piątek, 19 września 2014

Rozdział 14

LISI

- Aniołku, zaraz spóźnimy się na nasz lot! – krzyknęła mama i spojrzała na mnie karcąco. Rozgniewana chwyciłam moją walizkę i pociągnęłam ją za sobą do czekającej taksówki.
- Hej Lisi, będzie zabawnie, uwierz mi – mrugnął Niall i uszczypnął mnie rozbawiony w policzek. Chichocząc drugą ręką chwycił mój drugi policzek i ścisnął oba w tym samym momencie, przez co musiałam wyglądać jak nadymana rybka.
-Moge terasz jusz wsiasc?- mruknęłam ze ściśniętymi ustami i spojrzałam na niego pytająco. Pełny śmiech oznajmił mi, że wyglądałam głupio.
- Ibiza. Zawsze tam chciałem pojechać – zachwycił się Harry rzucając się do mnie i Nialla na tyle siedzenie. Mama usiadła z  przodu i taksówkarz ruszył.
- Cieszę się -  uśmiechnęła się i odwróciła się do nas tyłem.
- Myślę, że to wspaniale, że pozwoliła mi również pani jechać, pani Styles – podziękował Niall, spojrzałam na niego rozbawiona.
- Co?
- Lizus – szepnęłam i pokazałam język w jego stronę.
- Louis, Charlotte, Scott i Ryan czekają na hali odlotów – to były ostatnie słowa mojej mamy, później każdy pogrążył się we własnych myślach.
Z czego najbardziej się cieszyłam? Że Lottie będzie z nami. Inaczej nie przeżyłabym tych wakacji. Dobrze, z Niallem i moim bratem też byłoby na pewno miło.  Ale Louis? I Ryan ze swoim tatą? Nie potrzebuje zastępczego ojca. Nie potrzebuje brata. Przecież już mam to wszystko!
Przed tygodniem, gdy leżeliśmy na plaży, Liam powiedział, że powinnam się cieszyć dla mamy, ponieważ kogoś poznała. Uwierz mi, próbowałam. Musiałam przyznać, Scott nie był zły. Mimo to było to dziwne. I niewłaściwe.
- Tu jesteś – uśmiechnął się Scott i dał mojej mamie krótkiego całusa – Hej kochanie.
- Lottie! – pisnęłam, nie widziałam mojej najlepszej przyjaciółki bardzo długo. Dobra, parę dni. Ona objęła mnie i usiadła na różowe walizki.
- Dlaczego tak dużo ludzi tutaj biegnie? – zapytałam marszcząc czoło i spoglądając na tłum, który tutaj się zbierał.
- Umm – zmieszany Louis potarł swoje czoło. Dopiero teraz go zauważyłam. Usiadł na jednym z krzeseł zakładając na nos okulary przeciw słoneczne. – Myślę, że większość z nich dostała po to urlop – wyjaśnił niechętnie.
Sceptycznie uniosłam brwi do góry – Co masz na myśli: ”większość dostała po to urlop”?
-Że… No tak… Niektórzy używają szansy by przyjść tutaj… Zobaczyć nas… Możesz nazwać ich nieznajomymi przyjaciółmi… Albo łatwiej fanami?
Moje oczy rozszerzyły się – Muszę teraz spędzić czas odprawy z denerwującym piskiem nastolatków, ponieważ oszalały na punkcie bajecznego boga piłki nożnej? – stałam z otwartą buzią.
- Proszę uspokój się, Lisi. To tylko fani – powiedział ktoś z boku i duża ręką spoczęła na moim ramieniu.
- Nie przychodź teraz do mnie z „uspokój się” – zbeształam Ryana, pozwoliłam sobie z wyczerpania opaść na moją walizkę i schowałam twarz w rękach. – Przepraszam jestem w złym nastroju – wymamrotałam najchętniej chcąc zapaść się pod ziemię. Te głupie wahania nastrojów mnie wykończą.
-Chodźcie, pójdziemy teraz wydać bagaże, a później dalej – Scott spróbował rozluźnić napiętą sytuację.
W samolocie siedziałam obok  Lottie i Nialla. Harry, Louis i Ryan siedzieli przed nami i prowadzili intensywną rozmowę o piłce nożnej i innych chłopięcych tematach.
- Scott i ja mamy zamiar dziś pospacerować, idziecie z nami? – buzia mojej mamy pojawiła się pomiędzy siedzeniem moim a Lottie.
- Nie dziękuje – odpowiedziałam szybko – Ja nie chodzę podczas moich wakacji, mamo. 
Lottie zachichotała cicho, a następnie umieściła słuchawki w moich uszach.
Zabrzmiało „Get lucky” Daft Punk i zamknęłam oczy. Może te dwa tygodnie będą naprawdę fajnie.
- Dlaczego właściwie lecimy na Ibizę? – zapytałam mamę – Myślałam, że nienawidzisz Europy.
- Tak, ale dostaliśmy tą podróż w prezencie – uśmiechnęła się nieśmiało. Zdziwiona otworzyłam szerzej oczy.
– O Boże, mamo, nie mów mi, że tata albo babcia Rosie odkrywają jaką jesteśmy najgorszą rodziną na świecie i twierdzą, że potrzebujemy spędzić trochę czasu razem by naprawić sytuację… jak przed rokiem – dodałam. 
- Nie, nie – uśmiechnęła się krótko i spojrzała zawstydzona na Scotta, który był rozbawiony. – Znasz program „Scary Datingtime”? – zarumieniła się lekko.
- Nie mów, że to zrobiłaś – otworzyłam buzie. Oczywiście, że znałam ten program. Chodzi o to, że mężczyzna i kobieta nie znają się, zostawiają ich w dżungli albo innym wielkim dziwnym miejscu. Są śledzeni przez kamerę, aż nie znajdą siebie, a następnie wspólnie nie dotrą do wyjścia. Potem wygrywają nagrodę, jak na przykład wycieczkę. Telewizja naprawdę myśli, że w tym gównie można się zakochać…
                                                                                                                           
- Tam się poznaliście? – wymsknęło mi się. Oboje skinęli milcząco. – I teraz jedziemy razem na wakacje przez wygraną, czy dlatego że się zakochaliście? – byłam więcej niż zmieszana. Moja rodzina naprawdę nie jest normalna. Matka, która w bierze udział w Show podrzędnej TV; brat, który marzy o przyszłości piosenkarza i ja. Dziewczyna, która sama nie wie czego chce. To kompletny chaos.
- Obie – mama splotła palce ze Scottem.
- Lisi, daj spokój swojej mamie. Nie wypytuj jej już – szepnęła cicho Lottie i pociągnęła mnie lekko z powrotem. Ale moja mama mówiła już dalej sama.
- Nie było mnie w ostatnim czasie, ponieważ brałam udział w tym programie. Scott i ja tkwiliśmy w ogromnym starym zamku. Nie było trudno nas odnaleźć, ale każde drzwi były zamknięte. Wtedy musieliśmy szukać klucza. Przyjęli mnie tylko dlatego, ponieważ… Ponieważ powiedziałam, że mam dwójkę dzieci więcej. Dlatego pozwolili mi wziąć udział w Show. I dlatego Louis i Charlotte jadą z nami.
- Ah, naprawdę super mamo – powiedziałam kiwając głową z aprobatą – Ale to jest nie potrzebne! Dlaczego nic nam nie powiedziałaś?
Moja mama nie odpowiedziała, lecz wzruszyła ramionami i ułożyła się na ramieniu Scotta.
Wzdychając uśmiechnęłam się do niej nucąc cicho „Cant hold us” Macklemore.

- Ibiza jest przepiękna – dziwił się Niall zdejmując RayBany. Właśnie wysiedliśmy z taksówki, która przewiozła nas z lotniska do hotelu. Był on ogromny i nowoczesny. Typowy dla zwycięzców. Dostaliśmy duży apartament z czterema sypialniami. Harry i Louis wzięli wspólnie jeden pokój; Niall z Ryanem; Scott z mamą i Lottie ze mną. Wielki salon łączył cztery sypialnie, niestety były tylko dwie łazienki.
- Chcemy na plażę? – Harry postawił swoją walizkę na ziemi i wyciągnął z niej kąpielówki.
- Jeśli o mnie chodzi – chętnie – pociągnęłam walizkę do naszego pokoju i zniknęłam ze strojem kąpielowym w łazience. Po tym jak się przygotowałam, czekałam na Lottie aż i ona będzie gotowa.
Razem pobiegłyśmy do chłopców do windy. Spuściłam głowę i czekałam, aż zjedziemy na parter. Zagubiłam się w swoich myślach opierając o szklaną ścianę i wpatrując się w japonki mojej najlepszej przyjaciółki. Nagle ściana za mną zniknęła, a ja równo z dźwiękiem opadłam do tyłu. Jeden mały krzyk wydostał się z moich ust, a nie co później wylądowałam na podłodze.
-Au – mruknęłam cicho i próbując przygotować się do wstania na nogi. Co z ręcznikiem wokół ciała wcale nie było takie proste. Wtedy, jednocześnie trzy dłonie zostały wystawione w moją stronę. Sceptycznie uniosłam brew do góry, gdy mów wzrok padł na chwilę na rękę Louisa, Ryana i Nialla. Zdecydowanie wyciągnęłam również moją do góry i kurczowo przytrzymałam się Nialla. Dobrze pilnowałam, żeby inni dokładnie zostali zignorowani i pozwoliłam sobie pomóc.
- Dlaczego wyjście jest z innej strony? – fukam pocierając swój tyłek. Sama zasłużyłam sobie na chichot, który wydobywa się od Lottie, a plaża była już w naszym zasięgu.
-  Spójrzcie tam! – Ryan wyrzucił ręce w powietrze radośnie podniecony – Można skakać tu z klifów! Idziecie też?
Wahając się spojrzałam na innych. Harry przytaknął radośnie, Niall klasną w dłonie, a Louis uśmiechnął się.
- Uh, jasne? – to było bardziej pytanie pochodzące z ust Lottie. Za to miałam ochotę ją zabić.
Harry pobiegł z Ryanem szybciej. Droga wiodła przez chropowate kamienie, między ciernistymi krzewami  i przez kujące muszle. Zacisnęłam wargi, dreptałam ostrożnie przed siebie z wyciągniętą ręką dla bezpieczeństwa, aby utrzymać równowagę. Droga stała się jeszcze bardziej wąska i musiałam uważać, żeby się nie poślizgnąć, nie wspominając o spoglądaniu w dół
-  Skoczę z palców – przechwalał się Harry i stanął na krawędzi na czubkach palców. Moje serce biło szybciej, gdy go tam widziałam. W każdej chwili był gotowy do skoku.
Krzyknął głośno, zanim wpadł do turkusowej wody.
- Dajesz Niall! – usłyszeliśmy z przodu i mój puls w końcu się uspokoił. Harry przyszedł cały.
- Z drogi, Harry! – pisnął Niall, a następnie zniknął w głębokości morza.
- Chcesz teraz, Lisi? – powiedział Ryan i uśmiechnął się do mnie zachęcająco.
- Oh, tak, pewnie… Gdzie właściwie jest Louis? – zapytałam odwracając uwagę tym, że byłam wręcz przerażona tą wysokością.
Faktycznie Louis zniknął.

LOUIS

- Idę tylko zjeść lody  – szepnąłem do Harry’ego i ruszyłem w przeciwnym kierunku. Mały sklepik znajdował się nieco wyżej, więc wspiąłem się po schodach dysząc. Gorące słońce świeciło bezpośrednio na moją głowę, więc wejście było jeszcze trudniejsze. Chociaż miałem tylko spodnie do pływania, spociłem się szalenie. To było nie do wytrzymania. Przyglądałem się jak moi przyjaciele wspięli się na klif i śmieją się z Harry’ego, który stanął na krawędzi. Zawsze był trochę pozerem.
Kawałek przed lodziarnią, zauważyłem brunetkę, która spoglądała w dół stromego klifu. Tutaj chyba nie ma pozwolenia na skoki z klifu? Czytałem tabliczkę, że tylko z drugiej strony skoki są dozwolone.  Tutaj było zbyt płytko i skaliście, dziewczyna nie może…
- Stój! – krzyczę i biegnę przed siebie. Nie może  tego zrobić! – Nie skacz.
Zszokowana dziewczyna odwróciła się i spojrzała na mnie.
- Nie… skacz – dyszałem. – Proszę… nie! Tutaj… nie… - jąkałem się dalej kładąc ręce na kolanach, próbując zaczerpnąć powietrza.
- Um, ja nie chciałam skakać? – jej czysty, anielski głos uważnie do mnie dotarł. I po pięciu sekundach zrozumiałem.
O Boże, jestem głupi. I żenujący.
- Oh – wymskło mi się i przetarłem zakłopotany czoło.
- Chciałam zrobić zdjęcie. Tutaj morze jest przepięknie – wyjaśniła i unosząc małą kamerę w moją stronę.
- Więc jak masz na imię? – zapytałem cicho i starając się brzmieć spokojnie.
- Eleanor -  wielki uśmiech namalował się na jej ustach – a ty?
- Louis – odwzajemniłem uśmiech spoglądając na przepiękną dziewczynę przede mną.














Bardzo przepraszam, za to tygodniowe opóźnienie, ale tyle się działo... Zadałam maturę i musiałam ogarnąć studia i wszystko co z nimi związane... Mam nadzieję, że rozumiecie. 
Dziękuje za wszystko! :)xx

3 komentarze:

  1. Kocham Ell, ale chętnie bym ją stąd wkopała. Niech Lou wraca do Lisi! Strasznie krótki rozdział, wcześniej coś jeszcze tam napisałam, ale blogger mi zaprotestował i nie dodał komentarza, a teraz już nie pamiętam.
    Dodam tylko, że diabeł z Ciebie, bo dodajesz rozdział akurat jak czatuję na bilety! :P
    Pozdrawiam i czekam na kolejny rozdział :) xx

    OdpowiedzUsuń
  2. Co ty wymyslilas z ta El? Lou ma byc z Lisi! Wiec juz podziekujemy El.
    Lou nie mogles isc z nimi na te lody? Najpiw miesliscie skakac, a ty na lody poszles. Zdecyduj ty sie chlopie.
    Matka Lisi i Hazzy to jest na serio dziwna. Brak mi slow, aby opisac jej zachowanie.
    Ciekawe czy Lisi skoczy...hmm.. idk..
    Cos czuje, ze bedzie sie dzialo, a dzialo na tyj wycieczce.
    Swietny rozdzial.
    Czekam nn.
    @andrejjj99

    OdpowiedzUsuń