LISI
Nie
poruszałam już więcej tego tematu. Uwierzyłam mu. Louis nie był typem
ukazującym taki rodzaj agresji.
- Ugotuje
dziś dla ciebie – szepnął mi do ucha otwierając drzwi do mieszkania. Trzymał
mocno moją talię wciągając mnie na korytarz, zamknął drzwi i pomógł mi zdjąć
kurtkę.
- Strasznie
się spieszysz – zauważyłam, a on rzucił płócienną kurtkę na krzesło. Z
bezczelnym uśmiechem chwycił mnie za rękę ciągnąc w swoją stronę. W ostatniej
chwili udało mi się wziąć oddech zanim zaczął mnie całować.
Pocałunek
wziął górę, tłumiąc moje zmartwienia. Istniał tylko on. Tutaj. Ze mną.
- Więc co
ugotujesz? – zapytałam dysząc, odsuwając się na pewną odległość, abyśmy mogli
porozmawiać.
- Hm, to
zależy od tego jak długo masz ochotę siedzieć sama przed telewizorem –
uśmiechnął się puszczając mnie.
- Makaron
jest w porządku. – Pobiegłam za nim do kuchni i oparłam się o ladę. – Nie
zależy mi aż tak na sosie, najważniejsze żebyś miał parmezan. – Kolejny uśmiech
przebiegł mu przez twarz, z błyskiem w oku odwrócił się i odszedł kawałek
kucając. Z jednej z dolnych szuflad wyjął garnek i patelnie.
- Strasznie
ci się spieszysz – powtórzył moje słowa z wcześniej. Szczerząc się, zagryzłam
dolną wargę i krzyżując ramiona, gdy on nalewał wodę. – Będziesz mnie oglądać
jak gotuję? – Kiedy nie odpowiedziałam, odwrócił się od pieca i podszedł do
mnie. – Nie ma mowy! Chodź, poszukasz jakiś ubrań do spania. – Jego dłoń
pchnęła mnie delikatnie w stronę drzwi.
Spanie?
Chwileczkę. – Nocuje tutaj? – zapytałam nagle przystając.
- Tak, ja…
To byłoby świetne, El – zawstydzony uniósł krzywo kąciki ust do góry – Więc…
Jeśli oczywiście tylko chcesz.
- Jasne. –
Co za pytanie – Po prostu na to nie liczyłam. – Z lekkim uśmiechem przeszłam
przez korytarz i weszłam do sypialni. Powietrze było świeże i chłodne, jakby
ktoś niedawno wietrzył. Może też to właśnie ciemne meble wprawiały w takie
odczucie. Czarne metalowe łóżko z szarą pościelą, szare masywne szafy oraz
biały kredens. Jedyną odrobiną koloru w tym obrazie były zdjęcia na stoliku
nocnym. Na drugi rzut oka zdałam sobie sprawę, że to była jego rodzina; zdjęcie
musiało być wykonane kilka lat temu – Lottie i Louis wyglądali o wiele
młodziej. Mogłam tylko się domyślać, że dookoła Lottie w kręgu stali krewni.
Druga
fotografia zszokowała mnie. Nie była chyba aż tak stara – może z przed półtora
roku. On i ja. Szczęśliwi. W dniu jego urodzin siedzieliśmy pod choinką w
salonie Tomlinsonów.
Oderwałam
oczy od zdjęcia i otworzyłam ciężke drzwi szafy. Bez zbędnych ceregieli,
wyciągnęłam ciemny T-shirt, który mógłby mi słów żyć jako koszula nocna. Zapach
świeżego płynu do płukania natychmiast dotarł do moich nozdrzy .
Kątem oka
zauważyłam dwa pudełka; chciałam się już odwrócić, ale coś czarnego rzuciło się
w moje oczy. Z wahaniem podeszłam i podniosłam ciemną broń z ziemi. W ręku była
cięższa niż myślałam. Potężna, groźna.
- Coś
znalazłaś? – głos sprawił, że cała zadrżałam. On opierał się o drzwi, skinął na
koszulkę w moim ręku.
- Tak –
wymamrotałam i odłożyłam pistolet na kartonie. – Obiad gotowy?
- Tak, tak
jakby. – Wkładając ręce do kieszeni podszedł do mnie. – Oh, co tam masz? –
Spojrzenie prześlizgnęło się po kartonach.
- Tylko się
rozglądałam – szepnęłam cicho zgodnie z planem i zacisnęłam zęby. C’mon Ellie on ma tylko pistolet w
mieszkaniu. Nie ma powodu żeby się gorączkować.
Haha.
Zabawne.
- Nie ma
problemu. – Jego palce chwyciły brzeg koszulki i przeciągnął ją nad głową.
- Jest
prawdziwy? – wyrwało mi się nagle. Cholera, Ellie. Jesteś przerażającym
kontrolerem.
- Co? –
spojrzał na mnie znad świeżego ubrania.
- No… uh..
pistolet.
- O Boże,
nie. – Rzucił w moją stronę uspokajający uśmiech. – To z przeszłości, można nim
było strzelać kolorowymi kulkami. W tym kartonie są moje wspomnienia z
dzieciństwa.
Mój puls w kilka
sekund zwolnił ze 250 do umiarkowanego.
- Czy myślałaś,
że mam prawdziwą broń?
Bezradnie
wzruszyłam ramionami. Co ja mogę o tym wiedzieć.
- Głodna? –
Złapał mnie za rękę, całując delikatnie we włosy. Byłam mu wdzięczna za tą zmianę
tematu.
Był ubrany
tylko w spodnie do biegania, a ja w jego koszulkę – leżeliśmy w łóżku oglądając
film, który leciał w telewizji. Jego regularny oddech, który słyszałam, gdy
moja głowa leżała na jego klatce piersiowej, wyciszał mnie. Tak, powodowało to,
że byłam senna.
- Zmęczona,
co? – szepnął mi do ucha przyciągając bliżej. Moje powieki opadały, ponownie
zamknęłam oczy.
- Tylko
trochę… - Nie chciałam tak wcześnie zasypiać w końcu nie zawsze mamy czas, aby
się razem zatrzymać.
- W porządku
– Przerwał nasz intymny uścisk, opierając się łokciem na materacu. – Film i tak
jest nudny.
Na chwilę po
prostu zamknęłam powieki, aż nie poczułam że leże w łóżku. Zaskoczona otworzyłam
oczy – Louis pochylał się nade mną, z rękami po obu stronach.
- Wiesz, że
nie będę dobrze spać jeśli mi nie dasz całusa na dobranoc, prawda? – Obrażony skrzywił
się, kiedy delikatnie uniosłam brwi do góry. – Nie rób mi tego, Elizabeth
Styles – jego czoło przez chwilę stykało się z moim, delikatnie musnął wargami mój
podbródek.
- Zero
strachu – odetchnęłam, zanim zaczął mnie całować.
-‘-
Tydzień w
którym jest bal jesienny rozpoczął się. Tydzień w którym Irlandczycy nas
opuszczą. Niall i Lina, zostali żeby nam pomóc.
- Dziwnie
będzie wkrótce to wszystko zostawić – Niall chwycił paczkę z chipsami. Jego
oczy utkwione były w ekranie – oglądał piłkę nożną podczas gdy ja trzymałam w
rękach jedną książkę z biblioteki szkolnej. – Nie Svenson biegnij! To była
idealna okazja na bramkę! – machnął podenerwowany ręką w powietrzu – Ale jakoś
tęsknie za Irlandią. Wiesz wiele rzeczy jest tutaj innych i.. Jasna cholera tak
trudno strzelić piłkę do głupiej siatki przeciwnika, kiedy dookoła nie ma
żadnego przeciwnika?!
Nie
odpowiedziałam, prawdopodobnie i tak by nie usłyszał. Szybko rzuciłam okiem na
telewizor, żeby sprawdzić drużyny. Szwecja przeciwko Rosji. Nic specjalnego.
Chłopak
sapnął kilka razy, nawet kiedy otworzyłam pierwszą stronę książki.
Luna i Jerard. Wyzwanie miłości, napisane przez
Samanthe Cruz. Dla Janett, która na zawsze pozostanie w moim sercu.
Prolog
Jared. Zostałam uratowana, mój brat
zabity. Uciekając od mojej nienawiści. W poszukiwaniu miłości.
Co jest dobre a co złe? Jakie myśli i wspomnienia
codziennie będą mi się przypominały? Jak bardzo jesteśmy bezsilni wobec losu?
Ty i ja…
- Co czytasz? – zapytał głos obok
mnie. Niall ściszył swój ton.
- Dziewczęcy
romans – mruknęłam zamykając i spojrzałam na niego. Paczka po chipsach leżała
pusta na stoliku, zbierał żelki do ręki.
- Idziesz
teraz już na bal?
- Nie. – W środku
byłam lekko zirytowana, wolałabym zainteresować się prologiem książki.
- Dlaczego
nie? – zaczął znowu.
- Nie mam
partnera. Louis jest obecnie nauczycielem zastępującym.
- Oh szkoda
mogłoby być naprawdę śmiesznie, to będzie nasza ostatnia noc pobytu tutaj – i wow,
Lisi widziałaś to? – wpatrywał się z błyszczącymi oczami w ekran.
- Co?
- Serio, on
tam jest!
- Kto?
- Louis!
Jest ze swoją drużyną w Szwecji. Wiedziałaś to?
Westchnęłam
i odchyliłam się na poduszce i wyciągnęłam nogi na jasnej, chłodnej skórze
kapany.
- Tak
powiedział mi, że będzie tam zawodowo w Szwecji. – Więcej mnie nie
interesowało. Nie tylko gra, ale też jakie drużyny.
- Och, to
takie fajne – z rozmarzeniem pochwycił pilota i zrobił głośniej. – Dlaczego on
mnie tam nie zabrał? Siedzi tuż za barierkami. – Rozczarowany zakończył swój
wywiad. – Wiesz Lisi, Svenson i Jenkins naprawdę są konkurencją dla Louisa.
Jeśli chodzi o piłkę nożną.
Jednym uchem
słuchałam tego co mówił, wzorkiem szukałam miejsca, w którym przerwałam
czytanie.
Jak bardzo jesteśmy bezsilni wobec losu? Ty i ja to
zbyt intensywne by zapomnieć. Mogę czuć tylko nie nawieść, jesteś osobą, której
naprawdę się boje. Gardzę. A jednak nie jest obojętna. Wywołujesz u mnie wiele
wybuchowych i zaborczych uczuć. Pokazujesz mi strony, których bez ciebie nigdy
bym nie odkryła – znienawidzonych i prześladowanych przestępców. Wdzięczność
nie byłaby dokładna opisując co czuje. Niewłaściwa do tego, by powiedzieć co
czuje do ciebie. Ponieważ żadne słowo nie może tego opisać, żadne stwierdzenie
tylko w przybliżeniu –
- Niall,
dlaczego ten telewizor jest taki głośny? – Harry wszedł do pokoju. Cicho
jęknęłam, nie można mieć chwili spokoju? Ryan pojawił się za nim w drzwiach.
- Zaczął się
nowy sezon, zobacz szwedzki zespół prowadzi. Właśnie skończyła się pierwsza
połowa.
- O nie, nie
mogę tego odpuścić – Ryan pochwycił butelkę piwa od Nialla i rzucił się obok
mnie na kanapę. – Faul, rosyjski kapitan jest i tak najlepszy.
Przewróciłam
oczami, gdy Harry położył nogi na moich kolanach i uśmiechnął się szeroko. –
Lubię Szwedów. Svenson jest naprawdę niesamowity, Louis powinien czuć się
zagrożony na pozycji jako gracz roku.
Zirytowana
zamknęłam książkę, starając się zrzucić z siebie nogi brata. Cała trójka
zignorowała mnie, gdy zaczęłam opuszczać sale. Jednak trzask z telewizora,
którego ton był jeszcze głośniejszy, zatrzymał mnie.
- Gra musi zostać
wstrzymana – poinformował spiker widzów. – Nagły huk okazał się dźwiękiem strzału.
Ochrona znalazła Svensona martwego w jego przebieralni. Po sprawcy nie ma
żadnego śladu.