poniedziałek, 29 grudnia 2014

Rozdział 20

Chwiejnie obróciłam się do Harry’ego zgniatając kartkę. Lottie i Jolie stały obok niego.
- Już do domu? Hazza idzie mi dobrze, nie chce iść spać – zaprotestowałam i zatoczyłam się w jego stronę.
- Przestań, idziemy już – objął mnie ramieniem w talii, a ja wsparłam się na jego ramieniu.
- Zaraz do was wrócę – krzyknęła Jolie i odbiegła z powrotem.
- Jak mnie znaleźliście? – zapytałam. Lottie szła obok nas w milcząc.
- Jolie chciała zabrać nas na wiejską imprezę, ponieważ nie mogliśmy usiedzieć w hotelu – wyjaśnił mój brat, zmarszczyłam brwi, by uświadomić sobie, co właśnie powiedział.
- Aha – powiedziałam po paru sekundach później i spojrzałam na moją przyjaciółkę – Louis nie chce cię kochać, Harry –  oświadczyłam uroczyście i uwiesiłam się na ramieniu Harry’ego, kiedy świat przede mną znów zawirował.
- Oh, ona jest tak bardzo pijana – szepną Harry do Lottie, jednak usłyszałam to.
- Hej, słyszałam! – mruknęłam i rzuciłam na nich zdenerwowanym spojrzeniem.
- Miejmy nadzieję, że Scott nas nie zobaczy. Albo mama – zignorował mnie otwierając drzwi do auta. Skąd nagle wzięła się tu taksówka? Samochody mogą się tak z nikąd pojawiać? Tak, tak musi być.
Wtoczyłam się chichocząc na tył samochodu i zerknęłam na Lottie, która wzdychając wciska się razem z Harrym obok mnie.
 - Co jest tak bardzo zabawne, Lissi? – spojrzała na mnie wyczekująco.
- Auta.. – zrobiłam honorową pauzę – czy magia! – zaśmiałam się, a potem uśmiechnęłam do kierowcy.
- Oh, Boże, proszę idź już spać – burknął Harry i położył głowę na podgłówku.
Ciche piszczenie wywołało moje niespokojne spojrzenie.
- Sms od Jolie. Idzie już – poinformowała nas Lottie i przesunęła się bliżej mnie. Taksówkarz ruszył, a ja wpatrywałam się w okno. Niestety, było za ciemno aby cokolwiek dostrzec. Jaka szkoda.
- Lisi dalej już jesteśmy – Lottie pociągła mnie za ramię.
- On zabrał nas pod sam hotel? – zapytałam i spojrzałam na obu zaciekawiona.
- Tak, właśnie i jeśli teraz nie wysiądziesz, zabierze cię ze sobą gdzieś indziej – wystawiłam swoją głowę na zewnątrz i zmrużyłam oczy wpatrując się w ciemność.
Mama jest na jakimś hiszpańskim festiwalu, wróci po północy, do tego czasu Lisi musi być trzeźwa – powiedział Harry i zamknął drzwi. Wydaje mi się, że jeszcze zapłacił i samochód odjechał.
 Hol był pusty, gdy oboje wepchnęli mnie do windy. Podchmielona wpadłam na ścianę i spojrzałam na nich – Świetna z was para – mruknęłam ledwo i chwyciłam się podparcia. – Naprawdę, jesteście razem słodcy. Jestem taka zazdrosna o ciebie Lottie Karottie – smutno spojrzałam na chwilę na podłogę.
- Chodźcie, wysiadamy – zaproponował Harry stojąc przed otwieranymi drzwiami, kiedy usłyszeliśmy odgłos oznaczający nasze piętro.
- Chcemy jeszcze iść do baru? – mruknęła Lottie łapiąc mnie mocno za rękę, żebym nie upadła. Pf, poradzę sobie sama!
- Ja też idę! – szczerze się stawiając nogi już na posadzce apartamentu i wciąż się uśmiechając.
- Zapomnij o tym – Harry delikatnie popchnął mnie na sofę.
- Dlaczego tylko wy możecie się dobrze bawić? – zaczęłam stroić fochy i smutno spojrzałam w jego oczy, jakbym chciała owinąć go wokół palca. To zawsze działało.
- Lisi…- Tak. Punkt. Harry przeczesał rozpaczliwie swoje włosy.
- Bez obaw, zajmę się nią – nagle Louis stanął przede mną obok Harry’ego. Leniwie spojrzałam na jego twarz.
- Dzięki Louis – Harry wziął coś z daleka.
- Żaden problem. – pomachał jeszcze ręką w stronę drzwi.
- Dzięki Louis – powtórzył mój brat i zniknął za drzwiami.
- Jezu El, ile wypiłaś? – ukląkł i spojrzał na mnie uważnie.
- Nie wiele – odparłam potrząsając głową i wskazałam na palcach ile około.
- Powinnaś się umyć, a potem iść do łóżka – rozkazał – Masz wielkie mokre plamy na brzuchu i klatce piersiowej.
- Zdumiona spojrzałam po sobie. Kiedy tak się pobrudziłam? Przysunęłam Top do swojego nosa i powąchałam.
- Tequila. Butelka musiała mi się przez chwilę przechylić – wytłumaczyłam się i poczułam jego ramiona pod swoimi nogami. Niezgrabnie odchyliłam się do tyłu tak, że wciągnęłam go na siebie.
- Ups.
Louis westchnął i oparł się obok mnie. Kiedy pochylił się na chwilę wstrzymałam oddech. Trzymał swoją głowę przed moją twarzą i czułam, jak kładzie swoje ramiona na moich plecach  i pod kolanami. Delikatnie mnie uniósł a moja głowa opadła na jego pierś.
- Mhh – mruknęłam i zamknęłam oczy – Louis, pachniesz naprawdę dobrze! – lekko obwąchałam jego cienką koszulkę. Pachniał trochę solą z morza, Świerzym powietrzem, jabłkowym szamponem i ogniskiem.
Nade mną usłyszałam ciche chichotanie.
Moje plecy zostały położone na coś miękkiego, więc musiał już położyć mnie do łóżka. Ostrożnie zdjął moje japonki i położył obok łóżka.
- Też idziesz spać? – zapytałam i spojrzałam na niego nieśmiało. Mój nastrój nagle się zmienił.
- Nie, zajrzę jeszcze raz do baru – wyjaśnił i wygrzebał z mojej szafy piżamę. Cholera, znowu, nie. Pluszowe misie.
Słyszałam wyszeptane przez Louisa – Słodkie – ale nie byłam pewna, czy to powiedział. Spojrzał na mnie nieco rozbawiony, kiedy bezczynnie wysunęłam się tylko z łóżka.
- El, musisz to ubrać – powiedział, trzymając moje misiowe spodnie przed nosem.
- Wiesz, Louis. Gdybym wiedziała, że będziesz widział moją piżamę wzięłabym tą koszule nocną z Victoria Secret – zapewniłam i spojrzałam na swoją wstydliwą piżamę. Gdybyś ty w ogóle miała koszulę z Victoria Secret, Lisi.
- Też tak myślałem – uśmiechnął się do mnie z ukosa i uniósł moje ciało do góry – Ubierzesz się sama, czy muszę ci pomagać? – usiadł w nogach łóżka przyglądając się mi.
- Potrafię zrobić to sama – dumnie chwyciłam brzeg mojej bluzki. Mimo to moje ramiona szybko zawiązały się prawie jak w supeł, choć naprawdę chciałam w elegancki sposób przeciągnąć ją przez głowę.
- No chodź – mocno pociągnął moją morką koszulkę przez moją głowę – Co ty dzisiaj robiłaś, że… no tak… nie jesteś do końca trzeźwa?
Zachichotałam cicho – Nino zabrał mnie ze sobą na motorze.
- Nino? – jego oczy wpatrywały się we mnie zaciekawione.
- Tak. Pepe zaproponował mi abym zagrała w nimi w grę, no i żeby lepiej zrozumieć, wypiłam Tequila – zamknęłam na krótko oczy, kiedy wciągnęłam na siebie górę do spania.
- Och, aha – nie wydawał się być naprawdę zainteresowany. Raczej rozbawiony. No tak świetnie, ponownie ośmieszyłam się przed Louisem. Wstał i podszedł do okna zasłaniając zasłony – Dobrej nocy, El – wyszeptał w drodze do drzwi. Zostałam sama i nakryłam się po sam czubek nosa. Cały pokój był skąpany w ciemności. Moja głowa bolała. Nie chciałam być  tutaj sama. Nagle miałam odczucie, że nie jestem sama. Lottie nie było, jej łóżko było zimne. Chciałam do Louisa. Tak jak wtedy, gdy mama, Harry i ja byliśmy na wakacjach na południu, gdzie poznaliśmy Louisa. Przed tym, nie miałam nic z nim wspólnego nawet jeśli w szkole chodził dwie klasy wyżej.
- Naprawdę lubisz Graysona, prawda? Bea spojrzała na mnie i uśmiechnęła się ze swojego piętrowego łóżka.
- Może – odwzajemniłam uśmiech i zerknęłam zakłopotana na moje palce – Uśmiechnął się dzisiaj do mnie – ze swoimi niebieskimi iskrzącymi oczami, które przysłaniały lekko ciemne oczy, gdy się cieszył.
- Widziałam was razem, jak się całowaliście – uśmiechała się wciąż poruszając sugestywnie brwiami.
- Ahm – moje policzki zaczęły piec i zrobiły się czerwone.
- Będziecie uroczą parą – Bea nadal się uśmiechała, a ja zacisnęłam wargi.
Kiedy poszłam do łazienki w nocy, słyszałam jakieś głosy dzięki otwartemu małemu oknu w łazience. Góra nie była przykryta folią, dlatego też wspięłam się na parapet i spojrzałam w dół. Ogromnie przerażona z krzykiem spadłam na ziemię. Głucho spadłam swoim tyłkiem na podłogę i z ust uleciał jęk. Ale jak inaczej mogłam zareagować. Gdy tam niżej Grayson razem z Keirą stoją tak bardzo blisko siebie i całują się… Co powinnam pomyśleć? Oszukał cię, Elisabeth. To wszystko. Prawda. Grayson chciał się tylko ze mną pobawić.
- Wszystko tam w porządku? – usłyszałam męski głos z zewnątrz. Zaskoczona obróciłam się.
- Tak, wszystko dobrze! – spróbowałam normalnie odpowiedzieć, ale okazało się to być żałosnym szlochem.
- Zdaje mi się, że raczej nie… – drzwi otworzyły się i Louis, nowy przyjaciel Harry’ego, wszedł do środka. Wcześniej nie zamieniliśmy nawet słowa. Widziałam go tylko często razem z Harrym na boisku. Z tego co już wiedziałam, był z Londynu tak jak my. Nawet chodził do tej samej szkoły, tylko dwie klasy wyżej. Pracował tutaj ze pełnoletnim wiekiem jaki opiekun, aby zarobić trochę pieniędzy. – Oh, nie mów mi teraz, że spadłaś z parapetu – próbował stłumić chichot.
- Bingo – szepnęłam i spojrzałam na niego zawstydzona. Jego kąciki ust układały się w krzywym uśmiechu.
- Co cię tak z szokowało? – uklęknął obok i spojrzał przyjaźnie. Chciałam powstrzymać łzy, ale było już za późno. Częściowo spływały już po moich policzkach, a ja nawet nie ukryłam swojej twarzy. Ludzie, to było niezręcznie. – Oh, nie płacz proszę – oczy Louisa znów odzwierciedlały prawdziwe współczucie.
- To … nic ważnego, naprawdę – pociągnęłam nosem i ukradkiem spojrzałam na okno. Nagle Louis podniósł się z ziemi i wspiął się na grzejnik. Następnie wyjrzał przez okno.
- Grayson? – zapytał mnie, skinęłam. – On cię pocałował, prawda? – ciągnął dalej opierając się o umywalkę. Ponownie skinęłam. – Widzę go każdego dnia z inną dziewczyną. Przykro mi.
Wzruszyłam ramionami. – Nic nie możesz na to poradzić – powiedziałam i wstałam. Rozproszona umyłam ręce w umywalce.
- W każdym razie  – znów delikatnie się uśmiechnął – Jesteś młodszą siostrą Stylesa, mam rację?
- Jesteśmy bliźniakami – poprawiłam go i odwzajemniłam uśmiech – Harry kocha mówić „młodsza siostra”, tylko dlatego, że to on urodził się pierwszy.
- Tak, nasz Harry jest trochę małym samochwałą – uśmiechnął się Louis i podszedł do mnie, a potem zamknął mnie w swoich ramionach – Nie powinnaś przejmować się Graysonem, on nie jest tego wart. Wierz mi – mówił łagodnie, delikatnie gładząc dłonią po moich plecach. Mimo to znów się rozpłakałam, złamanego serca  nie da się tak łatwo skleić. Było jak rana. Krwawiło tak długo, aż skóra się nie odrodzi.
- Hej, to jest damska łazienka – usłyszeliśmy za sobą głos, który mogłam doczepić tylko Beai. – Elisa? ???
- Jaki Grayson? –powiedzieliśmy równo z Louisem, a następnie wybuchnęliśmy głośnym śmiechem.
Ostrożnie wstałam i poczłapałam do łazienki przemyć twarz. Moje włosy były spłaszczone i przepocone. Z gumką na ręce zrobiłam koka. Powoli spojrzałam na siebie. Misie patrzyły na mnie bezczelnie „Lisie dziecko które nadal nosi piżamkę w misie” Wydawało się, że śmieją się ze mnie.
Przemieściłam się przez pokój, chwytając komody, aby nie upaść i opuściłam go. Było tutaj naprawdę cicho, wszyscy inni hotelowi goście, spędzali czas nie tylko w łóżka. Louis rzeczywiście jeszcze tutaj był? Co, jeśli jednak poszedł do baru?
Prześlizgnęłam się pod jego i Harry’ego pokoju, otwierając ostrożnie drzwi. Słaby promień światła wypadł przez szczelinę. – El, co tutaj robisz? – zapytał głos. Chwyciłam się oparcia od krzesła i podparłam się by prosto dotrzeć do pokoju.
- U mnie było ciemno, byłam sama i… - mój głos się łamał. Jak ja się tu właściwie znalazłam? Ten głupi alkohol sprowadził mnie do stanu małego, wrażliwego dzieciaka.
- Chodź tutaj – Louis usiadł i odłożył książkę na kolana. Powoli, chwiejąc, doczołgałam się do łóżka i wpełzłam na stronę Harry’ego.
- Tak mi przykro, nie wiem co się ze mną dzieje – pociągnęłam nosem, krótko utrzymując z nim kontakt wzrokowy – Co czytasz?
- Um – Czy on się zarumienił? Zaciekawiona schyliłam się, ale on schował już książkę pod swoją poduszkę.
- Chcesz tutaj spać? – zapytał Louis i tym samym odsyłając wcześniejsze pytanie gdzieś daleko. – Harry będzie zadowolony ze spania u Lottie.
- Chętnie – uśmiechnęłam się starając zbytnio się nie rumienić. – Możesz mi coś wcześniej zaśpiewać? Przed zaśnięciem? – zapiszczałam cicho i przytuliłam do siebie kołdrę. Moje powieki nagle się zamknęły.
- All along it was a fever – śpiewał cicho i  uśmiechał się radośnie. Jego usta nie były daleko oddalone od mojej szyi, więc czułam jego oddech.  Weź się w garść Lisi, on myśli, że nie czujesz do niego nic więcej.
Między nami była tylko dwudziesto centymetrowa przerwa. No dalej Lou, połóż swoje ramie na mnie. No dalej! Modliłam się sama do siebie i zaciskałam jeszcze bardziej oczy.
- I want you to stay – teraz jego głos był jeszcze bliżej.
Wyrwał mi się cichy pisk, gdy  nagle, szybko jego ramie naprawdę objęło mnie w tali i docisnęło do siebie. Rozluźniając chwile później. Zawsze coś pomyślałam sobie zanim zasnęłam. 


Mogą być błędy, przepraszam że tak długo czekaliście ogólnie, i że dzisiaj też jest później, ale to po prostu ja ostatnio nie mam czasu. 
Dziękuje, za każdy głos, komentarz i posiwięconą minutę. Kocham was ogromnie i życze wspaniałęgo nowego roku! :) 
#SuTPL
tt: Reniferowa_

3 komentarze:

  1. O matko bosko czyżby pierwsza?!?!? O,matko wygrałam życie a teraz pozdrawiam wójka Wacka, ciocie Różyczke mojego głupiego brata i wgl tą dziwną rodzinke. A także mojego przyszłego męża (chociaż do ślubu nigdy nie dojdzie ale to szczegół hah). Dobra a teraz bez emocji ;) Jaka słodka Lisi o matko ja też chce sie ochlać w trzy dupy a potem mieć śpiewającego przed snem Loui'ego ale jak wiemy do tego nigdy nie dojdzie a szkoda :') Rozdział jak zwykle zajebioza xD Mnie coś dzisiaj emocje ponoszą przy pisaniu tego koma haha spokojnie to jest przejściowe haha aż taka psychiczna to ja nie jestem xDDD Pozdrawiam z podłogi ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. kurka wodna znowu żem źle napisała *wujka haha jak zwykle ;D

      Usuń
  2. Awwww... koncowka byla lxnshisoaw. Czy tylko ja miala wielkiego banana na twarzy jak to czytalam? ;)
    Lou jej zaspiewal do snu awww... i wgl spia razem. Kxnzbzjsks.
    Cudny rozdzial.
    Czekam nn.
    @andrejjj99

    OdpowiedzUsuń