sobota, 13 lutego 2016

Rozdział 30

LISI
- Jest tam kto? – zapytałam odwracając się do drzwi i wpatrując w klamkę.
- Może to wiatr? – Niall wskazał na otwarte okno i znów spojrzał na mnie. Wzruszając otworzyłam drzwi i wyjrzałam na zewnątrz. Nic. Długi korytarz szpitala był pusty.
-Nikogo tu nie ma – powiedziałam chwilę po nim.
- Na zewnątrz jest naprawdę wietrznie – stwierdził – albo pielęgniarka zamknęła drzwi.
- Być może – wymamrotałam popychając krzesło – Niall? Idę teraz do domu, mama czeka. – Uśmiechnęłam się do niego zakładając na ramię torbę. – Zapytam Linę może jutro wpadnie.
- Dziękuję za wizytę. – Uśmiechnął się kładąc z powrotem na poduszce. – Zobaczymy się jutro, chciałbym też zadzwonić do brata.
- Okej, na razie. – Machając na pożegnanie, wyszłam z pokoju.
LOUIS
Przerzuciłem sobie ręcznik przez ramię i ogromnym łykiem opróżniłem butelkę. Po wyczerpującym dniu potrzebowałam treningu. Po raz ostatni uklęknąłem na podłodze, wspierając się na rękach unosiłem swoje ciało w górę i w dół. Po prawie siedemdziesięciu pompkach zaczerpnąłem powietrza. Wyczerpany usiadłem na łóżku i odchyliłem się do tyłu. Byłem po treningu. Wcześniej było mi łatwiej zmęczyć się.
Telefon zadzwonił nagle i głośno, zmęczony zwlokłem się z łóżka. Kiedy go znalazłem nacisnąłem bez spoglądania na to kto dzwoni.
- Halo? Tutaj Tomlinson.
- Cześć, to ja. – Zabrzmiał kobiecy głos, ale nie mogłem go przyporządkować.
- Tak świetnie, to też ja – mruknąłem i przebiegłem przez mieszkanie.
- Louis, tu twoja mama. – Widziałem oczyma wyobraźni jak uśmiechała się gdzieś rozbawiona.
- Och, hej – powiedziałem głośniej. – Jest jakiś specjalny powód dla którego dzwonisz?
- Tak, chciałabym zaprosić cię na obiad. Za godzinę.
- Dzięki, mamo. Będę tam. – Zaśmiałem się do telefonu i rzuciłem pogardliwym spojrzeniem na nieotwarte pudełko pizzy. Ciche pohukiwanie oznaczało, że po drugiej stronie odłożono słuchawkę, odłożyłem telefon idąc z powrotem do sypialni. W dobrym nastroju wyciągnąłem z szafy świeże ubranie i udałem się do łazienki.
Nie trwało to długo, gdy prowadziłem samochód. Po dziesięciu minutach dotarłem na podjazd mojego starego domu i wyłączyłem silnik. Na zewnątrz słyszałem już głosy mojej rodziny, więc podszedłem do drzwi. Musiałem kilkakrotnie dzwonić aż otworzyły się. Przede mną stała Lina, która uśmiechnęła się.
- Cześć Louis, czekamy na ciebie. – Wciąż się uśmiechając wskazała na stół, który widziałem przez otwarte drzwi. – Czy może mam powiedzieć teraz panie Tomlinson?
Lekko zmrużyłem oczy. – Cześć Lina – chichocząc, wszedłem na korytarz i zdjąłem kurtkę. Zapach Lasagne dotarł do moich nozdrzy i kopnąłem moje trampki w kąt. – Gdzie reszta? – zapytałem Linę.
- Twoja mama jest w kuchni, bliźniaczki na urodzinach, a Lottie rozmawia przez telefon z Harrym. Bal jest w temacie. – Przez chwilę oczekiwała odpowiedzi a później zakładając ramiona na piersi i przeszła obok mnie do jadalni.
- Taniec amatorów? – Dokuczyłem lekko siadając na krześle.
- Wręcz przeciwnie, ale nie chciałabym zjawić się sama. – Wzruszyła ramionami – A bal jest w przyszłym tygodniu, nie sądzę, żeby ktokolwiek mi towarzyszył.
- Och, Lina nie bądź taka pesymistyczna. – Poczułem jak moje policzki robią się gorące, gdy o czymś pomyślałem. Jednak moja ciekawość była większa niż rozum. – Czy El ma już towarzysza?
Usta Liny drgnęły z rozbawienia do góry. – Wiedziałam, że chcesz ją zapytać. Jednak ona idzie już z Niallem.
- Niallem? – Otworzyłem szeroko buzię. Wczoraj byliśmy tak blisko, dzisiaj w sali sportowej… Czy to dlatego, że Niall został pobity? Dlatego, że ona teraz myśli, że to moja wina? Ale ja nikogo o to nie prosiłem, a ona mi nie wierzy. Może naprawdę nie mam już więcej żadnej szansy.
- Tak, ja…
Drzwi otworzyły się a do środka weszła Lottie i mama. – Cześć wam oboju. – Uśmiechnięte usiadły przy stole. Lina posłała w moją stronę krótkie skruszone spojrzenie.
LISI
Głośny bębniący deszcz przywitał mnie, kiedy w jeszcze półśnie wyszłam za drzwi. Znów byłam ostatnia w drodze do szkoły i tym razem nie było Ryana, który by mi pomógł. Wyciągnęłam mój rower z garażu i przetarłam rękawem siedzenie, bo już pierwsze krople deszczu na niego spadły.
Moje blond włosy kleiły się do mojej twarzy i musiałam nieustanie odsuwać je na bok, gdy wiatr targał je w tę i z powrotem. Chciałabym żeby znów były wakacje.
Moją jedyną pozytywną myślą dzisiaj było: żadnego sportu. Na szczęście mamy tylko dwa razy w tygodniu w-f. A i tak muszę myśleć o moim głównym problemie. Louisie. Jak on może ciągle przesiadywać w mojej głowie.
Opony zapiszczały na brukowanym dziedzińcu, kiedy zatrzymałam rower. Niebo zmieniło kolor na ciemniejszy, jakby dokoła miały pojawić się duchy w zadymionym mokrym powietrzu. Nadchodziła burza. A Elisabeth Styles wzięła rower, świetnie.
Większość uczniów biegała jeszcze przez po korytarzu, a ja udałam się do ogromnej biblioteki. Musimy wypożyczyć Makbeta Szekspira na angielski.
Cisza rozciągła się tak jak guma do życia, kiedy przechodziłam przez bibliotekę. Przy większości stołów, pracowali uczniowie, którzy mieli wciśnięte nosy w strony książek.
Dotykałam palcem grzbietów książki, gdy wzrokiem przeszukiwałam tytuły. Książki ułożone stosami były kilka razy wyższe, zdecydowanie górowała nade mną ostatnia półka. Naprzeciw mnie stała książka z połyskującym tytułem; dokładnie na wysokości moich oczu. Wyciągnęłam ją uważnie. Wydawało się, że nikt nigdy jej nie sprawdzał. Ze stron pył spadał po cichu na podłogę. Luna i Jared. Wyzwanie miłości było na okładce. Dodali jedynie zarys głowy dziewczyny, która została pokazana w profilu. Czarno na białym. Odwróciłam książkę i uważnie wytarłam kurz, aby móc coś przeczytać.
Jared. Zostałam uratowana, mój brat zabity. Uciekając od mojej nienawiści. W poszukiwaniu miłości.
- Potrzebujesz pomocy? – nagle stanęła obok mnie bibliotekarka.
- Tak, nie mogę znaleźć Makbeta – powiedziałam szybko i cofnęłam się o krok.
- Tutaj możesz długo szukać. Są tu przechowywane książki, które są tylko przez chwilę.  W większości przypadków to nawet oryginalny rękopis. Nie wypożyczam ich.
- Oh tak – kiwając głową, utrzymałam dystans do tych książek. Trzymałam tą jedną mocno, chowając za plecami.
- Położę ją dla ciebie na stole. Książeczka ma również dodatkowo kurs. – Skinęła na mnie, a później odwróciła. Kiedy to opuściła korytarz odetchnęłam z ulgą. Jestem pewna, że nikt nie widział jak kładę książkę do torby, a także opuszczam obszar biblioteki.

Lottie i ja siedziałyśmy jak zwykle na naszych miejscach w stołówce czekając na Linę. Potrzeba mi dziś dodatkowego czasu, żeby przeczytać. – Zastanawiam się, kiedy mi w końcu  opowiesz – poczułam jak Lottie w ciszy spogląda na mnie krytycznie.
- Co mam ci powiedzieć? – Zdumiona, odwróciłam się do niej.
- To, że Niall cię zapytał. – Zamieszała grubą słomką w swoim koktajlu mlecznym. Sceptycznie uniosłam brew. Niall? Zastanawiające.
- On mnie nie zapytał – mruknęłam marszcząc brwi.
- Daj spokój Lisi, Liny nie ma. Możesz powiedzieć mi prawdę. – Popijając swój trunek przez słomkę wykonała ten dziwny dźwięk siorbania.
- Ale on naprawdę mnie nie zapytał, jak się o tym dowiedziałaś? – Nie potrafiłam tego pojąć.
- Wtajemniczony informator. – Wyjaśniła i zaczęła gryźć słomkę.
- Ale … - W tym momencie podeszła do nas Lina i zamilkłam. Ona też tak myślała? Że to Niall mnie zaprosił? To były absolutne bzdury. My wczoraj tylko ćwiczyliśmy… Przez chwilę.
- Ale to nie prawda, wczoraj byłam… - Zostało mi przerwane.
- Hej, mogę się do was dosiąść? – Louis stanął obok mnie, utkwiłam wzrok w blacie stołu.
- Nauczyciele siedzą w oddzielnej stołówce – powiedziała Lottie, słyszałam jak się uśmiecha.
- Tak, ale tam wszyscy palą. – Było coś śmiesznego w jego zdaniu. Coś… dziecięcego.
- Palący nauczyciele są sexy – roześmiała się jego siostra zacisnęłam usta, żeby nie zaśmiać się razem z nią. On był sexy nawet nie paląc.
- Sportowiec – skomentowała Lina – Jasne siadaj.
Och, nie. Jak mogłabym teraz elegancko jeść?
- Więc Lisi, gdzie skończyłyśmy? Jeszcze nie dokończyłaś swojego zdania – powiedziała zachęcająco Lottie, czułam wzrok na sobie. Cały stół spoglądał na mnie.
- Nieważne, skończyłam – wyjaśniłam wstając. Gdy odnosiłam moją tacę pomyślałam - coś tutaj poszło nie tak.
- Chętnie zabiorę cie do domu – usłyszałam głos za mną, kiedy opuściłam budynek szkoły.
Nie odwracając się dopadłam stojak na rowery. – Nie, dziękuje.
- Pada deszcz El, daj spokój. – Jego głos był bliżej i nagle mój puls przyśpieszył. – Właściwie to ja powinienem być zły – dodał cicho.
- Ty? – Odwróciłam się ze zdziwieniem robiąc szybki krok do tyłu, gdy stanął przede mną.
- Tak, ja. W końcu wybierasz się na bal z Niallem.
On brzmi zazdrośnie? Podobało mi się to. Jakoś.
- Nie powiedziałeś, że chcesz iść ze mną – powiedziałam prowokująco zakładając ramiona na piersi.
-Ale jeszcze mam… nie zauważyłaś? – Zdesperowany przeczesał palcami włosy.
- Nie. – odwróciłam się chwytając rower.
Westchnął. – No cóż… to nie – mruknął, byłam zaskoczona. Tak szybko zrezygnował? – W takim razie zapytam panią Hunter.
Cholera, teraz mnie ma. Pani Hunter jest nowa. Wysoka brunetka, stażystka i przede wszystkim piękna.
Powoli się odwróciłam. – Kto o tym opowiadał, że Niall mnie zapytał, co? – spojrzałam na niego wyczekująco, aż oderwał wzrok od swoich butów i również na mnie spojrzał.
Wzruszył ramionami – Lina.
- I jak to udowodniła? – dopytałam się. Ponownie wzruszył ramionami, a ja pokręciłam głową. – Louis, Niall chciał zapytać Linę czy pójdą razem na bal. On po prostu ze mną ćwiczył, bo nigdy wcześniej tego nie robił. – Zrobiłam pauzę. – Więc co teraz?
Jego twarz rozjaśniła się. Zawstydzony przygryzł wargę i pokręcił głową. – Debiutant – uśmiechnął się.
Nie mówiąc nic więcej wyciągnęłam rower i otarłam rękawem krople wody z siodełka.
- El właściwie chciałem o czymś jeszcze z tobą pomówić – powiedział potem. Zmieszana przepchnęłam mój rower obok niego i pobiegłam w stronę szkolnej bramy. Jego ogromne kroki sprawiły, że szybko pojawił się obok mnie, spuściłam wzrok. Właściwie to nadal powinnam być zła. Ale to nie było możliwe, nie u mnie. Sprawiał, że mój gniew mimo wszystko topniał. – Chodzi o Nialla. I wypadek.
Obrzydliwa gula pojawiła się w moim gardle.
- Po prostu chce żebyś mi uwierzyła.
- W co? W to, że niby naprawdę nic nie zrobiłeś? – zapytałam zła. Mój nastój natychmiast zmienił kierunek, jak huśtawka.
- Mówię ci o tym cały czas. Nigdy nie chciałem, by stało mu się coś takiego. Harry, nawet twój brat się odwrócił ode mnie. Naprawdę myślisz, że tego chciałem? Że planowałem to? Jak seryjny morderca. Ale nim nie jestem.
Zatrzymałam się na chwilę. – Louis, nigdy nie myślałam, że jesteś seryjnym mordercą – mruknęłam delikatnie spoglądając na niego. Wyszliśmy już ze szkolnego podwórka.
- Tak to wygląda. Ja po prostu nie rozumiem twojej nienawiści – dotarliśmy do jego samochodu.
- Nie nienawidzę cię. Jestem rozczarowana i zdezorientowana. I zła, Ale nie nienawidzę cię – wyjaśniłam zawzięcie żując moją wargę.
- Mam coś teraz udowodnić czy co? El nie żyjemy w jakimś twoim różowym śnie. Stało się to co się stało i to jest straszne, ale nie mogę nic z tym zrobić. Co mam zrobić żeby cię przekonać? Myślałem, że się znamy. Powinnaś wiedzieć, że nigdy nie byłym w stanie tego zrobić.
Przełknęłam ślinę. – Louis mieliśmy nowy początek. Nie znam cię tak dobrze. Zmieniło się wiele rzeczy.
- Powtarzasz się – syknął wyraźnie zirytowany i rzucił torbę do bagażnika.
- To jest po prostu prawda.
- Prawda. – Strona się odwróciła. Teraz to właśnie on był na mnie zły.
- Gdybyś tylko choć raz stanęła w prawdzie. Gdybyś choć raz potrafiła powiedzieć, że mnie kochasz.

Cisza. Moje oczy stawały się lekko wilgotne im dłużej na niego patrzyłam. Kiedy nie odpowiedziałam kiwnął do siebie. – Myślałem że tak. – Następnie obszedł samochód wsiadł, a po dziesięciu sekundach zniknął z pola widzenia.

2 komentarze:

  1. Dlaczego ona mu tego nie powiedziała ?! :') cri :(
    Pisaj szybko nexta:))

    OdpowiedzUsuń
  2. Ojj :( Niech mu powie, że go kocha! Wszyscy to wiemy :D
    nexxt. :) Powodzenia z nauką. Sama mam pełno roboty, a siedzę tu i czytam ff xD

    OdpowiedzUsuń