wtorek, 14 lipca 2015

Rozdział 25

Wbiegłam po schodach do mojego pokoju. Tak szybko, że prawie upadłam. Lottie pewnie będzie później do mnie dzwoniła. Po tym jak migiem wydarłam z jej dłoni loda i pocałowałam w policzek, z moich ust wypłynęły zawiłe słowa. Musiała myśleć, że zwariowałam. Kompletnie zwariowałam. Ale później jej to wyjaśnię.
Moje palce chwyciły kosz i potrząsnęły nim wysypując wszystko na dywan. Nic. Ani jednego listu pomiędzy papierami i opakowaniami po czekoladzie. Cholera, gdzie były te trzy listy? Ze złości rzuciłam wszystko. Dlaczego powinnam je przeczytać? – pomyślałam. Ale teraz…
- Lisi? – Harry wyjrzał zza drzwi i zmarszczył na chwilę czoło, gdy odkrył śmieci wokół mnie. – Od kiedy grzebiesz w śmieciach?
- Ja… - szybko upuściłam pusty kubek po jogurcie, który jadłam wczoraj wieczorem.
Rozbawiony uśmiech przemknął przez jego twarz – Wziąłem z wyrzuconych śmieci listy. Wiedziałem, że będziesz chciała je przeczytać.
Zawstydzona wstałam. – To… może być prawda – przyznałam się mamrocząc, a mój wzrok spoczął na nim przez którą chwilę. Jego brązowe loki podskoczyły lekko, gdy wydał z siebie cichy chichot.
-Czekaj zaraz ci dam.
Xx
List nr 1
Kochana El,
Nie wiem czy czytasz ten list. Ale wiem jedno: byłbym wtedy szczęśliwy. Jestem od dwóch tygodni tutaj w Bracelonie i jest całkiem inaczej niż w Londynie. Nie mam na myśli środowiska, hotelu i trenera. Tęsknie za moją rodziną i przyjaciółmi. Za szalonymi pomysłami Harry’ego. Dyskusjami z Lottie, w których zaznaczałem za każdym, że nie mogę się dalej uczyć. Tak, może nawet w maluteńkim stopniu tęsknie za Niallem. Ten Irlandczyk stał się dla mnie trochę bardziej sympatyczny. I Ty. Uwierz mi, El: Myślałem o słowach które powiedziałaś. Masz rację, każde słowo jest prawdziwe. Niestety. Mógłbym przepraszać tysiąc razy… Ale to nic Ci nie da. Wiele się zmieniło odkąd wróciłem. Tak, byłem arogancki. I tak, pocałowałem Cię bez powodu, bez wracania do tego później. To dlatego, że jestem nie pewny. I myślę, że Ty też, prawda? Nie jest łatwo, konfrontować się z kimś kogo kiedyś się kochało. Muszę być z Tobą szczery, potwierdzić to co mi zarzucasz. Nie jestem jeszcze gotowy na związek. Nie jestem gotowy by się zakochać. El, zmieniłem się. Ty też się zmieniłeś. Nie mam pojęcia czy możemy zacząć od nowa. O tym musisz zadecydować Ty.
Twój Louis.
Wpatrywałam się w papier, który wibrował w moich drążących palcach. Łukowate litery rozpływały się przed moimi oczami więc odwróciłam wzrok. On przyznał mi rację. Nasza wspólna przyszłość będzie rozważana. Bolesne, ale szczere. Bez zastanowienia rozerwałam paznokciem kolejną kopertę. Przysłał ją cztery dni po pierwszej. Czy naprawdę chciałam to wszystko przeczytać? Zrobić to sobie? Kto wie, jak bardzo potrafi być szczery. Skąd mam wiedzieć, czy następna linijka nie złamie mi serca? Ale jest już za późno, mój wzrok ślizgał się już po czarnych literach.
List nr 2:
Kochana El,
ponownie musisz mnie słuchać. Ponownie nie mam pojęcia, czy kiedykolwiek to przeczytasz. Ale zdaje mi się, że muszę pozbyć się tych słów. „If don’t say this now, I will surely break” Znasz ten wers? Ta piosenka przypomina mi zawsze nasz wspólny koncert The Fray. Louis, będę krzyczała razem z tobą i do twojego ucha - powiedziałaś. Chodzi mi o to, ukochana El, że nie możesz śpiewać głośniej niż ja. W każdej piosence próbowaliśmy przekrzyczeć innych. Później niczego sobie nie żałowaliśmy, nasze głosy były zachrypnięte a na nagraniach, było można słyszeć tylko nasz fałszujący śpiew. Koncert rozbudził nas tak, że śmiejąc się biegaliśmy ulicami Londynu, w poszukiwaniu otwartej lodziarni. Była prawie północ i musieliśmy wymienić nasze lody na azjatycki makaron. Zasnęłaś w restauracji na moim ramieniu, nie mogłem nic zrobić. Taksówkarz patrzył na mnie zszokowany, gdy wdrapałem się  do taksówki razem z Tobą na ramieniu. Musiał mieć o mnie najgorsze myśli… „Louis, mruczysz czasem pod nosem przez sen. Louis, kocham cię.” Przytuliłaś mnie tak, jakbym był twoim misiem. El, nie chcę Cię denerwować tymi wspomnieniami. Kto wie, czy one w ogóle cię interesują. Ale musisz przyznać, że ja ich nie zapomniałem. Że nie jest mi jednak wszystko obojętne. To nie była prawda, co powiedziałem krótko przed Twoimi urodzinami. Przy ognisku, pamiętasz? Wtedy gdy Zayn wpadł do basenu. „Ty zasługujesz tylko na kogoś przeciętnego.” JA! Ja jestem przeciętny, nikt inny. A Ty jesteś. I to w ciągu ostatnich dni do mnie dotarło. Co dotyczyło twoich urodzin… Harry opowiedział mi, co między nami wtedy się wydarzyło. Mogę tylko przeprosić, że wszystko zapomniałem i Ty musiałaś pomagać mi gdy zwracałem. A ja potem po prostu wyszedłem. El, nie mogę znaleźć odpowiedniego słowa, nie wiem, jak powinienem Cię opisać. Niemożliwa? Wspaniała? Zapierająca dech w piersiach? Nie, to byłoby złe. „Brakuje mi słów nie mam słów powiedzieć tobie, co czuję jestem bez słów nie znajduję słów nie mam słów dla ciebie” tą piosenkę parę lat temu, grał mój nauczyciel niemieckiego. Wtedy byłem radosny, nie rozumiałem niemieckiego piosenkarza. Ale teraz czuje ten problem, mogę go z nim dzielić. To.. Słyszę to teraz lepiej. Nawet najlepiej.
Twój Louis.
Zszokowana? Nie można mnie opisać? Zmieszana? Zdumiona? Zaskoczona? Bezradna? Smutna? Pasują do mnie te słowa?  Oniemiała? Łatwo się zakochuje? Może to wszystko razem. Ten list był inny od pierwszego. Chciałam dać sobie samej kopa, za to, że w jednym momencie się uśmiechnęłam, a w drugim przez chwilę miałam łzy.
A czy ja pamiętam. Jak on mógł sądzić, że kiedykolwiek zapomnę nasz wspólny czas. To były  mimo wszystko zbyt cenne. Szczególne dla mnie.
Ostatnia koperta leżała na moich kolanach. Czułam, że był jeszcze pełniejszy niż poprzednie. Co tam Louis schował?
List nr: 3
Kochana El,
Ten list wysyłam dwa tygodnie później niż oba poprzednie. Musiałem przedyskutować sam ze sobą, czy to jest koniecznie. Może już dawno mnie zrozumiałaś. Może denerwuje Cię to, że do Ciebie piszę. Ale ten list jest konieczny. Proszę przeczytaj go do końca zanim, spojrzysz na dodatek. Chcę, aby było krótko. To jest pocztówka, a ja nie jestem fanem wakacyjnej poczty. Dlatego nie wyjaśnię Ci obrazu z pierwszej strony. Mam dwie sprawy do powiedzenia. Po pierwsze: Nie zostaje w Hiszpanii. Tu jest inaczej, nie za bardzo mi się podoba, ale proszę nie mów o tym innym. To nie fair teraz o to Cię prosić. Ale potrzebuje czasu. Spokoju. Może wiesz jak to jest. Być samemu, mieć czas dla studiów. Chciałbym rok, po tym jak skończę z piłką nożną, nie zaspać. Po drugie: Muszę Ci się do czegoś przyznać. Na Ibizie Ty byłaś w sąsiedniej wsi, pożyczyłem coś sobie od Ciebie. To było złe, więc chciałbym cię przeprosić. Łatwiej jest to napisać, niż powiedzieć w twarz, musze przyznać. El, gdy niebyło Cię w hotelu znalazłem twój pamiętnik. Zabrałem go i przeczytałem. To co tam napisałaś było przerażające. A jednak tak zrozumiałe. Współczuje, jakby to była historia. Twoja historii. Twoja złości, Twój bólu. To mnie oświetliło. Tak dosłownie, nigdy mi tego nie powiedziałaś. Teraz na pewno ze złości gnieciesz ten list, prawda? Twoje oczy pewnie mrużą się przypominając małe szparki, myślisz, że to okropne. Tak, zgadza się prawda? Znam Cię dobrze, tak dobrze, że chyba wiem co mylisz. I zdałem sobie sprawę, że twoje myśli powinny być radośniejsze. Nie wiem czy chcesz, ale kartka za pocztówką jest starsza. Z 25 grudnia, mówiąc dokładniej. El, sądzę, że to fair, że ty też masz wstęp do moich myśli.  Chociaż na chwilę.
Twój Louis.
Oniemiała odłożyłam kartkę. On to czytał. Przeczytał wszystko. Czułam się jak otwarta księga. Dosłownie. Moja barykada została zniknęła. Podniosła się w górę. Po prostu prysnęła. Nie miałam już ani jednej tajemnicy przed nim. Wiedział o mnie o wiele więcej niż wcześniej.
Złość kipiała we mnie jak w wulkanie. Zerwałam się energicznie. Musiałam się ruszyć, zaczerpnąć powietrza. Zanim eksploduje tutaj w pokoju.
Zbiegłam szybko po schodach zakładając pospiesznie moje Nike i owijając szyję szalem.
Kiedy otworzyłam drzwi wpadłam prawie na Ryana, który w skupieniu szukał kluczy. Wydukałam przeprosiny i odwracając się do niego plecami ruszyłam dalej. Moje nogi niosły mnie w dół drogi, coraz dalej, aż nie widziałam mojego domu.
Nagle zadzwoniła moja komórka – Tak? – dyszałam gdy przebiegałam obok placu zabaw. – Tutaj… Lisi.
- Wiem, że to ty tam jesteś. W końcu się do ciebie dodzwoniłam – Lottie zaśmiała się w słuchawce – Powiedz, biegłaś z jakieś powodu? Bierzesz udział w jakimś maratonie, albo pościgu? Powinnam dzwonić na policję?
- Nie – stłumiłam chichot – Biegam tylko trochę, musze odreagować.
- Od kiedy lubisz bieganie?
- Od kiedy twój brat bombarduje mnie listami – syknęłam zła i skręciłam w John Meynard.
- Oh, pisze do ciebie listy miłosne? Nie no, jak słodko! Wiedziałam, że do siebie wrócicie.
- Nie miłosne listy, Lottie. Wkurzające listy – zamilkłam i zatrzymałam się niedaleko jakiegoś domu. – On przeczytał mój pamiętnik, Lo – westchnęłam i spróbowałam uspokoić mój oddech.
Przez chwilę była cicho. – O mój Boże – w końcu wybuchła – To jest… mocne!
- To nie jest mocne, Lottie. To straszne, on teraz wie wszystko o mnie! Naprawdę wszystko! – Cholera powinnam nad sobą lepiej panować. Byłam zbyt wyraźnie zraniona. Mój głos zaczynał cicho drżeć.
- Okay, Jesteś pewna, że nie powinnam dzwonić na policję?
-  To nie jest śmieszne, Lo -  zmrużyłam oczy i kopnęłam kamień.
- Tak, to nie jest śmieszne – powiedziała, prawie się nie zastanawiając – Gdzie jesteś?
- Na John Meynard – wyjaśniłam bezdźwięcznie i podniosłam moją nową zabawkę.
- Oh, znikaj stamtąd! – W tle usłyszałam trzask, jakby spadło szkło, albo coś innego – Hej, przestań bębnić łyżeczką w świecznik! – zganiła kogoś – Lisi? Jesteś tam? Przepraszam, muszę niańczyć.
- Tak, jestem. Ale dlaczego mam stamtąd iść?
- Ponieważ – znów przerwała – Zostaw tego kota w spokoju, to co mu robisz go boli! – westchnęłam cicho i spacerowałam z kamieniem przed nogą kopiąc go wzdłuż ulicy. Jakiś dźwięk uświadomił mi, że Lottie znów jest ze mną – Okay. Więc własne mieszkanie Louisa jest właśnie na John Meynard – bąknęła pod nosem a ja przystanęłam.
- Który numer?
- Siedemnaście.
- Jestem przy dwadzieścia dwa. Okej Lottie, muszę złożyć twojemu kochanemu bratu prawdopodobnie wizytę.
- On nie jest w Barcelonie?
Ah. Nadal nie powiedział reszcie prawdy. No tak, przykro mi Louis – Od dwóch tygodni jest w Londynie – warknęłam cicho rozłączając się. Z małym kamieniem przy nodze, odwróciłam się, kopnęłam go a on zatrzymał się przy domu wielorodzinnym. Numer siedemnaście.
W domu mieszkała tylko pani Wellinton oraz Dentysta. I Louis. Przycisnęłam mocno na dzwonek przy nazwisku Tomlinson i oparłam się o ścianę. Po paru sekundach zaszeleściło coś w domofonie – Halo, kto tam jest? – jego głos brzmiał tak delikatny.
- To ja – odpowiedziałam chłodno i położyłam mój palec na klamce. Nie byłam do końca pewna, czy się zaśmiał, ponieważ zakłóciło to bzyczenie. Z zaciśniętą szczęką wspięłam się po schodach aż dotarłam do otwartych drzwi. Nikogo. Huh? Gdzie jest ten typ?
- Jestem w sypialni – padło, wytarłam moje buty w wycieraczkę przed drzwiami – Możesz już iść do kuchni.
Zaciekawiona rozejrzałam się, na korytarzy było jasno i tylko niewiele mebli wypełniało pokój. Komoda, szafa i lustro. Zdjęłam moje buty i położyłam je obok innych zniszczonych i szarych. Okej.. Gdzie właściwie była kuchnia? Bezcelowo chwyciłam za klamkę pierwszych drzwi, które były na mojej drodze. Weszłam do środka i zaskoczona wciągnęłam powietrze. Nie, to nie była kuchnia. To była sypialnia Louisa. Z półnagim Louisem w środku.
Cholera.
- Umhh… - mruknęłam tylko i zmrużyłam oczy jak małe dziecko, ale on nie zniknął.
Cholera.
- Powiedziałem kuchnia, El -  nie można było przegapić kpiny w wypowiedzi.
Cholera.
- Tak, więc, ja… gdzie jest kuchnia? – zawstydzona, trzymałam ręce w zasięgu oku i odsunęłam się.
- Właściwie naprzeciwko. Pójdę lepiej z tobą, lepiej żebyś nie weszła do sąsiadów – stanął nagle obok mnie w spodniach do biegania i koszulce. Moje oczy błyszczały wściekłością, aż nie odwróciłam się i pomaszerowałam do kuchni.
- Zrobiłam to Louis. Ja prze…
- Przeczytałaś moje listy, wiem – dokończył zdanie.
- Tak. Nie wiem, jak teraz powinnam cię traktować. Ty wiesz o mnie wszystko! To uczucie jest dziwne. Czuje się jak otwarte okno, przez które można beztrosko patrzeć.
- Chciałabyś wiedzieć, dlaczego to zrobiłam, zgadza się? – przytaknęłam prawie niedostrzegalnie i oparłam skrzyżowane ramiona na blacie. – Byłem zrozpaczony. Chciałem wiedzieć, co się z tobą stało. Nie mogłem się oprzeć pokusie. Wiem, że to był błąd…
- Błąd? – wzięłam głęboki oddech i zrobiłam jeden krok w jego stronę. – To nie był błąd, Louis. To było zlekceważenie. Zlekceważyłeś moją prywatność. Ja tego po prostu nie rozumiem!
Nie obchodziło mnie w tym momencie, że byłam cała od potu i stałam właśnie przed nim. I tak wiedział już o mnie wszystko. Bo nie chciał zmieniać o mnie zdania.
- El, ja…
- Nie! Zostaw mnie po prostu w spokoju! – krzyknęłam wzburzona i spojrzałam na niego wściekle. Zdawał się być lekko zaskoczony moim tonem. W zamyśleniu, mógł jedynie napinać palce u ręki.
- Jutro o wpół do szóstej – mruknął patrząc na mnie. Jego niebieskie oczy przeszywały mnie tak bardzo, że przez chwilę musiałam szybko złapać oddech.
- Co proszę?
- Chce to zrobić dobrze. Możemy porozmawiać o wszystkim. My…
- Zróbmy to teraz – przerwałam mu.
- Myślę, że teraz sytuacja jest zbyt napięta – wyjaśnił trzeźwo, bębniąc paznokciami w blat. Prychnęłam pogardliwie.
- Nie jestem chętna, na kolejne spotkanie z tobą – wyjaśniłam szczerze, zatrzymując moje penetrujące spojrzenie na nim. W każdym razie mam nadzieję, że było to takie spojrzenie, a nie jakiejś bezradniej głupiej owcy.
- Jest gala i szukam jeszcze osoby towarzyszącej – kontynuował niewzruszony – Byłbym zaszczycony, gdybyś ze mną poszła.
-Ale nie ja! – odparłam ostro, przecisnęłam się obok niego i prześlizgnęłam się na korytarz. – A i tak na marginesie – nachyliłam się by założyć obuwie – The Fray nie jest już dla mnie. Blue i Olly Murs mają pierwsze miejsce. Także wiesz – dodałam otwierając drzwi. Nie czekałam na odpowiedź, potknęłam się na schodach i biegłam przez suchy asfalt. Bez zmniejszania tempa wpadłam na drogę przy której był mój dom. Najpierw zatrzymałam się przy furtce i wyciągnęłam telefon.  
Jedna wiadomość od Louisa mrugała do mnie. Boże, czego on chce?
Będziesz przecudowną partnerką, naprawdę! L.
Rozzłoszczona miałam schować już telefon, kiedy znów się zaświecił.
Odbiorę Cię o piątej.

Cholera.






Właściwie przez to, że są wakacje mam wrażenie, że nie czekaliście długo na nowy rozdział, ale pozostawiam "ocenę" wam. 
No i co myślicie o Louisie? Zachowałybyście się tak samo jak Lisi na wiadomość, że przeczytał pamiętnik? No i czy na jej miejscu poszłybyście na galę? :D 
Na decyzję Lisi poczekamy, ale wy możecie zadecydować teraz :P 
Jeśli chcecie ze mną jakiś kontakt oprócz wattpada, bloga czy tt wystarczy napisać! :> 
Zapraszam też na inne moje pracę. 
Dziękuje za każdą gwiazdkę i komentarz, które dodają mi sił. 

1 komentarz:

  1. Wow! To sie porobilo!
    Tego sie nie spodziewalam. Serio, Lou? Serio?!
    Nie moge uwierzyc, ze on przeczytal jej pamietnic. Bosz.. nie dziwie sie, Lisi, ze tak na niego naskoczyla.
    Hmm.. Ciekawe czy pojdzie z nim na ta gale to by bylo cos.. Ale moum zdaniem Lou jakos spokojnie do tego wszystkiego podchodzi...

    Nie moge sie doczekac nastepnego rozdzialu 😉
    @andrejjj99

    Ps. Myslalam, ze tylko dzien minal inowy rozdzial, a tu tyle czasu jednak minalo. Ah te wakacje xD

    OdpowiedzUsuń