sobota, 15 sierpnia 2015

Rozdział 27

Odwróciłam się powoli i z uśmiechem na ustach wyszła z pokoju. Że też Louis wybrał akurat ten obraz. Kreatywne myślenie potrzebowało zainteresowania.
Jolie dyskutowała właśnie ze swoją przyrodnią mamą; to była blond włosa kobieta,  która przywitała nas na początku. Eleanor była jej wierną kopią. Przechyliłam kieliszek szampana do połowy między palcami. Louis męczył mnie w mojej głowie. Jak często mogę na niego łatwo wpadać?  
- Hej, Elis, ochota na deser? – Oczy Jolie błyszczały entuzjastycznie.
- Chętnie. – Usiadłam obok niej przy innym stoliku i wpatrywałam się w małą miskę przede mną.
- Nie mam pojęcia co to, ale smakuje dobrze – skomentowała i włożyła sobie pełną łyżkę do ust.
Zamyślona mieszałam w różowym musie, do nosa doleciał zapach owoców leśnych i wanilii.
-  Ach myszko, co tym razem zrobił twój książę? – Skończyła pochłaniać swój deser i odłożyła łyżkę.
Bezradnie wzruszyłam ramionami. – Po prostu doprowadza mnie do szaleństwa – wyjaśniłam opierając twarz na dłoni.
- Nie możesz sobie poradzić, prawda? – Zrobiła współczującą minę.
- Co?
- Aby się go pozbyć.
Zasmucona potrząsnęłam głową. – Jestem po prostu zmieszana. Gdybym miała szanse, gdyby on wcześniej pocałował mnie w windzie. Albo gdyby zaprosił mnie na prawdziwą randkę, a nie jako towarzyszkę – wyliczałam wciąż mieszając łyżeczką w różowej śmietanie.
- Robisz to dla niego, ale to też nie jest łatwe, słodka. – Pocieszającą uśmiechnęła się do mnie. – A czy on potwierdziłby gdyby to była randka. Myślę, że on jest tak samo zmieszany jak ty.
- Nie. To po prostu nie ma dla niego znaczenia. – Gorzko zaśmiałam się i westchnęłam głęboko.
- Ellie, widzę jak on na ciebie patrzy. Po za tym, gdy do was przyszłam jego wzrok chciał mnie prawie zabić. – Uśmiechnęła się krzywo. – Wiesz co? Mam plan.
- Ah tak? – nie uważnie machnęłam ręką, która uderzając o szkiełko wydało z siebie ciche pling.
- Tak. Jeżeli on doprowadza cię do szału, to… - ze zmrużonymi oczami przygryzła wargę, jakby chciała zaflirtować z kimś.  - To musisz jego doprowadzić do szału.
Stłumiłam śmiech, gdy widziałam co robi. Musiałam być poważna. – Jolie ja tak nie umiem. Nie potrafię być sexy, gorąca, albo… albo cokolwiek co może doprowadzi go do szału.
- Bądź sobą, myślę, że to już powoli kręci mu w głowie.
- Totalnie. – Nie przekonana oparłam się. Klawiszowa muzyka zamieniła się w latynoamerykańskie piosenki.
- No dalej. – Jej palec szturchnął mnie w ramie, co skłoniło mnie do odwrócenia głowy w stronę galerii.
- Jesteś pewna?
- Na sto procent, więc zmiataj już!
Skinęłam głową w jej stronę, wstałam i odwróciłam się, bo mój płaszcz leżał przy innym stole. Jednak młody mężczyzna ubrany w garnitur przechodził obok mnie i przez przypadek wylałam na jego krawat swój szampan. Dlaczego mi się to przytrafia?
- Oh, tak strasznie przepraszam! – Zszokowana spojrzałam na niego przepraszającym wzrokiem, próbując utrzymać mój napój w szkle, jednak on wciąż niespokojnie się poruszał. Jego spojrzenie zatrzymało się na krótko na mokrej marynarce, a później uśmiechając się zerknął na mnie.
- Chciałem pierwszy się odezwać, ale byłaś pierwsza. – Potem wystawił w moją stronę swoją dużą dłoń. – Jestem Grayson. – Grayson? Moje oczy rozszerzyły się i miałam świadomość, że wydawał się nie co znajomy. Grayson Hale. Chłopiec z obozu wakacyjnego. Chłopiec, z którym pewniej nocy, długo się obściskiwałam i zawrócił mi w głowie kompletnie w wieku piętnastu lat. Co za zbieg okoliczności.
- Hanna. – Kłamałam trzeźwo. Niebezpieczeństwo, że mógł mnie rozpoznać było zbyt wielkie. Uśmiechnęłam się delikatnie i przyjrzałam mu się dyskretnie. Miał jeszcze bardziej lodowo niebieskie oczy, a włosy czarne jak u kruka, jak wcześniej.
- Piękne imię, przejdziesz ze mną do salonu? Chciałbym postawić ci kawę. – Ten łobuzerski uśmiech, którym czarował każdą dziewczynę widniał na jego nieskazitelnej twarzy. Powinnam? Moje myśli ulatywały szybko, gdy przyglądałam się mu.
- Właściwie ja jestem… - tu z przyjacielem, chciałam powiedzieć, ale w tym momencie Louis wyszedł z galerii, jego spojrzenie było skierowane w wypolerowaną drewnianą podłogę, aż nie podniósł głowy, a jego oczy skierowały się na mnie.
- Tylko na chwilę. – Grayson położył rękę na moim ramieniu, więc odwróciłam się plecami do Louisa.
Gdy on doprowadza cię do szału, musisz zrobić to samo z nim, na myśl przyszły mi słowa Jolie. Kto wie, czego ona ode mnie żądała? Przy tym to Louis mnie zaprosił, nie mogłam zawsze od niego uciekać.
- Wydajesz się być znajoma Hanna. Wiedzieliśmy się kiedyś wcześniej? – Jego ramie przesunęło się na moją talię i nie miałam siły by go powstrzymywać. Czyli nic się nie zmienił. Bezlitosny gracz.
- Nie, wiedziałabym – powiedziałam spokojnie, gdy weszliśmy do sali. Duży czarne fortepian stał na podeście, ściany błyszczały jasnoniebieskim kolorem. Tutaj też było parę obrazów, ale nie byłam pewna czy należały do wystawy.
- Jedno Cappuccino, proszę. – Uśmiechnął się Grayson do kelnerki, gdy siedzieliśmy na szerokich, białych, skurzanych siedzeniach.
 - To samo. – Skinęłam krótko do mężczyzny i ułożyłam torbę na kolanach.
- Obejrzałaś już obrazy, które cię zainteresowały? Może jakiś kupisz?
- Nie do końca. – Zmusiłam się do lekkiego uśmiechu i położyłam moją prawą nogę na lewą. Moje stopy bolały już od wysokich obcasów. – A Ty masz ulubiony?
- Zdecydowałem kupić wszystkie obrazy tego artysty. Moja mama uwielbia malarstwo. – Odchylił się niedbale do tyłu i przeczesał palcami czarne włosy. Ale jedyną rzeczą o jakiej myślałam był ten bufon.
- Na pewno będziesz zadowolony – mruknęłam i chwyciłam gorącą filiżankę, którą przyniósł kelner i położył przed nami. Szczerze mówiąc to spotkanie dla mnie było głupie. Przestałam słuchać, gdy ponownie zaczął mówić o sobie. Dlaczego tutaj byłam? Żeby zwrócić uwagę Louisa? – Wiesz Grayson… – Miałam świadomość, że przerwałam mu w połowie zdania. – Dziękuję za Cappuccino, ale muszę już iść. – W pośpiechu wstałam i wygładziłam moją sukienkę.
- Szkoda. – Zlizał językiem białą piankę z górnej wargi, która została tam po wypiciu kawy. – Uważam, że to aż prosi się o powtórzenie.
O nie, proszę nie. – Oczywiście, ale teraz muszę iść. – Gwałtownie narzuciłam moją marynarkę na ramiona. – I jeszcze raz przepraszam za szampan. – Nie spoglądając na niego wyszłam z salonu, aż nagle na spotkanie wyszedł Louis.
- Oh, hej El. – Jego oczy spoglądały na mnie ze zdumieniem.
- Cześć Louis. – Mój głos brzmiał trochę za bardzo odciążony, ale naprawdę cieszyłam się, że go widzę.
- Hanna, zaczekaj. – Grayson był już za mną.
- Hanna? – Louis spojrzał na mnie sceptycznie. Spojrzałam na niego wymownie, zanim odwróciłam się do Graysona.
- Co?
- Mogę prosić twój numer? – Z delikatnym chytrym uśmiechem oparł się o ścianę.
- Nie pamiętam – odpowiedziałam szybko. – I nie, nie mam ze sobą telefonu, jeśli chciałeś zapytać. - Odwróciłam się na chwilę do Louisa. – Mam właśnie randkę, jeśli rozumiesz. – Moja ręka chwyciła Louisa i pociągnęłam go delikatnie za sobą. Dopiero na końcu korytarza, w pobliżu schodów i windy zatrzymałam się.
- Randkę, Hanna?
- Zamknij się, jakoś musiałam się go pozbyć. – Przekornie oderwałam wzrok od podłogi i spojrzałam na niego.
- Już okej. – Delikatnie chwycił mnie za drugą rękę i zerknął na mnie. – Nie miałbym nic przeciwko, jeśli nazwać by to randką. Ale obecnie wcale nią nie jest. – Skinęłam i utkwiłam spojrzenie w jego piersi. – Chodź pokaże ci coś – mruknął.
Jego wielkie kroki prowadziły nas do pokoju galerii, z obrazami. – Nauczyłem się interpretować. – Uśmiechnął się puszczając moją rękę. Pod obrazem był napis „Odejść w zapomnienie – nic nie boli bardziej”, przyjrzałam się uważnie Louisowi. – Teraz zobacz to co widać na początku, uśmiechnął się tajemniczo, a ja zrobiłam to, o co prosił.
Na pierwszy rzut oka można uznać, że obraz powtarza się pięć razy. Jak dzieła Andy’ego Walhole’a. Ale farba nie była intensywna to były delikatne pastelowe akwarele. Pierwsza wersja była ostra, przedstawiała parę, która siedziała obok siebie na trawniku.  Głowa dziewczyny spoczywała na ramieniu chłopaka, uśmiech zdobił ich twarze.  Trawnik usłany był kolorowymi kwiatkami, a motyle i ptaki latały w powietrzu. Można było aż posmakować kiczowatej atmosfery. Wyglądało jak migawka, jak pięknie sfotografowane wspomnienie.
Przeszłam kilka kroków dalej do obrazu. Znowu, ptaki, uśmiechy, para. Wszystko tak jak na pierwszym, tylko ostrość zanikała. Wyglądało to tak, jakby patrzyło się na obraz ze łzami w oczach. W obiektywie aparatu wystarczyłaby sekunda, aby ustawić ostrość. Podobnie było w trzeciej, czwartek i piątej wersji. Na każdym ostrość spadała, niewyraźne były kontury sylwetek, pozostały tylko domysły, kto to może być.
Jednak gdy spojrzałam drugi raz, zauważyłam, że coś jeszcze było inaczej. Kolory nie były tak jasne jak na początku. Promienny błękit zamienił się w matowy, szary jakby padał deszcz. Wszystkie jasne światła zanikały, pozostawała jedynie ponura osłona. Chciałam odwrócić się do Louisa, ale w ostatniej chwili zauważyłam, iż na ostatnim malunku czegoś brakuje. Kontury dziewczynki były prawie nie widoczne, jednak były tam. Chłopak zniknął. Po prostu jakby… wysiadł z obrazu. Na jego miejscu pozostały tylko zielone plamy. Nawet już na czwartej wersji zniknęły kwiaty. Na każdej znikał jakiś detal, aż w końcu na ostatnim siedziała sama dziewczyna. I kiedy dokładniej się przyjrzałam zauważyłam wyraz jej twarzy. Niestety radosny uśmiech, który widniał tam niemal od ucha do ucha zniknął. Zastąpił go zrozpaczony ból.
- To jest piękne – wyszeptałam i spojrzałam na Louisa, który przez cały czas mnie obserwował.
- Artysta z Nowej Zelandii ma tutaj tylko dwie swoje prace – powiedział i odwrócił się, by spojrzeć na wielki obraz, który oglądał wcześniej. – Sława i te tutaj. Można w nich znaleźć najwięcej emocji, szczerość, którą przekazał artysta. – Ukrył ręce w kieszeniach i zrobił krok bliżej mnie. – Mam. – Uśmiechnął się przez chwilę i spojrzał za siebie. Potem pochylił się do mnie, tak iż jego usta znalazły się tuż obok mojego ucha. – Kupiłem to dla kogoś. Myślisz, że uszczęśliwię tym tą osobę? – jego ton zmienił się w melodyjny szept.
Zamknęłam na chwilę oczy ignorując dreszcz który wkradł się na moją szyję. Wtedy moje usta drgnęły w uśmiechu. Spojrzałam na niego – Zdecydowanie – nie przestałam się uśmiechać i nie potrafiłam oderwać od niego oczu.
- Cieszę się – mruknął trochę cicho, nie ruszając się z miejsca. Jego głowa wciąż była przy mojej i rosło we mnie pragnienie by go dotknąć.
To musisz jego doprowadzić do szału, głos Jolie brzmiał mi w głowie. …Bądź sobą…
Nerwowo założyłam kosmyk włosów za ucho, który mnie irytował, i przygryzłam wargę. Jednak to nic nie pomogło, cisza między nami wciąż była. Czułam jak robi mi się gorąco.
 Jego dłoń ściągnęła z policzka inne kosmyki, które na nim były. Nie byłam w stanie nic zrobić, miałam wrażenie, że moje myśli zaraz eksplodują, pewnie wpatrywałam się w niego jak jakaś głupia owca.
Telefon Louisa zaczął dzwonić, cicho wibrował w kieszeni jego spodni. Jednak oczy nie oderwały się nawet na chwilę, wpatrywały się w moją twarz intensywnie.
Idiota, zaraz mnie pocałuje krzyczała moja podświadomość. Fala gorąca po raz drugi przeszła przez moje ciało, a ja złapałam się na tym, że patrzyłam na jego usta.
Delikatnie przysunął moją twarz do swojej, lecz i tak lekko musiałam stanąć na palcach. Dzwoniący znów zaczął się dobijać do Louisa. I szczerze mówiąc było to denerwujące.
- Odbierz, może do coś ważnego – westchnęłam cofając się o krok. Z taką samą szybkością nasza bliskość ulotniła się. Nienawidziłam teraz tego kogoś kto dzwonił.
Głębokie westchnienie uciekło z jego ust, gdy wyciągał telefon z kieszeni – Tomlinson – zameldował zdenerwowany, a jego wzrok powędrował do obrazów – Oh, cześć Harry. Co jest takie pilne?
Zawstydzona dotknęłam mojego policzka, gdzie jeszcze chwile wcześniej leżała jego dłoń. Z całą pewnością przypominałam już dorodną wiśnię.
- El jest ze mną, dlaczego? […] Wspomniała, że nie ma ze sobą telefonu. – To się nie zgadzało, miałam go po prostu wyłączonego. Rzucił mi krótkie spojrzenie, jednak nie można było wyciągnąć z niego żadnych informacji. – Coś się stało z Niallem? – Louis kołysał się z jednej nogi na drugą.
Niall? Coś się stało?
- Jak? Harry to, […] Harry proszę pozwól mi skończyć, ja – […] Okej, będziemy tak szybko jak to możliwe, proszę uspokój się. […] Tak, do zobaczenia – a potem się rozłączył.
- Louis? – panicznie ujęłam jego rękę i spojrzałam w jego twarz. – Co się stało? O czym mówił Harry?
Powieki jego oczu przymknęły się na chwilę, jego wolna ręka przetarła zmarszczone, zamartwione czoło – Niall został pobity, El. Przez moich przyjaciół. Musieli być pijani, ja…
- Gdzie on jest? Co z nim? – przerwałam mu.
- W szpitalu. Jego stan jest naprawdę zły. – Zszokowana patrzyłam na niego, łzy zaczęły gromadzić się w kącikach oczu. – Tak mi przykro, El… - Jego dłoń spoczęła na moim ramieniu, ale ja musiałam się ruszyć. Musiałam iść, teraz, natychmiast. – Tak mi przykro – powtórzył, słyszałam jego ciężkie kroki, gdy podążał za mną do windy. 

1 komentarz:

  1. Wow, ale zalumilam..
    Wiec! Rozdzial swietny jak zawsze. ;)
    Prawie sie pocalowali, ale no wlasnie ALE!
    LOUIS jakim ty jestes idiota.. to, az szkoda gadac.
    Biedny Niall, pobili go. :(
    Lou, nie wybacze ci tego! To twoja wina! Ugh..
    Czekam nn.
    @andrejjj99

    OdpowiedzUsuń