W
pół do piątej. A ja wciąż miałam na sobie płaszcz kąpielowy, który ubrałam po
kąpieli. Bezczynnie wpatrywałam się w światło nade mną następnie na narzutę.
Powinnam
dać Louisowi kosza i zamknąć mu drzwi przed nosem? A potem żałować, bo powinnam
mu dać szansę? Kto wie, co dzisiaj się stanie? Może będzie mega romantycznie.
On i ja, razem na gali. Z wieloma innymi ludźmi… Okej, wybij sobie z głowy te
romantyczne numery.
Zniechęcona
trzymałam przed nosem łososiową sukienkę, którą moja mama przywiozła mi z
Bristolu.
-
To jest eleganckie, masz dziś randkę?
Zszokowana
odwróciłam się, przy czym mój turban z ręcznika rozpadł się i materiał spadł na
ziemię. Ryan opierał się o ramę drzwi, ręce miał w kieszeniach, a na ustach
mały uśmiech.
-
Nie. Tylko niewielkie spotkanie – mruknęłam owijając się szczelnej płaszczem. W
głębi duszy miałam nadzieje, że nie zauważył mojej bielizny na końcu łóżka.
-
Na niewielkie spotkanie chcesz się tak odstawić? – przeszedł za mnie i usiadł
na łóżku. Wyczekująco spoglądał mi w oczy.
-
Co? – zmieszana spojrzałam gdzieś w bok.
-
Przebierz się w łazience, potem powiem ci, co powinnaś zrobić. – Sceptycznie
uniosłam do góry brwi. – No dalej. – Zrobił pośpieszny ruch głową w stronę
drzwi – Wiem, co może przekonać faceta, w końcu jestem jednym z nich. – Klasnął
uśmiechnięty w dłonie, kiedy chwyciłam w dłonie mój biustonosz i resztę rzeczy
z podłogi znikając w łazience, by się ubrać.
-
Załóż to. – Ryan podawał mi już czwarty łańcuszek z mojego pudełka na
biżuterię. Zamyślony przyglądał się mi. – Tak, ten pasuje dobrze. Teraz
potrzebujemy butów – jego głowa zniknęła w mojej szafie z sukienkami.
Niechętnie spojrzałam na siebie w lustrze. Wyglądałam, jakbym miała bardzo
ważne spotkanie. Za szykownie.
-
Wyglądam głupio – rzekłam bez namysłu i spojrzałam błagająco na Ryana.
-
Nie, nic nie rób, ubierz je. – Wcisnął mi do ręki moje wysokie czarne szpilki.
On nie powiedział tego na poważnie, prawda?
-
Ryan! Wyglądam, jakby to był najpiękniejszy dzień w moim życiu! Szkolny bal
albo… - demonstracyjnie położyłam buty na podłodze.
-Więc
zostawiamy to w spokoju? – Niewinnie spojrzał na mnie wielkimi oczami.
-
Masz mnie, ale nie chce wyglądać właśnie tak, jakbym stroiła się dla niego… - Ze
spuszczoną głową usiadłam na łóżku – Wtedy od razu na czole mogę napisać sobie kocham cię.
-
Więc to randka. - Uśmiechnął się krótko,
a potem uklęknął przede mną. – No kopciuszku, mogę? – Chwycił but. Wywracając
oczami wyciągnęłam nogę.
-
To się nie nazwa randka. – Moje spojrzenie spoczęło na jego dużych pięknych
dłoniach, które ostrożnie zakładały mi buty. – To jest gala, a ja jestem osobą
towarzyszącą.
-
Oh, dlatego wyglądasz dość…
-
Odświętnie, wiem – odpowiedziałam szybko i wstałam. Tak, sukienka była naprawdę
piękna. I buty tak samo. Ale Louis na pewno znów zinterpretuje to źle.
-
Nie, chciałem powiedzieć doskonale, a teraz hop, zadzwonił. – Delikatnie
popchnął mnie za ramię do drzwi.
-Mam
to zrobić?– Zdawało się, że nogi przyrosły mi do ziemi, zerkałam nerwowo przez
poręcz.
-
Tak, teraz chodź ze mną. Nie sądzę, że twój towarzysz, chce mnie zabrać. – Chwycił moją rękę i
musiałam zrobić jeden krok przed siebie, aby nie skręcić sobie nogi na wysokich
obcasach.
Moje
palce zgniatały pasek mojej torebki. Na chwile zamknęłam oczy, chciałam właśnie
otworzyć drzwi, ale odwróciłam się jeszcze do Ryana. – Dziękuje ogromnie. – Uśmiechnęłam
się krótko i zostawiłam go. –
Dziękowanie, jako twoja siostra - podoba mi się – Teraz on uśmiechnął się, a
potem skinął głową.
-
Mi również.
Otworzyłam
drzwi i spojrzałam prosto w twarz Louisa. Uśmiechnął się do mnie krzywo i
przeczesał palcami swoje włosy. I już
wyprowadza z równowagi, panienko Styles.
-
Hej – odetchnęłam i spojrzałam na jego auto. Powinnam go przytulić? Uścisnąć
jego dłoń? Co zrobić w tej skomplikowanej sytuacji?
-
Cześć Louis. – Usłyszałam wesoły głos Ryana za mną, a Louis skinął w jego
stronę. Potem skierował wzrok znów na mnie.
-
Cześć El, cieszę się, że idziesz – Chwycił oczywiście moją rękę, pociągnął
powoli kilka kroków w dół. Bez słowa, pozwoliłam mu się doprowadzić do auta i
wsiadłam po cichu. Ta cisza przewracała mi w głowie.
-
Wyglądasz przepięknie. – Spojrzał na mnie krótko z boku zanim odpalił silnik. Rumieniec
wylał się na mojej twarzy i zakłopotana chwyciłam mocniej moją torbę. Dlaczego
nastrój między nami nagle był tak napięty? W przeciwnym razie powiedziałabym,
co myślę. Co rozważałam zrobić bez zastanowienia wcześniej.
Poruszył
pokrętłami od wieży stero i zabrzmiały dźwięki U make me wanna. Czy on mi
się podlizuje? Spojrzałam na niego i zobaczyłam jak jego usta drgnęły.
Chichocząc pokręciłam głową. Pomyleniec.
-
Z jakiej okazji ta gala? – zapytałam ciekawa i zmieniłam piosenkę.
-
Nie mam pojęcia. – Pochylił się w moją stronę, gdy skręcił na główną ulicę i
otworzył schowek. Między palcami trzymał kartkę, którą położył na moich
kolanach – Jeszcze tego nie przeczytałem.
Marszcząc
brwi rozłożyłam zaproszenie i przeczytałam je sobie.
-
Louis, mieliśmy tam być dwie godziny temu.
-
To dobrze, ominęliśmy strasznie nudne przemówienie. – Wzruszył krótko
ramionami, a ja odłożyłam list na bok.
-
To gala sztuki. Co masz wspólnego z artystami?
-
Ja właściwie nic. Mój trener został zaproszony, ale nie zainteresowany. I
pomyślałem, że to coś dla ciebie. – Znów wzruszył ramionami. – Po za tym, jest
tam bezpłatny bufet. – Zwrócił się do mnie z uśmiechem na twarzy. Jego oczy
iskrzyły się razem z bezgłośnym śmiechem tak, że pojawiły się małe półksiężyce.
Zaparkował
swoje Volvo przed jednym z nowoczesnych hoteli, a ja odpięłam się szybko, więc
mogłam wysiąść z samochodu.
Bez
obracania się na niego, weszłam do lobby. Przywitała mnie cicha, fortepianowa
muzyka, stukot moich szpilek był wzmocniony przez kremową marmurową podłogę.
Nagle
duża dłoń zacisnęła się wokół mojej i odwróciła. Louis wziął mnie do recepcji;
ze spodni wyciągnął zaproszenie.
-
Szóste piętro, Różana sala, tuż obok sali fortepianowej .– Bez spoglądania na
nas, portier zapisał coś na swojej podkładce.
Louis
nie puszczając mojej dłoni skierował się do windy.
Nie.
Winda.
O
Boże.
Moje
serce przyśpieszyło, przełknęłam ślinę. – Pójdę schodami, Louis. – Wyrwałam
szybko moją dłoń z jego i odeszłam od windy.
-
Na szóste piętro? – Jego wzrok spoczął na mnie. – W tych butach?
-
Dlaczego nie? - Właściwie zachowywałam się jak idiotka. To była tyko winda
w ciągu dziesięciu sekund będzie musiała się zatrzymać. Nic wielkiego. To głupie z mojej strony.
-
No chodź, nie pocałuje cię. – Rozbawiony stanął w niewielkim pomieszczeniu.
Cholera, przejrzał mnie. Teraz to był naprawdę głupie.
Ze
spuszczonym wzrokiem weszłam i oparłam się o ścianę małego pomieszczenia,
wpatrywałam się w swoje buty. Zauważyłam, że cicha klasyczna muzyka oddalała
się, a ja ponownie pogrążyłam się w myślach.
Co… jest między nami? Kładę swój
podbródek na jego piersi, moje ciało oparło się o jego. Wyciągam moją dłoń by
wziąć jego brązowe włosy pomiędzy moje palce.
- Hm – łobuzerski uśmiech rozświetlił jego twarz. Przez chwilę zdawał się
być zamyślony, potem spojrzał na mnie tak głęboko, że straciłam grunt pod
nogami – leżałam na nim. – Strasznie
miłe uczucie – powiedział, a potem na chwilę odwrócił ode mnie spojrzenie,
krążył nim po suficie by zaraz znów wrócić do mnie.
- Strasznie miłe, kochane uczucie –
potwierdziłam i przycisnęłam swoje usta do jego. Jego ramiona owinęły się wokół
mojej tali i złączyły w tyle.
- Harry mnie zabije, gdy się dowie
– zaśmiał się przed moją twarzą i trącił swoim nosem mój.
- Nie mój problem – odpowiedziałam
i wzięłam dłoń z jego piersi, by pogłaskać go po policzku.
Ruch
ręki przemknął mi przed twarzą. Louis zaczął spoglądać w moje oczy – Hej El,
powinniśmy wysiąść – uśmiechnął się opuścił rękę.
-
Oh – pokręciłam głową. Że też to wspomnienie właśnie teraz musiało przyjść.
-
Możemy?
-
Jasne. – Wyszłam za nim z windy chwiejąc się i podeszłam do zapraszająco
otwartych drzwi, przy których stał. Wiele stołów ustawionych w różnych
odległościach. Ludzie rozmawiali, śmiali się, pili z kieliszków szampana.
-
Oh, co za impreza – zażartował Louis i wszedł do sali. Dopiero teraz
zauważyłam, że był ubrany inaczej. W wyblakłe, ale wciąż gustowne jeansy z
wetkniętą w nie białą koszulą, przy której dwa pierwsze guziki były niezapięte.
-
Serdecznie witamy, Panie Tomlinson! Roger już mi powiedział, że zajdzie tutaj
zmiana – blond włosa pani podeszła do nas, na jej nosie znajdowały się cienkie czarne okulary. –
Niestety przedstawienie obecnych artystów skończyło się.
O nie. Jaka szkoda. Zaledwie oszczędziliśmy
sobie kolejnych kilka minut nudy.
-
To nic. Później obejrzymy jeszcze wystawę.
– Louis włożył ręce do kieszeni i odwrócił się do mnie – Przyprowadziłem
znajomą Elisabeth Styles – wyjaśnił, a ja zmusiłam się do uśmiechu. Blondynka
pokazała rząd białych zębów. Przypominała mi mocno Eleanor. Na zewnątrz i z
zachowania.
-
Wolelibyśmy usiąść przy stole, El? Pokój dalej znajduje się mała restauracja.
Skinęłam
mu tylko głową. Wciąż nie potrafiłam jasno myśleć. Jego wyglądu nie można było
pominąć. Lisi, skup się.
Znów
nastała cisza. Zastanawiałam się, co ja tutaj właściwie robie. Siedziałam z Lou
przy stole i wpatrywałam się od piętnastu minut w Menu.
-
Twoja rodzina wie a propos wiadomości – wybuchłam i odłożyłam kartę.
-
O czym?
-
Że jesteś znów tutaj, musiałam powiedzieć Lottie przez telefon… - Moje palce
przeciągnęły po krawędzi szklanki przede mną.
-
W porządku, i tak powiedziałbym im to w ciągu najbliższych tygodni. – Rozejrzał
się krótko i posłał w moją stronę uśmiech. Potem odchrząknął – Tak więc, dlaczego
tu jesteśmy, dlaczego cię zaprosiłem, dlaczego ze mną przyszłaś, że…
-
Przejdź do sedna Louis – mój ton nie był zły, ale stanowczy. Nie, nawet
rozbawiony. Rozbawiony, rozbawiony. Często mi tak robił.
-
Powinniśmy porozmawiać o nas – wyjaśnił spokojnie i przekręcił głowę na bok. –
Odsunąć nieporozumienia i porozmawiać od samego początku.
Z
wahaniem skinęłam głową. – Okej, możemy ewentualnie zadać sobie parę pytań – Zanim
zdążył się ze mną zgodzić podniosłam rękę – Ja zaczynam. Więc, dlaczego
przeczytałeś mój pamiętnik?
-
To pytanie już było. – Louis lekko zmarszczył brwi.
-
No i? – Spojrzałam na niego odważnie i pochyliłam się opierając na łokciach.
Westchnął
– Może chciałem wiedzieć, co o mnie myślisz. Miałem nadzieję, że będę w nim. –
Spojrzałam na palce lewej ręki nerwowo ugniatającej obrus. – Dobra, moje
pytanie – Dlaczego spaliłaś pamiętnik?
Niespokojnie
poruszyłam się na krześle – Bo byłam zrozpaczona – odparłam po paru minutach
ciszy.
-
Dlaczego?
-
Może nie chciałam więcej wspominać przeszłości – mruknęłam patrząc na
porcelanowe talerze przede mną.
-
Ale to nie jest rozwiązanie. – Chwycił mnie za rękę i pociągnął lekko w swoją
stronę, jakby żądał bym na niego spojrzała. Skierowałam moje spojrzenie znów
prosto.
-
Dlaczego tutaj jesteśmy? – szepnęłam, moje spojrzenie spoczywało spokojnie na
nim.
-
Ponieważ zaprosiłem cię jako towarzyszkę. – Wydawał się nie co zagubiony.
-
Nie Louis, zadam to pytanie inaczej. Dlaczego my jesteśmy tutaj? Z powodu
obrazów? Nigdy nie interesowałeś się zbytnio sztuką. Dlaczego naprawdę mnie zaprosiłeś?
-
Już powiedziałem, z powodu towarzystwa. – To nie były słowa, które chciałam
usłyszeć. To musiało być spowodowane czymś innym.
-
Jesteś taki głupi czy tylko udajesz? – Lekko oszołomiona pozostawiłam usta
otwarte i uniosłam brwi.
-
Co wolisz? – mały chichot wydostał się z jego gardła.
-
Louis. Posłuchaj mnie, przestajesz robić ze mnie głupka, albo idę.
Jego
szafirowe oczy rozszerzyły się na chwilę, a później wróciły. Potem przełknął
ślinę i spojrzał na swój talerz.
-
Ponieważ… - urwał, wydawało się, że walczy z myślami. Jego buzia ponownie się
otworzyła, by w końcu odpowiedzieć. Jednak ostry krzyk przeszkodził jego
słowom, prawdzie którą miałam nadzieję usłyszeć.
-
Oh, Ellie myszka! – pisnął ktoś ponownie i odwróciłam się zszokowana. Blond
włosa dziewczyna trzymała zaskoczona rękę przy ustach. Jolie.
-
Jolie? Co tutaj robisz? – Uśmiechnęłam się i wstałam z zamiarem przytulenia
jej.
-
Nie przeszkadzam, prawda? – Odsunęła krzesło i przysiadła się do naszego stołu.
-
Właściwie… - Louis rzucił w moją stronę zszokowane spojrzenie.
-
Nie, nic nie robiliśmy, absolutnie nam nie przeszkadzasz. – Radośnie
uśmiechnęłam się do Jolie przerywając Louisowi. Powinien mi zdradzić, co miał.
LOUIS
-
… i potem mama przyciągnęła mnie tutaj – Jolie paplała bez przerwy. Czasami El jeszcze
dorzuciła swoje słowo, ale nasz wspólny wieczór został odwołany. A ja miałem
dość. Oczywiście to był mój plan. Mój plan by tutaj z nią przyjść. Bo czy
chciałaby się ze mną spotkać gdybym zarosił ją na oficjalną randkę? Nie, nie po
tym jak była na mnie wściekła w mieszkaniu.
Jej
blond kręcone włosy podskakują lekko, gdy znów zaśmiała się z nudnego żartu
Jolie. Ile miałem jeszcze walczyć o tą dziewczynę? Chciałem jej udowodnić, że
jestem inny niż sądzi. Że jestem jak wcześniej.
Ale
ona mnie nie słuchała więcej.
W
złości pchnąłem moje krzesło i wstałem. Nawet nie zauważy, że wyszedłem.
Podwinąłem
rękawy mojej koszuli i odszedłem. Kobieta stała na mojej drodze, z naładowanym
tabletem. Kiwnąłem w jej stronę kieliszkiem i przeszedłem przez wielkie
podwójne drzwi. Natychmiast zostałem otoczony przez dużą ilość obrazów, które w
różnych rozmiarach wisiały na ścianach. Ten, który był dokładnie naprzeciwko
mnie zajmował całą tapetę. Zaciekawiony zbliżyłem się do niego. Sława było napisane pod, na brązowej
plakietce. Promienna sylwetka stała po środku obrazu, otaczała ją złota aura.
Ale
ciało było ponure. Szare, które im głębiej tym bardziej napełnione było
czernią. Żółty kolor stawał się mniejszy, zostawiłem obraz wybierając inny kierunek.
Musiałem
znów myśleć o El. Jak jej wzrok pokazywał różne emocje. Czasami iskrzyły
radością, potem już złością. Ona zawsze była wrażliwą osobą.
Wkurzony wskoczyłem do mojego auta
i trzasnąłem drzwiami.
- Louis! – zabrzmiał stłumiony głos Cara’y, która
jakiś czas stała przy oknie mojego auta. Zirytowany opuściłem szybę. – Dlaczego
tak się śpieszysz? – jej włosy były nasączone u góry, deszcz lał się strumieniami
na drogi.
- Mam spotkanie – mruknąłem bębniąc
skupiony w kierownice. Co właśnie Cara powiedziała, abym wziął udział w
projekcie medycznym? El musiała już czekać na mnie godzinę. Cara to miała tyle
pomysłów, że straciłem poczucie czasu.
Właśnie dzisiaj, w dzień, gdy El
szykowała dla mnie niespodziankę. Siedziała od w pół do siódmej u mnie w mieszkaniu,
a ja byłem tutaj. Z Carą na terenie campusu.
- Powinniśmy to znów zaplanować –
powtórzyła Cara opierając rękę o dach samochodu.
- Nie. Mówiłem ci, że coś jeszcze
mam. – Energicznie przekręciłem kluczyk w stacyjce.
- To jutro? – Jej brązowe oczy błagały
mnie. Dlaczego ona mnie nie rozumie?
- Nie, nie jutro, nie pojutrze, nie
w tym tygodniu. Mam dziewczynę jeśli nie wiesz, która czeka na mnie. Od ponad
godziny!
- Rozumiem – odparła, odwracając
się. – Też powinnam jechać już do domu. Rowerem. W deszczu. Możesz jutro rano
poinformować, że jestem chora.
Jęknąłem. – Chodź, wsiadaj,
podwiozę cię do domu. – Poklepałem siedzenie obok mnie i zamknąłem okno.
- Oh, dziękuje Louis. – Wykręciła
morkę włosy i uśmiechnęła się na twarzy. Cara była naprawdę miła i bardzo
mądra. W przeciwieństwie do mnie łatwo zdała egzamin na studia. Była też ładna,
ale brakowało jej pewnej iskry. Wisienki na torcie.
- Do jutra, Louis. – Mrugnęła do
mnie z uśmiechem i wysiadła z auta.
- Ciao Cara – westchnąłem machając
ręką i wyjechałem z jej podjazdu.
Światła w moim mieszkaniu jeszcze
były. Nerwowo bawiłem się kluczem by otworzyć drzwi od mojego domu.
Agresywna muzyka rozbrzmiewała w
salonie, pospiesznie zdjąłem buty.
El siedziała w kuckach na sofie i
wpatrywała się w telewizor, w którym wyświetlana była dzika strzelanina.
- Cześć El – mruknąłem nieśmiało
siadając obok niej. Jej twarz pozostała nieruchoma – Hej. – Trąciłem ją lekko i
pochyliłem się, by ją pocałować, ale ona odwróciła się.
- Dwie godziny Louis. Kazałeś mi
czekać na siebie całe dwie godziny. – Jej syk był jak uderzenie w twarz.
Zasłużyłem.
- Przykro mi, projekt przedłużył
się trochę bardziej niż planowaliśmy – przeprosiłem skruszony.
- Ah tak? Wydawało mi się, że
ostatnio miałeś zbyt wiele planów. Przedwczoraj do mnie nie zdzwoniłeś, że
będzie zmiana planów.
- El, naprawdę jest mi przykro.
- Co z tobą nie tak? – obróciła się
na siedząco w moją stronę
- Nic! Padało i musiałem Carę do…
- Carę co? Godzinami spędzasz swoje
popołudnia z tą kobietą, odwożąc ją potem do domu… co będzie następne, hm?
Chcesz w przyszłość serwować znajomej śniadanie do łóżka? Z pewnością masz już
klucz do jej domu.
- Teraz przesadzasz – spojrzałem na
nią łagodnie, nie powinna się tak denerwować. Nie chciałem jej zostawić, by
szła pieszo.
- Czy to dlatego, że jesteście w
takim samym wieku? Jestem dla ciebie za młoda, tak jest? –Jjej niebieskie oczy
błyszczały ciemno w świetle telewizora.
- Nie! – Zszokowany spojrzałem na
nią. Skąd jej to przyszło do głowy? – To jest totalna bzdura.
- Dlaczego, może tak być. Harry
miał klucz Maily, a teraz od dwunastego jest razem z Susan.
- To coś innego – zmęczony oparłem
się o dużą poduszkę kanapy.
- Ah tak?
- Tak. Maily jest z Irlandii a Harry
był pod tym względem zawsze dziwny.– mruknąłem i nachyliłem się do przodu – El,
naprawdę! Przestań opowiadać takie bzdury. – Pieszcząc gładziłem jej włosy.
- Ty i tak mnie wystawiłeś – jej
głos był kruchy.
- Tak, i jest mi przykro. Bardzo.
Proszę uwierz mi, więcej to się nie powtórzy.
Nie odpowiedziała, ale przycisnęła
swój policzek lekko do mojej dłoni. Z zadowolonym uśmiechem przewróciłem się i
przysunąłem jej twarz do mojej.
To
była nasza pierwsza kłótnia. To uczucie nadal dominuje w moich kościach.
-
Co sądzisz o tym obrazie? – El stanęła nagle obok mnie patrząc z
zainteresowaniem na obraz.
-
Piękny – mruknąłem i odwróciłem się. Mogłem się cieszyć, bo Jolie nie było
tutaj.
-
Jest więcej niż piękny, Lou. Spójrz na intensywność koloru. Krzywizny, całą
prezentacje, emocję jakie pragnął wyrazić artysta. Najpierw rzucają się tylko
kolory, wygląd wizualny. Ale każdy obraz ma drugie dno, które możesz odczytać
tylko po dokładnym przyjrzeniu się.
Spojrzałem
jeszcze raz. Mimo wszystko widziałem tylko osobę, która zdawała się cieszyć sławą.
– Jakie drugie dno? – Zagubione oczy wędrowały po obrazie.
-
Przyjrzyj się uważnie Louis. Nie jesteś skoncentrowany! – Odwróciła się. Gdzie
ona chce teraz iść? Rozpaczliwie wpatrywałem się w obraz. Farby równomiernie
mieszały się, tworzyło to pewną harmonię. Ale drugie dno?
Skupiłem
się na ciele, nie było to jasne czy to mężczyzna czy kobieta. Głowa była
wyciągnięta w górę, lewe ramie radośnie wygięte w bok. Tylko prawa spoczywała
spokojnie przy ciele, dłoń ściskała coś. Zrobiłem krok do przodu i zmrużyłem
oczy. Wyglądało to jak kamień. Ale potem zauważyłem delikatny różowy kontur, w
który była otoczona ciemniejsza grudka. Serce. Serce, które było złamane. To
była sława.
ZAJRZYJCIE DO AKTUALNOŚCI OBOK :)
>>> #SuTPL - podziel się swoim ulubionym cytatem, myślą, a nawet zadaj pytanie :3
>>>> tt: @Reniferowa_ (jeśli chcecie ig lub snapchata wystarczy napisać!:) )
Swietny rozdzial! 😉
OdpowiedzUsuńCiekawi mnie czy Lou sie serio zmienil czy jednak nie...
Ten obraz mowi wszystko! Moze on w koncu cos zrozumie! 😍
Czekam nn.
@andrejjj99
Ps. Mozesz mnie dalej informowac? Dzieki!
Pewnie! To wielka przyjemność widzieć Twoje komentarze ! ;*;*:*
Usuńjeju cudne no :") czekam na więcej
OdpowiedzUsuń