mu powie, że go kocha! Wszyscy to wiemy :D
OdpowiedzUsuńnexxt. :) Powodzenia z nauką. Sama mam pełno roboty, a siedzę tu i czytam ff xD