sobota, 8 sierpnia 2015

Rozdział 26

W pół do piątej. A ja wciąż miałam na sobie płaszcz kąpielowy, który ubrałam po kąpieli. Bezczynnie wpatrywałam się w światło nade mną następnie na narzutę.
Powinnam dać Louisowi kosza i zamknąć mu drzwi przed nosem? A potem żałować, bo powinnam mu dać szansę? Kto wie, co dzisiaj się stanie? Może będzie mega romantycznie. On i ja, razem na gali. Z wieloma innymi ludźmi… Okej, wybij sobie z głowy te romantyczne numery.
Zniechęcona trzymałam przed nosem łososiową sukienkę, którą moja mama przywiozła mi z Bristolu.
- To jest eleganckie, masz dziś randkę?
Zszokowana odwróciłam się, przy czym mój turban z ręcznika rozpadł się i materiał spadł na ziemię. Ryan opierał się o ramę drzwi, ręce miał w kieszeniach, a na ustach mały uśmiech.
- Nie. Tylko niewielkie spotkanie – mruknęłam owijając się szczelnej płaszczem. W głębi duszy miałam nadzieje, że nie zauważył mojej bielizny na końcu łóżka.
- Na niewielkie spotkanie chcesz się tak odstawić? – przeszedł za mnie i usiadł na łóżku. Wyczekująco spoglądał mi w oczy.
- Co? – zmieszana spojrzałam gdzieś w bok.
- Przebierz się w łazience, potem powiem ci, co powinnaś zrobić. – Sceptycznie uniosłam do góry brwi. – No dalej. – Zrobił pośpieszny ruch głową w stronę drzwi – Wiem, co może przekonać faceta, w końcu jestem jednym z nich. – Klasnął uśmiechnięty w dłonie, kiedy chwyciłam w dłonie mój biustonosz i resztę rzeczy z podłogi znikając w łazience, by się ubrać.
- Załóż to. – Ryan podawał mi już czwarty łańcuszek z mojego pudełka na biżuterię. Zamyślony przyglądał się mi. – Tak, ten pasuje dobrze. Teraz potrzebujemy butów – jego głowa zniknęła w mojej szafie z sukienkami. Niechętnie spojrzałam na siebie w lustrze. Wyglądałam, jakbym miała bardzo ważne spotkanie. Za szykownie.
- Wyglądam głupio – rzekłam bez namysłu i spojrzałam błagająco na Ryana.
- Nie, nic nie rób, ubierz je. – Wcisnął mi do ręki moje wysokie czarne szpilki. On nie powiedział tego na poważnie, prawda?
- Ryan! Wyglądam, jakby to był najpiękniejszy dzień w moim życiu! Szkolny bal albo… - demonstracyjnie położyłam buty na podłodze.
-Więc zostawiamy to w spokoju? – Niewinnie spojrzał na mnie wielkimi oczami.
- Masz mnie, ale nie chce wyglądać właśnie tak, jakbym stroiła się dla niego… - Ze spuszczoną głową usiadłam na łóżku – Wtedy od razu na czole mogę napisać sobie kocham cię.
- Więc to randka. -  Uśmiechnął się krótko, a potem uklęknął przede mną. – No kopciuszku, mogę? – Chwycił but. Wywracając oczami wyciągnęłam nogę.
- To się nie nazwa randka. – Moje spojrzenie spoczęło na jego dużych pięknych dłoniach, które ostrożnie zakładały mi buty. – To jest gala, a ja jestem osobą towarzyszącą.
- Oh, dlatego wyglądasz dość…
- Odświętnie, wiem – odpowiedziałam szybko i wstałam. Tak, sukienka była naprawdę piękna. I buty tak samo. Ale Louis na pewno znów zinterpretuje to źle.
- Nie, chciałem powiedzieć doskonale, a teraz hop, zadzwonił. – Delikatnie popchnął mnie za ramię do drzwi.
-Mam to zrobić?– Zdawało się, że nogi przyrosły mi do ziemi, zerkałam nerwowo przez poręcz.
- Tak, teraz chodź ze mną. Nie sądzę, że twój towarzysz, chce mnie zabrać. – Chwycił moją rękę i musiałam zrobić jeden krok przed siebie, aby nie skręcić sobie nogi na wysokich obcasach.
Moje palce zgniatały pasek mojej torebki. Na chwile zamknęłam oczy, chciałam właśnie otworzyć drzwi, ale odwróciłam się jeszcze do Ryana. – Dziękuje ogromnie. – Uśmiechnęłam się krótko i zostawiłam go.  – Dziękowanie, jako twoja siostra - podoba mi się – Teraz on uśmiechnął się, a potem skinął głową.
- Mi również.
Otworzyłam drzwi i spojrzałam prosto w twarz Louisa. Uśmiechnął się do mnie krzywo i przeczesał palcami swoje włosy. I już wyprowadza z równowagi, panienko Styles.
- Hej – odetchnęłam i spojrzałam na jego auto. Powinnam go przytulić? Uścisnąć jego dłoń? Co zrobić w tej skomplikowanej sytuacji?
- Cześć Louis. – Usłyszałam wesoły głos Ryana za mną, a Louis skinął w jego stronę. Potem skierował wzrok znów na mnie.
- Cześć El, cieszę się, że idziesz – Chwycił oczywiście moją rękę, pociągnął powoli kilka kroków w dół. Bez słowa, pozwoliłam mu się doprowadzić do auta i wsiadłam po cichu. Ta cisza przewracała mi w głowie.
- Wyglądasz przepięknie. – Spojrzał na mnie krótko z boku zanim odpalił silnik. Rumieniec wylał się na mojej twarzy i zakłopotana chwyciłam mocniej moją torbę. Dlaczego nastrój między nami nagle był tak napięty? W przeciwnym razie powiedziałabym, co myślę. Co rozważałam zrobić bez zastanowienia wcześniej.
Poruszył pokrętłami od wieży stero i zabrzmiały dźwięki  U make me wanna. Czy on mi się podlizuje? Spojrzałam na niego i zobaczyłam jak jego usta drgnęły. Chichocząc pokręciłam głową. Pomyleniec.
- Z jakiej okazji ta gala? – zapytałam ciekawa i zmieniłam piosenkę.
- Nie mam pojęcia. – Pochylił się w moją stronę, gdy skręcił na główną ulicę i otworzył schowek. Między palcami trzymał kartkę, którą położył na moich kolanach – Jeszcze tego nie przeczytałem.
Marszcząc brwi rozłożyłam zaproszenie i przeczytałam je sobie.
- Louis, mieliśmy tam być dwie godziny temu.
- To dobrze, ominęliśmy strasznie nudne przemówienie. – Wzruszył krótko ramionami, a ja odłożyłam list na bok.
- To gala sztuki. Co masz wspólnego z artystami?
- Ja właściwie nic. Mój trener został zaproszony, ale nie zainteresowany. I pomyślałem, że to coś dla ciebie. – Znów wzruszył ramionami. – Po za tym, jest tam bezpłatny bufet. – Zwrócił się do mnie z uśmiechem na twarzy. Jego oczy iskrzyły się razem z bezgłośnym śmiechem tak, że pojawiły się małe półksiężyce.
Zaparkował swoje Volvo przed jednym z nowoczesnych hoteli, a ja odpięłam się szybko, więc mogłam wysiąść z samochodu.
Bez obracania się na niego, weszłam do lobby. Przywitała mnie cicha, fortepianowa muzyka, stukot moich szpilek był wzmocniony przez kremową marmurową podłogę.
Nagle duża dłoń zacisnęła się wokół mojej i odwróciła. Louis wziął mnie do recepcji; ze spodni wyciągnął zaproszenie.
- Szóste piętro, Różana sala, tuż obok sali fortepianowej .– Bez spoglądania na nas, portier zapisał coś na swojej podkładce.
Louis nie puszczając mojej dłoni skierował się do windy.
Nie.
 Winda.
O Boże.
Moje serce przyśpieszyło, przełknęłam ślinę. – Pójdę schodami, Louis. – Wyrwałam szybko moją dłoń z jego i odeszłam od windy.
- Na szóste piętro? – Jego wzrok spoczął na mnie. – W tych butach?
- Dlaczego nie? - Właściwie zachowywałam się jak idiotka. To była tyko  winda  w ciągu dziesięciu sekund będzie musiała się zatrzymać. Nic wielkiego. To głupie z mojej strony.
- No chodź, nie pocałuje cię. – Rozbawiony stanął w niewielkim pomieszczeniu. Cholera, przejrzał mnie. Teraz to był naprawdę głupie.
Ze spuszczonym wzrokiem weszłam i oparłam się o ścianę małego pomieszczenia, wpatrywałam się w swoje buty. Zauważyłam, że cicha klasyczna muzyka oddalała się, a ja ponownie pogrążyłam się w myślach.

Co… jest między nami? Kładę swój podbródek na jego piersi, moje ciało oparło się o jego. Wyciągam moją dłoń by wziąć jego brązowe włosy pomiędzy moje palce.
 - Hm – łobuzerski uśmiech rozświetlił jego twarz. Przez chwilę zdawał się być zamyślony, potem spojrzał na mnie tak głęboko, że straciłam grunt pod nogami – leżałam na nim.  – Strasznie miłe uczucie – powiedział, a potem na chwilę odwrócił ode mnie spojrzenie, krążył nim po suficie by zaraz znów wrócić do mnie.
- Strasznie miłe, kochane uczucie – potwierdziłam i przycisnęłam swoje usta do jego. Jego ramiona owinęły się wokół mojej tali i złączyły w tyle.
- Harry mnie zabije, gdy się dowie – zaśmiał się przed moją twarzą i trącił swoim nosem mój.
- Nie mój problem – odpowiedziałam i wzięłam dłoń z jego piersi, by pogłaskać go po policzku.

Ruch ręki przemknął mi przed twarzą. Louis zaczął spoglądać w moje oczy – Hej El, powinniśmy wysiąść – uśmiechnął się opuścił rękę.
- Oh – pokręciłam głową. Że też to wspomnienie właśnie teraz musiało przyjść.
- Możemy?
- Jasne. – Wyszłam za nim z windy chwiejąc się i podeszłam do zapraszająco otwartych drzwi, przy których stał. Wiele stołów ustawionych w różnych odległościach. Ludzie rozmawiali, śmiali się, pili z kieliszków szampana.
- Oh, co za impreza – zażartował Louis i wszedł do sali. Dopiero teraz zauważyłam, że był ubrany inaczej. W wyblakłe, ale wciąż gustowne jeansy z wetkniętą w nie białą koszulą, przy której dwa pierwsze guziki były niezapięte.
- Serdecznie witamy, Panie Tomlinson! Roger już mi powiedział, że zajdzie tutaj zmiana – blond włosa pani podeszła do nas, na jej  nosie znajdowały się cienkie czarne okulary. – Niestety przedstawienie obecnych artystów skończyło się.
O nie. Jaka szkoda. Zaledwie oszczędziliśmy sobie kolejnych kilka minut nudy.
- To nic. Później obejrzymy jeszcze wystawę.  – Louis włożył ręce do kieszeni i odwrócił się do mnie – Przyprowadziłem znajomą Elisabeth Styles – wyjaśnił, a ja zmusiłam się do uśmiechu. Blondynka pokazała rząd białych zębów. Przypominała mi mocno Eleanor. Na zewnątrz i z zachowania.
- Wolelibyśmy usiąść przy stole, El? Pokój dalej znajduje się mała restauracja.
Skinęłam mu tylko głową. Wciąż nie potrafiłam jasno myśleć. Jego wyglądu nie można było pominąć. Lisi, skup się.
Znów nastała cisza. Zastanawiałam się, co ja tutaj właściwie robie. Siedziałam z Lou przy stole i wpatrywałam się od piętnastu minut w Menu.
- Twoja rodzina wie a propos wiadomości – wybuchłam i odłożyłam kartę.
- O czym?
- Że jesteś znów tutaj, musiałam powiedzieć Lottie przez telefon… - Moje palce przeciągnęły po krawędzi szklanki przede mną.
- W porządku, i tak powiedziałbym im to w ciągu najbliższych tygodni. – Rozejrzał się krótko i posłał w moją stronę uśmiech. Potem odchrząknął – Tak więc, dlaczego tu jesteśmy, dlaczego cię zaprosiłem, dlaczego ze mną przyszłaś, że…
- Przejdź do sedna Louis – mój ton nie był zły, ale stanowczy. Nie, nawet rozbawiony. Rozbawiony, rozbawiony. Często mi tak robił.
- Powinniśmy porozmawiać o nas – wyjaśnił spokojnie i przekręcił głowę na bok. – Odsunąć nieporozumienia i porozmawiać od samego początku.
Z wahaniem skinęłam głową. – Okej, możemy ewentualnie zadać sobie parę pytań – Zanim zdążył się ze mną zgodzić podniosłam rękę – Ja zaczynam. Więc, dlaczego przeczytałeś mój pamiętnik?
- To pytanie już było. – Louis lekko zmarszczył brwi.
- No i? – Spojrzałam na niego odważnie i pochyliłam się opierając na łokciach.
Westchnął – Może chciałem wiedzieć, co o mnie myślisz. Miałem nadzieję, że będę w nim. – Spojrzałam na palce lewej ręki nerwowo ugniatającej obrus. – Dobra, moje pytanie – Dlaczego spaliłaś pamiętnik?
Niespokojnie poruszyłam się na krześle – Bo byłam zrozpaczona – odparłam po paru minutach ciszy.
- Dlaczego?
- Może nie chciałam więcej wspominać przeszłości – mruknęłam patrząc na porcelanowe talerze przede mną.
- Ale to nie jest rozwiązanie. – Chwycił mnie za rękę i pociągnął lekko w swoją stronę, jakby żądał bym na niego spojrzała. Skierowałam moje spojrzenie znów prosto.
- Dlaczego tutaj jesteśmy? – szepnęłam, moje spojrzenie spoczywało spokojnie na nim.
- Ponieważ zaprosiłem cię jako towarzyszkę. – Wydawał się nie co zagubiony.
- Nie Louis, zadam to pytanie inaczej. Dlaczego my  jesteśmy tutaj? Z powodu obrazów? Nigdy nie interesowałeś się zbytnio sztuką. Dlaczego naprawdę mnie zaprosiłeś?
- Już powiedziałem, z powodu towarzystwa. – To nie były słowa, które chciałam usłyszeć. To musiało być spowodowane czymś innym.
- Jesteś taki głupi czy tylko udajesz? – Lekko oszołomiona pozostawiłam usta otwarte i uniosłam brwi.
- Co wolisz? – mały chichot wydostał się z jego gardła.
- Louis. Posłuchaj mnie, przestajesz robić ze mnie głupka, albo idę.
Jego szafirowe oczy rozszerzyły się na chwilę, a później wróciły. Potem przełknął ślinę i spojrzał na swój talerz.
- Ponieważ… - urwał, wydawało się, że walczy z myślami. Jego buzia ponownie się otworzyła, by w końcu odpowiedzieć. Jednak ostry krzyk przeszkodził jego słowom, prawdzie którą miałam nadzieję usłyszeć.
- Oh, Ellie myszka! – pisnął ktoś ponownie i odwróciłam się zszokowana. Blond włosa dziewczyna trzymała zaskoczona rękę przy ustach. Jolie.
- Jolie? Co tutaj robisz? – Uśmiechnęłam się i wstałam z zamiarem przytulenia jej.
- Nie przeszkadzam, prawda? – Odsunęła krzesło i przysiadła się do naszego stołu.
- Właściwie… - Louis rzucił w moją stronę zszokowane spojrzenie.
- Nie, nic nie robiliśmy, absolutnie nam nie przeszkadzasz. – Radośnie uśmiechnęłam się do Jolie przerywając Louisowi. Powinien mi zdradzić, co miał.

LOUIS

- … i potem mama przyciągnęła mnie tutaj – Jolie paplała bez przerwy. Czasami El jeszcze dorzuciła swoje słowo, ale nasz wspólny wieczór został odwołany. A ja miałem dość. Oczywiście to był mój plan. Mój plan by tutaj z nią przyjść. Bo czy chciałaby się ze mną spotkać gdybym zarosił ją na oficjalną randkę? Nie, nie po tym jak była na mnie wściekła w mieszkaniu.
Jej blond kręcone włosy podskakują lekko, gdy znów zaśmiała się z nudnego żartu Jolie. Ile miałem jeszcze walczyć o tą dziewczynę? Chciałem jej udowodnić, że jestem inny niż sądzi. Że jestem jak wcześniej.
Ale ona mnie nie słuchała więcej.
W złości pchnąłem moje krzesło i wstałem. Nawet nie zauważy, że wyszedłem.
Podwinąłem rękawy mojej koszuli i odszedłem. Kobieta stała na mojej drodze, z naładowanym tabletem. Kiwnąłem w jej stronę kieliszkiem i przeszedłem przez wielkie podwójne drzwi. Natychmiast zostałem otoczony przez dużą ilość obrazów, które w różnych rozmiarach wisiały na ścianach. Ten, który był dokładnie naprzeciwko mnie zajmował całą tapetę. Zaciekawiony zbliżyłem się do niego. Sława było napisane pod, na brązowej plakietce. Promienna sylwetka stała po środku obrazu, otaczała ją złota aura.
Ale ciało było ponure. Szare, które im głębiej tym bardziej napełnione było czernią. Żółty kolor stawał się mniejszy, zostawiłem obraz wybierając inny kierunek.
Musiałem znów myśleć o El. Jak jej wzrok pokazywał różne emocje. Czasami iskrzyły radością, potem już złością. Ona zawsze była wrażliwą osobą.

Wkurzony wskoczyłem do mojego auta i trzasnąłem drzwiami.
 - Louis! – zabrzmiał stłumiony głos Cara’y, która jakiś czas stała przy oknie mojego auta. Zirytowany opuściłem szybę. – Dlaczego tak się śpieszysz? – jej włosy były nasączone u góry, deszcz lał się strumieniami na drogi.
- Mam spotkanie – mruknąłem bębniąc skupiony w kierownice. Co właśnie Cara powiedziała, abym wziął udział w projekcie medycznym? El musiała już czekać na mnie godzinę. Cara to miała tyle pomysłów, że straciłem poczucie czasu.
Właśnie dzisiaj, w dzień, gdy El szykowała dla mnie niespodziankę. Siedziała od w pół do siódmej u mnie w mieszkaniu, a ja byłem tutaj. Z Carą na terenie campusu.
- Powinniśmy to znów zaplanować – powtórzyła Cara opierając rękę o dach samochodu.
- Nie. Mówiłem ci, że coś jeszcze mam. – Energicznie przekręciłem kluczyk w stacyjce.
- To jutro? – Jej brązowe oczy błagały mnie. Dlaczego ona mnie nie rozumie?
- Nie, nie jutro, nie pojutrze, nie w tym tygodniu. Mam dziewczynę jeśli nie wiesz, która czeka na mnie. Od ponad godziny!
- Rozumiem – odparła, odwracając się. – Też powinnam jechać już do domu. Rowerem. W deszczu. Możesz jutro rano poinformować, że jestem chora.
Jęknąłem. – Chodź, wsiadaj, podwiozę cię do domu. – Poklepałem siedzenie obok mnie i zamknąłem okno.
- Oh, dziękuje Louis. – Wykręciła morkę włosy i uśmiechnęła się na twarzy. Cara była naprawdę miła i bardzo mądra. W przeciwieństwie do mnie łatwo zdała egzamin na studia. Była też ładna, ale brakowało jej pewnej iskry. Wisienki na torcie.
- Do jutra, Louis. – Mrugnęła do mnie z uśmiechem i wysiadła z auta.
- Ciao Cara – westchnąłem machając ręką i wyjechałem z jej podjazdu.
Światła w moim mieszkaniu jeszcze były. Nerwowo bawiłem się kluczem by otworzyć drzwi od mojego domu.
Agresywna muzyka rozbrzmiewała w salonie, pospiesznie zdjąłem buty.
El siedziała w kuckach na sofie i wpatrywała się w telewizor, w którym wyświetlana była dzika strzelanina.
- Cześć El – mruknąłem nieśmiało siadając obok niej. Jej twarz pozostała nieruchoma – Hej. – Trąciłem ją lekko i pochyliłem się, by ją pocałować, ale ona odwróciła się.
- Dwie godziny Louis. Kazałeś mi czekać na siebie całe dwie godziny. – Jej syk był jak uderzenie w twarz. Zasłużyłem.
- Przykro mi, projekt przedłużył się trochę bardziej niż planowaliśmy – przeprosiłem skruszony.
- Ah tak? Wydawało mi się, że ostatnio miałeś zbyt wiele planów. Przedwczoraj do mnie nie zdzwoniłeś, że będzie zmiana planów.
- El, naprawdę jest mi przykro.
- Co z tobą nie tak? – obróciła się na siedząco w moją stronę
- Nic! Padało i musiałem Carę do…
- Carę co? Godzinami spędzasz swoje popołudnia z tą kobietą, odwożąc ją potem do domu… co będzie następne, hm? Chcesz w przyszłość serwować znajomej śniadanie do łóżka? Z pewnością masz już klucz do jej domu.
- Teraz przesadzasz – spojrzałem na nią łagodnie, nie powinna się tak denerwować. Nie chciałem jej zostawić, by szła pieszo.
- Czy to dlatego, że jesteście w takim samym wieku? Jestem dla ciebie za młoda, tak jest? –Jjej niebieskie oczy błyszczały ciemno w świetle telewizora.
- Nie! – Zszokowany spojrzałem na nią. Skąd jej to przyszło do głowy? – To jest totalna bzdura.
- Dlaczego, może tak być. Harry miał klucz Maily, a teraz od dwunastego jest razem z Susan.
- To coś innego – zmęczony oparłem się o dużą poduszkę kanapy.
- Ah tak?
- Tak. Maily jest z Irlandii a Harry był pod tym względem zawsze dziwny.– mruknąłem i nachyliłem się do przodu – El, naprawdę! Przestań opowiadać takie bzdury. – Pieszcząc gładziłem jej włosy.
- Ty i tak mnie wystawiłeś – jej głos był kruchy.
- Tak, i jest mi przykro. Bardzo. Proszę uwierz mi, więcej to się nie powtórzy. 
Nie odpowiedziała, ale przycisnęła swój policzek lekko do mojej dłoni. Z zadowolonym uśmiechem przewróciłem się i przysunąłem jej twarz do mojej.

To była nasza pierwsza kłótnia. To uczucie nadal dominuje w moich kościach.
- Co sądzisz o tym obrazie? – El stanęła nagle obok mnie patrząc z zainteresowaniem na obraz.
- Piękny – mruknąłem i odwróciłem się. Mogłem się cieszyć, bo Jolie nie było tutaj.
- Jest więcej niż piękny, Lou. Spójrz na intensywność koloru. Krzywizny, całą prezentacje, emocję jakie pragnął wyrazić artysta. Najpierw rzucają się tylko kolory, wygląd wizualny. Ale każdy obraz ma drugie dno, które możesz odczytać tylko po dokładnym przyjrzeniu się.
Spojrzałem jeszcze raz. Mimo wszystko widziałem tylko osobę, która zdawała się cieszyć sławą. – Jakie drugie dno? – Zagubione oczy wędrowały po obrazie.
- Przyjrzyj się uważnie Louis. Nie jesteś skoncentrowany! – Odwróciła się. Gdzie ona chce teraz iść? Rozpaczliwie wpatrywałem się w obraz. Farby równomiernie mieszały się, tworzyło to pewną harmonię. Ale drugie dno?
Skupiłem się na ciele, nie było to jasne czy to mężczyzna czy kobieta. Głowa była wyciągnięta w górę, lewe ramie radośnie wygięte w bok. Tylko prawa spoczywała spokojnie przy ciele, dłoń ściskała coś. Zrobiłem krok do przodu i zmrużyłem oczy. Wyglądało to jak kamień. Ale potem zauważyłem delikatny różowy kontur, w który była otoczona ciemniejsza grudka. Serce. Serce, które było złamane. To była sława. 


ZAJRZYJCIE DO AKTUALNOŚCI OBOK :)      
   
Proszę uszanuj moją pracę, każda wasza opinia, komentarz jest dla mnie ważna! :)x
>> Zapraszam was też na ihear-yourname fyh i wh
>>> #SuTPL - podziel się swoim ulubionym cytatem, myślą, a nawet zadaj pytanie :3
>>>> tt: @Reniferowa_ (jeśli chcecie ig lub snapchata wystarczy napisać!:) )

3 komentarze:

  1. Swietny rozdzial! 😉
    Ciekawi mnie czy Lou sie serio zmienil czy jednak nie...
    Ten obraz mowi wszystko! Moze on w koncu cos zrozumie! 😍
    Czekam nn.
    @andrejjj99

    Ps. Mozesz mnie dalej informowac? Dzieki!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie! To wielka przyjemność widzieć Twoje komentarze ! ;*;*:*

      Usuń
  2. jeju cudne no :") czekam na więcej

    OdpowiedzUsuń